niedziela, 14 października 2012

Oddech

Przez kolejne kilka dni nie działo się nic. Ja się wdrażałam do pracy w radio. Szło mi to opornie, bo tak między Bogiem a prawdą to wcale nie miałam ochoty pracować z Maciejem. Jak będę z nim przebywać dwadzieścia cztery na dobę to oszaleję. Niby audycja jest raz w tygodniu, ale należy ją przygotować. A ja mam manię kontroli i jak się czymś zajmuję to całą sobą, może i szybko się nudzę i zmieniam obiekt zaangażowania, ale i tak mamy problem. Biorąc pod uwagę moje humory związane z tym co mnie czeka za trzy kwartały było mi strasznie szkoda Macieja. W związku z moim zaciążeniem postanowiliśmy wziąć ślub możliwie szybko, żebym wystąpiła jeszcze bez zbędnego bagażu lub tuż po wypluciu obcego. Wszystko zależy od terminów. Osobiście wolałabym w ogóle z tego, póki co zrezygnować, i zacząć się tym martwić jak dziecko zacznie raczkować. Albo pójdzie na studia.
Mikołaj dzwonił po kilka razy dziennie informując mnie o postępach w śledztwie. Przestałam odbierać telefon. Syla usiłowała mnie namówić na kabałę w sprawie przyszłości mojego potomstwa. Magda zaczęła mnie prawidłowo odżywiać. A Michał z Maćkiem stali się moimi osobistymi ochroniarzami. Jedynie moja matula zachowała resztki rozsądku.
- Kiedy idziesz do lekarza - spytała któregoś wieczoru
- Jutro - westchnęłam - I modlę sie o to, żeby test był przeterminowany
- Nie chcesz swojej starej matki wnukiem uszczęśliwić?
- Mamo! Oni mnie zamęczą. Jedno mnie karmi, drugie kupuje śpiochy, trzecie pilnuje, czwarte głaszcze. Mam ochotę wysłać ich wszystkich na księżyc. I niech wrócą jak dzieciak skończy dwudziesty piąty rok życia.
- Muszą się oswoić z myślą, że powijesz potomka
- Co to właściwie miało znaczyć? - skrzywiłam się nad doborem słownictwa - Może w ogóle zaczniesz mi tu waćpannami rzucać. Powić? Potomka?!? To nie średniowiecze!
Moja mama zachichotała.
- Kochana. Największy cyrk dopiero przed Tobą. Teraz nie ważne co powiesz i tak zostaniesz potraktowana jako humorzasta ciężarna.
- Zabiję ich.
- Ja z nimi pogadam. - zaoferowała się.
- Słusznie. Magda Cię posłucha, Mikołaj i Syla się Ciebie boją, Maciej uważa Cię za najmądrzejszą na planecie....
- Zmiłuj się. Mi się mądrość ze starym dziadem z brodą do pasa kojarzy. Czy ja Ci na druida wyglądam?
Rozbawiła mnie.
- Tak z profilu...- zaczęłam i oberwałam za karę jaśkiem. - Dobrze przynajmniej, że Ty i Młody traktujecie mnie normalnie.
- Nie jesteś niepełnosprawna. Jesteś w ciąży.
- O ile w ogóle.
- O ile w ogóle - potwierdziła. - To co kawy?
- Tylko nie inki!
- Mam taką bezkofeinową z M&S. Nie wiem jak oni to robią, ale to usuwają kofeinę z normalnych ziarenek. Magia - zamachała niby-mistycznie rękami.
- Jak tak mielisz powietrze to wyglądasz bardziej jakbyś nie umiała makareny tańczyć... - znów dostałam jaśkiem.
Wypiłyśmy i wróciłam do mojego gniazdka. Pierwszy raz od dłuższego czasu usiadłam do komputera i zaczęłam pisać. Postanowiłam, że skoro rozwiązujemy sprawę tak abstrakcyjną to być może moje fikcyjne rozwiązanie jakie zastosowałabym w książce byłoby tym właściwym. Siedziałam ze cztery godziny przy klawiaturze. Napisałam ze 100 stron i stanęłam w miejscu w którym obecnie się znajdowałam. Spojrzałam na tekst na monitorze. Nigdy bym nie przypuszczała, że uda mi się napisać coś co będzie mieć jakiekolwiek odniesienie do rzeczywistego, mojego życia. Z reguły pisałam zmyślone rzeczy budując pokręcone osobowości moich bohaterów na podstawie pokręconych osobowości moich znajomych.
"Z pamiętnika wariatki. Misja: Morderca"
- Jestem genialna - powiedziałam do siebie i poszłam do kuchni po puszkę Coli.
Michał zabronił mi jej pić, ale litrowa butelka zawiera tyle co jedna kawa. W tych tańszych wersjach jeszcze mniej. Niech mnie pocałują w d...uży pokój. Nie zamierzam rezygnować z tej pyszności na rzecz domniemanej ciąży. W końcu porcja tego napoju to nie jest pół litra wódki. Nic się nie stanie.
Wróciłam do pokoju, zadzwonił telefon. Zignorowałam to. Wiedziałam że dzisiaj przekroczę bezkarną ilość nieodebranych połączeń i czeka mnie nalot. Mieszkanie miałam sprzątnięte, kota nakarmionego a lodówkę wypełnioną po brzegi. Nie myliłam się. O osiemnastej z hakiem przyjechał tercet egzotyczny czyli Anka, Michał i Maciek. O dwudziestej dojechała jej wysokość restauratorka. A chwilę po niej podjechali radiowozem Miki z Wackiem i Sylwią. Jedyną zaletą mojego domniemanego stanu błogosławionego był fakt, że ktoś mnie wiecznie w czymś wyręczał. To wygodniejsze i tańsze niż kamerdyner. - I jak tam Twoje dochodzenie? - spytałam Mikiego łypiąc chciwie na przyniesione przez Magdę pyszności - Magda, o Boże....kocham Cię. Trzymałam w ręku moją ulubioną kanapkę. Moja przyjaciółka nie robiła tego typu kanapek od lat, od czasu jak rzuciła pracę w subwayu. - I nawet maszs te swoje zielone oliwki, i chleb sama robiłam. Niech moje chrzestne wie, że ciotka się troszczy. - Ale wiesz, że my nie będziemy chrzcić? - spytał Maciek - Będę honorową chrzestną. Taką od prezentów, tuczenia za plecami rodziców i robienia głupich dowcipów.  
"Taram taram! Super Ciotka w natarciu" 
- Spoko - odparłam - To Michał? Honorowy chrzestny?
- Zgadzam się - odpowiedział - Będę od demoralizowania, tatuaży, koncertów i dobrej muzyki.
- A ja? - zapytała Sylwia robiąc smutną minkę.
- Ty zostaniesz tą ekscentryczną ciotką, której każde spotkanie to przeżycie większe niż koncert Metallici. - Wacek bluźnił.
Ja, Adam i Maciek spojrzeliśmy na niego takim wzrokiem jakby powiedział, że to on ukrzyżował Chrystusa 2000 lat temu.
- Jak nie wiesz o czym mówisz to się nie odzywaj - ponuro podsumował mój młodszy brat.
- Miki, to jak śledztwo - szturchnęłam policjanta.
- Jak przełknie to Ci pewnie odpowie - pouczyła mnie Magda.
- Okey. Więc...miałaś rację. Ten nasz żyjący chłopak znał tego zaginionego. Oni się z trzecim takim zadawali jeszcze. - Mikołaj mówił jedząc z takim zapałem jakby nie miał nic w ustach od miesiąca. Co najmniej. - Ten trzeci, siedział w pierdlu.
- Zabił kogoś? - nie udało mi się ukryć radości w głosie.
- A gdzie tam? - odparł - Fałszerz. Bardzo zdolny. Świetnie malował.
- A jak pobyt? - spytała Sylwia wyczuwając mojej myśli
- Wzorowo. Podobno bardzo aktywnie uczestniczył w zajęciach dodatkowych. - Miki niewzruszony wcinał tartę z malinami.
- Czyli się zgadza - powiedziałam - Tam się nauczył tatuażu. I mamy zabójców.
- Czyli teraz tylko ich złapać. - Pan Władza był zadowolony.
- Tak uważasz? A jak ty ich powiążesz z tym wszystkim? No znali się, no jeden umie tatuować, no ma maszynkę, no zakrwawioną...a jak inaczej. Nie odda bo czym będzie tatuował. On tak zarabia. A ty? - wskazałam na mojego głównego rozmówce palcem - jak mu to udowodnisz i skąd nakaz wytrzaśniesz.
- Zabijasz wszelką radość życia we mnie - skrzywił się popijając ciasto mlekiem Mikołaj.
- Taka prawda. Mamy ich tak samo jak oni mieli zabójców tej skrzypaczki. Wiedzą o tym. I co z tego? - podsumowałam nieco sceptycznie.
- Ja bym tropem tego aptekarza i jego leków podążała - wtrąciła Syla. - On nie bez powodu przyszedł na komisariat. Chciał, żebyśmy to wiedzieli. Może to jest jakiś punkt zaczepienia? Niby po co by się fatygował? - To czemu wcześniej sam dupy nie ruszył? - wtrącił się Michał - A co? Miał przyjść i oznajmić "Bry! Bo ja bym chciał o takich lekach opowiedzieć..."? Akurat by go wysłuchali! Nie myśl czasem. Oni tam na Policji mają tyle do roboty, że potrzeba nimi czasem wstrząsnąć - skwitowałam. - No to im chłopaki załatwili wstrząs.
- Fajnie Wam tak gadać, ale do aptekarza to muszę dokopać się Ja. - przedstawiciel aparatu porządku był wyraźnie niezadowolony.
"Jak na gatunek posiadający zorganizowane grupy zajmujące się utrzymaniem porządku społecznego to mamy wyjątkowy pierdolnik w tej materii."

1 komentarz:

  1. ok wiedzą tak na "gębe". Przynajmniej tyle. i tak szybko do tego doszli. Na każdym posterunku przydałaby sie taka Pani Syla i Regina;)

    OdpowiedzUsuń