poniedziałek, 15 października 2012

Nowy trop

- Nie wiem jak ty to robisz? - oznajmił mi Mikołaj przez telefon
- Ja robię co?
- Zacząłem grzebać za tym nieszczęsnym aptekarzem. Dorwałem go nawet i pogroziłem, że jest następny. Nawet trochę pary puścił.
- A co dokładnie powiedział?
- Opowiedział mi o sobie i swoim młodszym bracie. A głównie o bracie. I to mi dało do myślenia. Bo młodszy brat to były komendant. I tylko dzięki jego odejściu Piotruś awansował. Tamten podobno go nie cierpiał. Długa historia, zresztą.
- To postaraj się mi ją jakoś streścić.
- Aptekarz zeznał, że leki nasenne były dla brata. Brat miewał problemy w tej materii: stresująca praca, dom, rodzina. I teraz, uważaj, bomba: KOCHANKA!
- Ka-bum?
- No właśnie. Zadzwoniłem do tego emerytowanego i on mi powiedział, że owszem miał kogoś na boku, ale to za zgodą żony było. I nie była to kochanka.
- Kochanek?!?
- Ha-ha! Dokładnie! I podobno ktoś z jego otoczenia się dowiedział o tych jego romansach i go szantażował.
- Jak mi powiesz, że kazali mu Piotrusia awansować to umrę.
- Nie...wcale nie. Kazali tuszować sprawy. Komendant wysyłał w tym celu Piotrusia, który łby sprawom ukręcał. Aż w końcu się wycofał jak tylko dało radę.
- Dobre!
- Genialne w swej prostocie! I ten Piotruś likwidator, ech...niesmowite. A najlepsze jest to, że mam te nieszczęsne listy z pogróżkami, bo komendant nigdy ich nie wyrzucił. Wyblakły trochę i liter prawie nie widać, ale nasi technicy dają radę.
- Ten Piotruś w tym wszystkim mnie martwi.
- Były Komendant twierdzi, że im na rękę jest, że Piotruś jest teraz u władzy, bo na niego też mają haka. W końcu to był tym "likwidatorem".
To brzmiało tak dziwnie, że prawie nierawdopodobnie
- Czyli badasz odciski i dopasowujesz w nadzei, że znajdziesz kogoś w bazie?
- Dokładnie tak.
- A pytałeś tego waszego EX czy ma podejrzenia kto to mógł być?
- Odburknął, że miał ale tamten był zszedł.
- A sam nie mógł wtedy odcisków sprawdzić?
- Niby mógł, ale baza była żadna, na wszystko patrzyła władza wyższa i ciągnęło by się to miesiącami. Podejrzewał każdego, więc nawet oddać te papiery, do analizy się bał.
- A ty się nie boisz?
- Ja to robię bardzo dyskretnie. Może na to nie wyglądam, ale wiem co robię.
- Mam nadzieję.  - powiedziałam lekko krzywiąc się do słuchawki. - Najgorsze to te dowody. Jakbyś je miał to pół biedy.
- Wacek już szuka dziur we wskazanych przez byłego sprawach. Jak coś dostaniemy to jego zeznania mam nagrane, oświadczenie podpisane i potwierdzone notarialnie. A potem wsadzę swojego obecnego i go przycisnę najwyżej. Bo już po tym co przejrzeliśmy widzę, że Piotruś mistrzem kamuflaż i subtelności nigdy nie był. Z tydzień się nam zejdzie.
- Tak naprawdę wystarczą Wam dwa epickie potknięcia i możecie lecieć do prokuratury.
- Jedno już mamy. - usłyszałam niemalże ten uśmiech na twrzy Mikiego.
- Tylko wszystko po cichu. Pamiętaj.
- Tak jest, matko chrzestna - zaśmiał się - wpadnę wieczorem z Magdą. Na razie!
- Paaaa.... - rzuciłam do słuchawki i się rozłączyłam.
Smród będzie niesamowity jak wszystko wyjdzie na jaw. Lepiej niech go nie zabijają, bo Magda mi tego nie daruje. Telefon zadzwonił ponownie.
- Słucham - spytałam
- Zostaw to. - usłyszałam w słuchawce, spojrzałam na wyświetlacz.
- Ale zdajesz sobie sprawę Piotruś, że mi się Twój numer wyświetlił.
- Piotr, a nie Piotruś! - głos poczuł się wyraźnie urażony.
- Piotruś, Piotruś...Piotr by dzwonił z zastrzeżonego.
- Było trzeba z tej roboty wcześniej, kurwa, zrezygnować. Mam dość. Rezygnuję. Powiedz mi Mikołajowi żeby do mnie przyszedł.
- Sam mu powiedz, nie jestem Twoją sekretarką. A ode mnie się odpimpaj, bo wiem o tym tyle co o balecie współczesnym. - wrzasnęłam i rzuciłam słuchawką.
Dziwne...
Wzięłam komórkę do ręki i napisałam sms treści: "Nie idź do Piotrusia dzisiaj. Dzieje się coś dziwnego.
Pożyjemy, zobaczymy.
Zadzwoniłam do Magdy.
- Cześć Słońce - usłyszałam wściekły głos w słuchawce - Miałam dzwonić. Bo są dwie opcje: albo jestem debilem i mów mi Stefan albo u mnie w knajpie ktoś kradnie.
- Dobra Stefan, wpadnę po szóstej bo mam przegląd podwozia!
- Idziesz w absurd. Dowiem się w końcu czy będę ciotką? To napisz czy pijemy do kolacji wino czy sok winogronowy.
- Spoko Stefan. Się zrobi.
- Nie denerwuj mnie, bo zacznę na Ciebie Ziutek wołać.
Wyobraziłam sobie siebie w kombinezonie roboczym, z bułką, kiełbasą oraz tak zwaną ćwiarą i zabulgotałam do słuchawki starając się zdusić w zarodku rechot.
- Spoko Stefciu. Podpisano Twój Ziutek - wydusiłam przez łzy śmiechu napływające mi do oczu.
- Słyszę Twój wyraz twarzy.
- Spadaj. Widzimy się wieczorem.
- Paaaa.... - usłyszałam w telefonie zanim się rozłączyłam.
Usiadłam przy biurku i spojrzałam na Michałowy kącik chwały. Wysyłałam mu te paczki trzy razy w tygodniu w różnych poczt w mieście zmuszając różne osoby na pocztach różnymi metodami do adresowania ich i pisania liścików. Wmawiałam ludziom miłość i połamane kończyny. Ciche wielbicielstwo wygrywało. Dorabiałam do tego takie historie, że scenarzyści telenowel to, przy mojej chorej fantazji, mróweczki.
Wykonałam 70% planu. Jako ostatni przyjdzie list ze mną i każdym z tych cudów, a każda fotogrfia wklejona będzie na stronie w gwiezdnym zeszycie od Mikiego.
- Co się gapisz jakbym Ci pięć złotych obiecał? - jak zwykle subtelnie zwrócił się do mnie Michał.
- Patrzę nie na Ciebie, bo to grozi ślepotą lub trwałym kalectwem, ale na te gwiazdki. Nie masz co z gotówką robić? Chętnie przyjmę w ilości każdej!
- Nie kupiłem tego. Dostałem.
Skrzywiłam się teatralnie.
- Mam takie świecące gwiazdki przyklejane na ścianę. Mogę Ci odstąpić jeśli chcesz - powiedziałam ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
- Też takie mam. Nie imponujesz mi - zrobił ruch głową mający imitować modelkę odrzucającą włosy na plecy. Wyglądał jakby miał zaraz dostać ataku padaczki. Ponownie się skrzywiłam, ale tym razem uniosłam przy tym prawą brew.
- Masz minę jakby Ci się srać chciało - zauważył subtelnie.
- Ty się, z kolei, tak ruszasz.
- Ha-ha-ha - wykrzywił twarz w udawanym uśmiechu.
- Uważaj, bo ci tak zostanie. - powiedziałam, pokazałam mu język i wyszłam z pokoju.
Wkroczyłam na korytarz mało nie zderzając się z kobietą ciągnącą za sobą potwornie dziwaczny odkurzacz piorący i przepraszając ją weszłam do studia. Maciek siorbał herbatę do mikrofonu.
- Co ty robisz? - spytałam
- Czekam aż skończą się reklamy.
- Idę do lekarza potwierdzić Twój strzał i potem do Magdy. Przyjedziesz nam potowarzyszyć?
- Tylko jak Miki da się przekonać, bo tak to zaczniecie o hormonach i wrastających włoskach, a ja tego nie przeżyję.
- Jesteś pewien, że mnie z kimś nie mylisz?
- Przykład dałem. Chodzi o to, że wy zawsze na jakieś babskie tematy zejdziecie.
- Oj tam, oj tam
- Jak skończę i ogarnę nową ramówkę to się zgłoszę - Maciek wstał, pocałował mnie i pokazał palcem drzwi. Zasalutowałam i wyszłam. Znowu wjechałam na kurs kolizyjny z kobietą i odkurzaczem. Przeprosiłam, choć Pani miała minę jakby oczekiwała, że padnę przed nią i pokłony zacznę jej bić.
Poszłam do Pana specjalisty, który na moje pytanie o diagnozę odparł: "To teraz zagramy w grę o enigmatycznej nazwie Czy Ktoś Mnie Zapłodnił?". Nie zrozumiem nigdy ginekologów ani ich kloaczno-waginalnego poczucia humoru. Jest to o tyle zabawne o ile niezręczne. Zaśmiałam się głupkowato i spojrzałam na lekrza wyczekującym wzrokiem.
- Ja bym to ujął tak: płci jeszcze nie podam, ani ilości ale z Pani kartu wróżę bliźniaki płci męskiej za jakieś osiem miesięcy. Będzie Pani płakać?
- Czemu miałabym płakać.
- Proszę Pani. Ja jestem ginekologiem, nie takie rzeczy widywałem w swojej lekarskiej karierze.
Ubrałam się, odbyłam pouczającą pogaduszkę. Dostałam uroczą rozpiskę co, kiedy i jak badać, jak się odżywiać i list dziękczynny od Państwa z zapewnieniem urlopów, pomocy przy opiece i tym podobnych pustych obietnic bez pokrycia. To się, bodjaże, polityka prorodzinna nazywa. Generalnie wyszło na to, że od dziś moje potrzeby są nieistotne i na kolejne kilka miesięcy staję się żywym inkubatorem. Wszystko we mnie się skrzywiło z niesmakiem i odetchnęło z ulgą na myśl o tym, że mam pieniądze i dzięki nim staję się także bankomatem. A bankomaty trzyma się przy życiu bardziej.
Wyszłam z gabinetu, zapłaciłam za poradę i pognałam do Magdy przeliczyć jej pieniądze. Dla mojej przyjaciółki matematyka to niebezpieczna broń obosieczna. A czułam, że dzisiaj była bliska wydłubania sobie nią oka.

1 komentarz:

  1. to o tym charakterystycznym ruchu głową Michała jest zdecydowanie najlepszym tekstem, jak do tej pory!
    Bliźniaki? no oby bardziej utalentowane niż Mroczki :P

    OdpowiedzUsuń