Wstałam rano obudzona subtelnie przez Ozyrysa, który
siedział przy mojej głowie, przykładał swój nos do mojego i wpatrywał się we
mnie. Kiedy otworzyłam jedno oko zamiauczał, jak na niego, dość głośno.
Spojrzała w kierunku nocnej miski mojego kociątka i ustaliłam cel tych
zabiegów.
- Już wstaję to dam ci w kuchni - wymamrotałam zwierzakowi
do ucha.
Wstałam, ubrałam się i poszłam, prowadzona przez moją
pociechę poszłam do kuchni, do miski dziennej nakarmić bydlaka. Mój kot miał
dwie miski z przyczyny czysto technicznej. Żeby w nocy sobie mógł coś zjeść
musiałabym wstawać, rozbrajać system alarmowy i iść z nim, a potem wracać,
uzbrajać system i dopiero iść spać. Kocham mojego sierściucha, ale bez
przesady.
Nasypałam głodomorowi jedzenia do dozownika i zabrałam się
na robienie sobie i Maćkowi kawy. Zerknęłam na zegar na ścianie. Ósma
dwadzieścia. Włączyłam radio i zaczęłam trzaskać garami w ten charakterystyczny
sposób mówiący: "Musisz wstać, bo ja wstałam, ale Cię nie obudzę tylko
będę walić naczyniami żebyś myślał, że sam wstałeś". Po piętnastu minutach
rozsiewania pysznych śniadaniowych zapachów i robienia hałasu usłyszałam ruch w
pokoju. Ozyrys spał na parapecie, a to oznaczało powodzenie mojej misji.
- Ale walisz tymi garami - powiedział zaspany Maciek
wchodząc do kuchni - jak chciałaś żebyśmy dziś jechali razem samochodem to było
trzeba mi dać znać wczoraj, Na którą jesteś tam umówiona?
- Na jedenastą.
- To wyjdziemy o dziesiątej. - mówił całkiem przytomnie - A
właśnie, stary wczoraj dzwonił i o dżinglu jakimś mi coś mówił. O co chodzi?
- Mamy nagrać krótkie info o audycji, a raczej o muzyce jaką
chcemy puszczać.
- Napiszesz tekst?
- Napiszę, ale mamy pewien problem. Bo ja nie wiem o czym
jest audycja.
- Konwencja jest prosta. Zapraszamy gościa lub nie i gadamy
o muzyce. Z Michałem mieliśmy tematy typu: "dzisiaj tamburyny"
albo "rok 1990".
- No to bez problemu. - przerzuciłam wege-kiełbaski w
piekarniku i zamieszałam jajecznicę. - Kawy?
- Sikać najpierw. Kawa potem.
Skończyłam robić śniadanie, zastawiłam stół, wyrzuciłam kota
na podwórze, żeby nie marudził potem o spacer i usiadłam z kawą w ręku. Maciek
wrócił po kilku minutach.
- Ręce myte?
- Tak jest Genarale!
- Jeść śniadanie i pić kawę proszę. - rozkazałam i
zagłębiłam się w komponowanie kilku zdań na temat audycji. Maciek siedział z
kawą i słuchał wiadomości. Potem zaczął udawać, że umie czytać i wcisnął nos w
jakąś książkę.
- O czym ty tak rozmyślasz? - nie wytrzymał w końcu mojego
milczenia.
- Co o tym myślisz: "Jesteś przekonany, że wysłuchałeś
już wszystkie melodie we wszechświecie? Wierzysz, że o muzyce i muzykach wiesz
wszystko? Chyba czas żebyśmy wyprowadzili Cię z błędu."? - zamilkłam z
wyczekującą miną.
- Jestem za. - skinął głową na potwierdzenia swoich słów.
- To powie Michał. A teraz nasza kwestia: "Chcemy
puszczać dobrą muzykę rockową - starą i nową, klasyczną i eksperymentalną,
polską i zagraniczną, szybką i wolną, spokojną i buntowniczą. Każdą, której
istnienie jest uzasadnione artystycznie!".
- Ej, to zdanie jest dobre! Długo nad tym myślałaś?
- Miliardy lat i wszystkie swoje poprzednie sto czterdzieści
dwa wcielenia spędziłam nad dopracowaniem każdej literki tego zdania. - wylałam
z siebie jad - a teraz cicho, bo kontynuuję...i na koniec Michał zapowie Ciebie
i Mnie w nowej audycji w soboty po południu.
- Powiem to dziś Jego Wysokości.
- Świetnie
- A teraz się zbieraj, bo nas wieczór zastanie...
Wstałam, choć niechętnie, poszłam do łazienki i już po 25
minutach wyszłam umalowana, umyta i uczesana. Poszłam do garderoby i wybrałam
sprezentowany mi sweter, legginsy ze skórzanym lampasem i buty na koturnie. Jak
już biorę coś czemu bliżej do rajstop niż spodni to z płaskim obcasem się nie
będę wygłupiać. Jestem niska i jak założę coś bez obcasów czy koturnów to będę
wyglądać głupio.
Wyszliśmy za pięć dziesiąta. Przed drzwi komisariatu
zajechałam dwadzieścia minut przed czasem. Weszłam do holu i zobaczyłam na
miejscu dyżurnego przerażonego Wacka. Zauważył moje wejście, wykręcił numer,
powiedział coś do słuchawki i podszedł do mnie.
- Widziałem czarownicę - powiedział
- Sylwia już przyszła?
- Ty ją znasz?!? - miał ton jakbym zadeklarowała konszachty
z diabłem.
- Już kilka lat. Ona jest bardzo miłą i ciepłą osobą. Ale
styl ma dość egzotyczny. - taka prawda - Poznam Cię z Nią!
- A ona nikogo nie ma? - oczy mu się zaświeciły, a ja szybko
zrozumiałam czemu zrobiła na Nim takie piorunujące wrażenie.
- Nie ma.
- Chętnie poznam, w takim razie - uśmiechnął się Wacek.
Zauważyłam Mikołaja, który machał do mnie żebym wchodziła.
- Do której tu dziś jesteś? - zapytałam na odchodne.
- Do ósmej.
- Wpadniemy! - puściłam do niego oko zostawiając z miną
zwycięzcy milionerów.
Podeszłam do Mikołaja, przywitałam się jak mnie mamusia w
dzieciństwie uczyła i poszłam z nim do gabinetu. Syla już tam była, rozsiadła
się na wielkim fotelu i grzebała Mikiemu w komputerze.
- Cześć Piękna - przywitała mnie - przeglądam zdjęcia
fajnych facetów w necie, bo ten na bramce mi kogoś przypominał.
- A wiesz, że fakt - podeszłam do kompa i położyłam rękę na
jej ramieniu - WIEM! Twojego pierwszego męża!
- To ilu ty ich miałaś, tych mężów? - wtrącił się Pan
Władza
- Ani jednego - uśmiechnęła się do Niego.
- To skąd ten szalony pomysł? - poczułam się jakby ktoś tu
kogoś przesłuchiwał.
- Spytaj Wacka! Byył Sylwią zachwycony - spojrzałam w
kierunku komputera - No nie mów mi?!? Ty też.
- Nom. - pokiwała głową - Mogę do Niego na chwilę pójść.
- Ale... - Mikołaj próbował protestować.
- Nie ma jeszcze jedenastej, leć! - odparłam.
Sylwia wybiegła.
- Wyskoczyła jak gazela.- spojrzał za nią Pan Podkomisarz
przypominając mi tym samym dowcip o nogach jak sarenka. Zaśmiałam się w duchu.
- Nalejesz mi kawy? - zapytałam, żeby znaleźć mu jakieś
zajęcie.
- Sama sobie nie możesz nalać?
- Dżentelmen, nie ma co.
- Pójdę po cukier, o ile Hrabina pozwoli - ukłonił mi się.
- Tylko na jednej nodze, parobku - pomachałam za nim
pogardliwie dłonią niczym zmęczona możnowładczyni.
Po chwili wrócił dzierżąc w ręku cukiernicę oraz ciągnąc za
sobą Sylę. Miała zamiast oczu dwie pięciozłotówki, uśmiech na twarzy i małą
karteczkę w ręku.
- Zabierz ją - przekazał mi ją - Ona nam oficera dyżurnego
demoralizuje.
- I vice versa - wyszeptała zadowolona Sylwia.
- Masz te akta? - zapytałam, bo doszłam do wniosku, że im
szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy.
- Tam - pokazał palcem Miki
- Daj jej coś do pisania. Zdjęcia ofiary, która przeżyła i
niech pisze. - rozkazałam.
- Już przynoszę.
- Ty - zwróciłam się do Sylwii - siadaj tam, będziesz ciężko
pracować. Chcesz kawy?
- Poproszę - odparła.
Miki wyszedł na chwilę, a ja w tym czasie nalałam jej kawy,
opowiedziałam skąd go znam i dowiedziałam się że Wacek zaprosił ją dzisiaj na
spacer po pracy. Mam cudowną moc łączenia w pary.
- Wróciłem, możecie już mnie nie obgadywać - oznajmił
wchodząc nasz kolega przedstawiciel władz.- Masz kartki i coś do pisania,
teczka leży po twojej prawej stronie. Poznasz, sygnatura napisana jest
czerwonym markerem. Jest tam tylko jedna taka.
- Uhum, uhum....poradzę sobie. A ta pierwsza ofiara? Od razu
bym sobie dokładnie wiedzę uporządkowała. - pokiwała głową
- Na tej samej stercie, sygnatura będzie miała ten sam numer
z różnicą końcówki. Dla pierwszej ofiary jest łamane na zero siedem.
- Okey, zajmij się Regie. Ja potrzebuję teraz ze dwie
godziny spokoju. Minimum. Więc proszę do mnie nie mówić i zapewnić mi stałą
podaż płynów.
- Jak? - zapytał nieco oniemiały Mikołaj
- Postaw mi tu litrowy dzbanek z mrożoną herbatą i szklankę.
- Już kogoś proszę - złapał za słuchawkę i po kilku minutach
w drzwiach stał Wacek z butelką zimnej herbaty i szklanką, a jakże, w
serduszka.
Sylwia uśmiechnęła się, grzecznie podziękowała dodając że to
jej ulubiony smak. Nacisk na słowo ulubiony podchodził pod pornografię, jak na
moje ucho. Młodszy policjant wyszedł i zostaliśmy we trójkę.
Wzięłam się do odkopywania faktów starej sprawy. Wiele te wszystkie
raporty były podejrzane. Jakby ktoś od samego początku chciał ukręcić sprawie
łeb. Wszystkie testy przeprowadzone bardzo późno. I ten nieszczęsny chłopak o
którym były, raptem, wzmianki.
- Mikołaj - zwróciłam się do policjanta - Masz jakiś zeszyt?
Bo warto, to co myślę, zapisywać.
- Masz - wyciągnął z biurka brulion w gwiazdki
- A masz drugi taki? - zapytałam myśląc o zemście na Michale
- Po co ci dwa.
- Bo mi się podoba.
- A to masz. - podał mi drugi identyczny.
Wzięłam w dłoń długopis i zaczęłam pisać najładniej ja
umiem. Strony podpisałam sobie: zbrodnia, ofiara, chłopak, rodzice, fakty,
przypuszczenia. Na każdy dział zostawiłam sobie kilka kartek, bo "nigdy
nie wiadomo".
Rozpoczęłam wyławianie informacji. Z informacją pisaną jest
jak z książką. Zanim dasz ją komukolwiek do przeczytania i tak poprawiasz błędy
tysiąc razy, wydawnictwo i tak ma poprawki, a ty i tak nawet z wersji finalnej
nie jesteś w stu procentach zadowolona. Irracjonalna chęć policjantów do
porządkowania i pisania po śledztwie wiele utrudnia. Chaotyczne notatki skrywać
potrafią czasem więcej wiedzy niż uporządkowane sprawozdanie.
- Masz swoje notatki z tego dochodzenia? - zwróciłam się do
detektywa.
- Mam, a po co Ci.
- Chcę poznać Twoje myśli i poglądy z tamtego czasu.
- Poszukam, ale to potrwać może, bo mam bałagan w aktach.
- To ja i tak na razie pracuję nad czym innym, ale pamiętaj
o tym.
- Zostawiam Was, bo tu tego na pewno nie odnajdę.
Pracujcie.- zabrał z biurka kilka kluczy i wyszedł.
Ślęczałam nad tymi wypocinami, ekspertyzami oraz
sprawozdaniami i wyłowiłam tyle, że dziewczyna prawdopodobnie została zmuszona
do spożycia trucizny lub spożyła ją nieświadomie. Aż doszłam do spisu świadków.
Mało nie spadłam z krzesła. Ostatnią osobą, która zgodnie z ustaleniami z nią rozmawiała
była właścicielka galerii malarstwa współczesnego. Wstałam i podeszłam do aktualnego
pliku akt, sprawdziłam nazwisko - zgadzało się. Poczułam, ze robi mi się
gorąco. Pierwsza ofiara - ta młoda dziewczyna. Jak się nazywała....zajrzałam
Syli przez ramię. Paciorkiewicz. Jest i w moim spisie, ale imię się nie zgadza.
Zaraz a matka? Znów zawisłam nad wróżką jak czarne chmury. Byłam pewna, że już
robię się pąsowa na twarzy. Matka pierwszej ofiary! Zapisałam sobie. Młody
chłopak! I tutaj - konsternacja. Nie ma go w spisie świadków. Zapisałam sobie.
Czwarta ofiara, czwarta ofiara.... Czemu ja nic nie wiem o czwartej ofierze.
Złapała świeżą teczkę z biurka Mikiego. Presto! Trafiony-zatopiony.
Jerzy....mam Jerzego. Nazwisko też się zgadza. Zaraz przebrnę przez zeznania.
Zanotowałam. Przebiegłam oczami po liście świadków: 17 osób. Czemu nie 18?
Mózgu pracuj.
- Mam te swoje notatki. - Mikołaj właśnie wszedł do
pomieszczenia - Co ci jest?!?
Właśnie z czerwonej cegły zmieniłam kolor na
kredowo-śnieżny. Za dużo informacji! Jak ja mam mu to powiedzieć?!?! Ale jak on
to sam? A może komuś zapłacił? Chyba, że też nic nie wiedział. Niemożliwe.
Zerknęłam na Sylwię, która jakby rażona piorunem wstała, odwróciła się i
spojrzała na mnie.
- Nigdy w to nie uwierzę! Nie odkopywał by tego -
powiedziała - Przecież nie jest idiotą.
- Skąd u Ciebie taka pewność?!?!
- Inaczej by go sprzątnął. Bycie policjantem jest jak plucie
pod wiatr i dobrze o tym wiesz - wróciła do swojego profilowania.
Spojrzałam na Mikołaja. Fakt.
- O czym wy mówicie? - zapytał
Odzyskiwałam swój normalny kolor
- O Tobie. Jako jedyny miałeś dostęp do tych wszystkich
zeznań i informacji. Sprawie ewidentnie ukręcono łeb! Co mam myśleć?
Miał minę jakby ktoś dał mu w twarz.
- Moje notatki - podał mi teczkę.
- Przepraszam - pierwszy raz w życiu czułam się tak podle,
ale nadal coś mi mówiło że dużo racji jest w moim przeświadczeniu o winie kogoś
z komendy. Ktoś musiał maczać w tym palce.
- Coś ustaliłaś? - zapytał jakby ostatni kwadrans nigdy nie
zaistniał
- Tak. Porównałam nazwiska osób w tej sprawie z nazwiskami
osób z tymi od skrzypaczki. Osoby starsze były świadkami, pierwsza ofiara
natomiast jest córką jednego ze świadków.
- A chłopak?
- Wśród świadków go nie ma. Pamiętasz może jak nazywał się
partner tej skrzypaczki.
- Masz to w notatkach. Jako zaginiony nie wszedł do akt
śledztwa, bo po co miałem śmiecić dodatkowymi pierdołami.
Otworzyłam teczkę i podniosłam jedną z kartek. Powąchałam.
Lubię zapach takiego starego papieru i farby drukarskiej. Przenosi w przeszłość.
Doznałam szoku, bo poczułam lawendę.
- Macie mole w szafach? - spytałam.
- Oryginalne masz dzisiaj pomysły - skrzywił się Pan Władza.
- To czemu ten papier pachnie jak środki uśmiercające ten
typ robactwa? - skusiłam go swoim pytaniem, bo podszedł i powąchał.
- Nic nie czuję.
- Zapach jest ledwo wyczuwalny. I bardzo interesujący
- zapisałam sobie ten fakt w zeszycie i rozpoczęłam poszukiwanie nazwiska
partnera skrzypaczki.
Przejrzałam papiery sześciokrotnie i nie znalazłam nic. Ani
słowa o żadnych chłopakach. Były drzewa genealogiczne rodziny, zapiski na temat
rodziców, kartki ze wstępnych ustaleń, a nawet jedna kartka z nutami należąca
do ofiary.
- Nie ma - ogłosiłam podnosząc głowę znad stosu
celulozy.
- Musi być. - Miki podszedł do mnie z kubkiem kawy i kanapką
w ręku. Widziałam, że to dzieło Magdy. Meg zaczynała od pracy w barze
kanapkowym. Była mistrzem w przyrządzaniu tego typu smakołyków. Sama wypiekała
bułki, szykowała sosy, układałam i kroiła warzywa, dobierała gatunki sera i
mięso lub ryby. Jej sos marinara był tak cudowny, że można było go jeść
łyżkami. Uwielbiałam jak robiła mi swoje kanapki na ciepło z grillowanym
kurczakiem albo jej wersja falafela z sosem bałkańskim i warzywami. Poczułam że
zaczynam się ślinić, więc przestałam myśleć o jedzeniu.
- Sam popatrz! NIE MA!
- Pokaż! - wyrwał mi teczkę, usiadł na krześle przy biurku
obok i zaczął przeglądać.
- I co?
- Nie masz tam nic więcej? - wszedł między mnie a biurko
unosząc każdą karteczkę jaka na nim leżała.
- Oddałam Ci wszystko!
- Jestem przekonany... - zamilkł i pobladł. Wstał, przeżuł,
odłożył kanapkę na talerz i napił się kawy.- Wychodzi na to, że masz rację?
- Ja? - spytałam
- Tak. Niestety tak.
- A czemu?
- To nie ja maczałem w tym palce, ale ktoś z wewnątrz. Nie
wiem kto, ale jeśli myśli że mu to ujdzie to się myli. Ja może nie jestem
wyjątkowo bystry, ale jestem wyjątkowo dociekliwy.
- Skończyłam profil chłopaka - odwróciła się do nas Syla -
czy wobec rewelacji związanych z mordercą pracującym dla policji mam
przedstawiać wyniki mojej pracy czy wolicie trwać w milczącym przerażeniu nad
ludzką niegodziwością?
- Czytaj - zachęciłam ją do deklamacji zebranych uwag, bo
ona nie miała w zwyczaju mówić. Ona deklamowała albo wygłaszała.
"Och! Ach! Wielka, cudowna istoto...oświeć nasze
płoche rozumki"
""Musisz wstać, bo ja wstałam, ale Cię
OdpowiedzUsuńnie obudzę tylko będę walić
naczyniami żebyś myślał, że sam
wstałeś". haaa, znam to bardzo dobrze :D
Syla i Wacek <3 hihihi
ahh, ta Reggie, przypadkowo miała w szafie Shannowe 'spodenki' :p
aaaa! Kto 'zdradził'?!!? Idę poznać odpowiedz w następnym odcinku :)