poniedziałek, 1 października 2012

Brand New

Wstałam rano obudzona subtelnie przez Ozyrysa, który siedział przy mojej głowie, przykładał swój nos do mojego i wpatrywał się we mnie. Kiedy otworzyłam jedno oko zamiauczał, jak na niego, dość głośno. Spojrzała w kierunku nocnej miski mojego kociątka i ustaliłam cel tych zabiegów.
- Już wstaję to dam ci w kuchni - wymamrotałam zwierzakowi do ucha.
Wstałam, ubrałam się i poszłam, prowadzona przez moją pociechę poszłam do kuchni, do miski dziennej nakarmić bydlaka. Mój kot miał dwie miski z przyczyny czysto technicznej. Żeby w nocy sobie mógł coś zjeść musiałabym wstawać, rozbrajać system alarmowy i iść z nim, a potem wracać, uzbrajać system i dopiero iść spać. Kocham mojego sierściucha, ale bez przesady.
Nasypałam głodomorowi jedzenia do dozownika i zabrałam się na robienie sobie i Maćkowi kawy. Zerknęłam na zegar na ścianie. Ósma dwadzieścia. Włączyłam radio i zaczęłam trzaskać garami w ten charakterystyczny sposób mówiący: "Musisz wstać, bo ja wstałam, ale Cię nie obudzę tylko będę walić naczyniami żebyś myślał, że sam wstałeś". Po piętnastu minutach rozsiewania pysznych śniadaniowych zapachów i robienia hałasu usłyszałam ruch w pokoju. Ozyrys spał na parapecie, a to oznaczało powodzenie mojej misji.
- Ale walisz tymi garami - powiedział zaspany Maciek wchodząc do kuchni - jak chciałaś żebyśmy dziś jechali razem samochodem to było trzeba mi dać znać wczoraj, Na którą jesteś tam umówiona?
- Na jedenastą.
- To wyjdziemy o dziesiątej. - mówił całkiem przytomnie - A właśnie, stary wczoraj dzwonił i o dżinglu jakimś mi coś mówił. O co chodzi?
- Mamy nagrać krótkie info o audycji, a raczej o muzyce jaką chcemy puszczać.
- Napiszesz tekst?
- Napiszę, ale mamy pewien problem. Bo ja nie wiem o czym jest audycja.
- Konwencja jest prosta. Zapraszamy gościa lub nie i gadamy o muzyce. Z Michałem mieliśmy tematy typu: "dzisiaj tamburyny"  albo "rok 1990".
- No to bez problemu. - przerzuciłam wege-kiełbaski w piekarniku i zamieszałam jajecznicę. - Kawy?
- Sikać najpierw. Kawa potem.
Skończyłam robić śniadanie, zastawiłam stół, wyrzuciłam kota na podwórze, żeby nie marudził potem o spacer i usiadłam z kawą w ręku. Maciek wrócił po kilku minutach.
- Ręce myte?
- Tak jest Genarale!
- Jeść śniadanie i pić kawę proszę. - rozkazałam i zagłębiłam się w komponowanie kilku zdań na temat audycji. Maciek siedział z kawą i słuchał wiadomości. Potem zaczął udawać, że umie czytać i wcisnął nos w jakąś książkę.
- O czym ty tak rozmyślasz? - nie wytrzymał w końcu mojego milczenia.
- Co o tym myślisz: "Jesteś przekonany, że wysłuchałeś już wszystkie melodie we wszechświecie? Wierzysz, że o muzyce i muzykach wiesz wszystko? Chyba czas żebyśmy wyprowadzili Cię z błędu."? - zamilkłam z wyczekującą miną.
- Jestem za. - skinął głową na potwierdzenia swoich słów.
- To powie Michał. A teraz nasza kwestia: "Chcemy puszczać dobrą muzykę rockową - starą i nową, klasyczną i eksperymentalną, polską i zagraniczną, szybką i wolną, spokojną i buntowniczą. Każdą, której istnienie jest uzasadnione artystycznie!".
- Ej, to zdanie jest dobre! Długo nad tym myślałaś?
- Miliardy lat i wszystkie swoje poprzednie sto czterdzieści dwa wcielenia spędziłam nad dopracowaniem każdej literki tego zdania. - wylałam z siebie jad - a teraz cicho, bo kontynuuję...i na koniec Michał zapowie Ciebie i Mnie w nowej audycji w soboty po południu.
- Powiem to dziś Jego Wysokości.
- Świetnie
- A teraz się zbieraj, bo nas wieczór zastanie...
Wstałam, choć niechętnie, poszłam do łazienki i już po 25 minutach wyszłam umalowana, umyta i uczesana. Poszłam do garderoby i wybrałam sprezentowany mi sweter, legginsy ze skórzanym lampasem i buty na koturnie. Jak już biorę coś czemu bliżej do rajstop niż spodni to z płaskim obcasem się nie będę wygłupiać. Jestem niska i jak założę coś bez obcasów czy koturnów to będę wyglądać głupio.
Wyszliśmy za pięć dziesiąta. Przed drzwi komisariatu zajechałam dwadzieścia minut przed czasem. Weszłam do holu i zobaczyłam na miejscu dyżurnego przerażonego Wacka. Zauważył moje wejście, wykręcił numer, powiedział coś do słuchawki i podszedł do mnie.
- Widziałem czarownicę - powiedział
- Sylwia już przyszła?
- Ty ją znasz?!? - miał ton jakbym zadeklarowała konszachty z diabłem.
- Już kilka lat. Ona jest bardzo miłą i ciepłą osobą. Ale styl ma dość egzotyczny. - taka prawda - Poznam Cię z Nią!
- A ona nikogo nie ma? - oczy mu się zaświeciły, a ja szybko zrozumiałam czemu zrobiła na Nim takie piorunujące wrażenie.
- Nie ma.
- Chętnie poznam, w takim razie - uśmiechnął się Wacek.
Zauważyłam Mikołaja, który machał do mnie żebym wchodziła.
- Do której tu dziś jesteś? - zapytałam na odchodne.
- Do ósmej.
- Wpadniemy! - puściłam do niego oko zostawiając z miną zwycięzcy milionerów.
Podeszłam do Mikołaja, przywitałam się jak mnie mamusia w dzieciństwie uczyła i poszłam z nim do gabinetu. Syla już tam była, rozsiadła się na wielkim fotelu i grzebała Mikiemu w komputerze.
- Cześć Piękna - przywitała mnie - przeglądam zdjęcia fajnych facetów w necie, bo ten na bramce mi kogoś przypominał.
- A wiesz, że fakt - podeszłam do kompa i położyłam rękę na jej ramieniu - WIEM! Twojego pierwszego męża!
- To ilu ty ich miałaś, tych mężów? - wtrącił się Pan Władza 
- Ani jednego - uśmiechnęła się do Niego.
- To skąd ten szalony pomysł? - poczułam się jakby ktoś tu kogoś przesłuchiwał.
- Spytaj Wacka! Byył Sylwią zachwycony - spojrzałam w kierunku komputera - No nie mów mi?!? Ty też.
- Nom. - pokiwała głową - Mogę do Niego na chwilę pójść.
- Ale... - Mikołaj próbował protestować.
- Nie ma jeszcze jedenastej, leć! - odparłam.
Sylwia wybiegła.
- Wyskoczyła jak gazela.- spojrzał za nią Pan Podkomisarz przypominając mi tym samym dowcip o nogach jak sarenka. Zaśmiałam się w duchu.
- Nalejesz mi kawy? - zapytałam, żeby znaleźć mu jakieś zajęcie.
- Sama sobie nie możesz nalać?
- Dżentelmen, nie ma co.
- Pójdę po cukier, o ile Hrabina pozwoli - ukłonił mi się.
- Tylko na jednej nodze, parobku - pomachałam za nim pogardliwie dłonią niczym zmęczona możnowładczyni.
Po chwili wrócił dzierżąc w ręku cukiernicę oraz ciągnąc za sobą Sylę. Miała zamiast oczu dwie pięciozłotówki, uśmiech na twarzy i małą karteczkę w ręku.
- Zabierz ją - przekazał mi ją - Ona nam oficera dyżurnego demoralizuje.
- I vice versa - wyszeptała zadowolona Sylwia.
- Masz te akta? - zapytałam, bo doszłam do wniosku, że im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy.
- Tam - pokazał palcem Miki
- Daj jej coś do pisania. Zdjęcia ofiary, która przeżyła i niech pisze. - rozkazałam.
- Już przynoszę.
- Ty - zwróciłam się do Sylwii - siadaj tam, będziesz ciężko pracować. Chcesz kawy?
- Poproszę - odparła.
Miki wyszedł na chwilę, a ja w tym czasie nalałam jej kawy, opowiedziałam skąd go znam i dowiedziałam się że Wacek zaprosił ją dzisiaj na spacer po pracy. Mam cudowną moc łączenia w pary.
- Wróciłem, możecie już mnie nie obgadywać - oznajmił wchodząc nasz kolega przedstawiciel władz.- Masz kartki i coś do pisania, teczka leży po twojej prawej stronie. Poznasz, sygnatura napisana jest czerwonym markerem. Jest tam tylko jedna taka.
- Uhum, uhum....poradzę sobie. A ta pierwsza ofiara? Od razu bym sobie dokładnie wiedzę uporządkowała. - pokiwała głową
- Na tej samej stercie, sygnatura będzie miała ten sam numer z różnicą końcówki. Dla pierwszej ofiary jest łamane na zero siedem.
- Okey, zajmij się Regie. Ja potrzebuję teraz ze dwie godziny spokoju. Minimum. Więc proszę do mnie nie mówić i zapewnić mi stałą podaż płynów.
- Jak? - zapytał nieco oniemiały Mikołaj
- Postaw mi tu litrowy dzbanek z mrożoną herbatą i szklankę.
- Już kogoś proszę - złapał za słuchawkę i po kilku minutach w drzwiach stał Wacek z butelką zimnej herbaty i szklanką, a jakże, w serduszka.
Sylwia uśmiechnęła się, grzecznie podziękowała dodając że to jej ulubiony smak. Nacisk na słowo ulubiony podchodził pod pornografię, jak na moje ucho. Młodszy policjant wyszedł i zostaliśmy we trójkę.
Wzięłam się do odkopywania faktów starej sprawy. Wiele te wszystkie raporty były podejrzane. Jakby ktoś od samego początku chciał ukręcić sprawie łeb. Wszystkie testy przeprowadzone bardzo późno. I ten nieszczęsny chłopak o którym były, raptem, wzmianki.
- Mikołaj - zwróciłam się do policjanta - Masz jakiś zeszyt? Bo warto, to co myślę, zapisywać.
- Masz - wyciągnął z biurka brulion w gwiazdki
- A masz drugi taki? - zapytałam myśląc o zemście na Michale
- Po co ci dwa.
- Bo mi się podoba.
- A to masz. - podał mi drugi identyczny.
Wzięłam w dłoń długopis i zaczęłam pisać najładniej ja umiem. Strony podpisałam sobie: zbrodnia, ofiara, chłopak, rodzice, fakty, przypuszczenia. Na każdy dział zostawiłam sobie kilka kartek, bo "nigdy nie wiadomo".
Rozpoczęłam wyławianie informacji. Z informacją pisaną jest jak z książką. Zanim dasz ją komukolwiek do przeczytania i tak poprawiasz błędy tysiąc razy, wydawnictwo i tak ma poprawki, a ty i tak nawet z wersji finalnej nie jesteś w stu procentach zadowolona. Irracjonalna chęć policjantów do porządkowania i pisania po śledztwie wiele utrudnia. Chaotyczne notatki skrywać potrafią czasem więcej wiedzy niż uporządkowane sprawozdanie.
- Masz swoje notatki z tego dochodzenia? - zwróciłam się do detektywa.
- Mam, a po co Ci.
- Chcę poznać Twoje myśli i poglądy z tamtego czasu.
- Poszukam, ale to potrwać może, bo mam bałagan w aktach.
- To ja i tak na razie pracuję nad czym innym, ale pamiętaj o tym.
- Zostawiam Was, bo tu tego na pewno nie odnajdę. Pracujcie.- zabrał z biurka kilka kluczy i wyszedł.
Ślęczałam nad tymi wypocinami, ekspertyzami oraz sprawozdaniami i wyłowiłam tyle, że dziewczyna prawdopodobnie została zmuszona do spożycia trucizny lub spożyła ją nieświadomie. Aż doszłam do spisu świadków. Mało nie spadłam z krzesła. Ostatnią osobą, która zgodnie z ustaleniami z nią rozmawiała była właścicielka galerii malarstwa współczesnego. Wstałam i podeszłam do aktualnego pliku akt, sprawdziłam nazwisko - zgadzało się. Poczułam, ze robi mi się gorąco. Pierwsza ofiara - ta młoda dziewczyna. Jak się nazywała....zajrzałam Syli przez ramię. Paciorkiewicz. Jest i w moim spisie, ale imię się nie zgadza. Zaraz a matka? Znów zawisłam nad wróżką jak czarne chmury. Byłam pewna, że już robię się pąsowa na twarzy. Matka pierwszej ofiary! Zapisałam sobie. Młody chłopak! I tutaj - konsternacja. Nie ma go w spisie świadków. Zapisałam sobie. Czwarta ofiara, czwarta ofiara.... Czemu ja nic nie wiem o czwartej ofierze. Złapała świeżą teczkę z biurka Mikiego. Presto! Trafiony-zatopiony. Jerzy....mam Jerzego. Nazwisko też się zgadza. Zaraz przebrnę przez zeznania. Zanotowałam. Przebiegłam oczami po liście świadków: 17 osób. Czemu nie 18? Mózgu pracuj.
- Mam te swoje notatki. - Mikołaj właśnie wszedł do pomieszczenia - Co ci jest?!?
Właśnie z czerwonej cegły zmieniłam kolor na kredowo-śnieżny. Za dużo informacji! Jak ja mam mu to powiedzieć?!?! Ale jak on to sam? A może komuś zapłacił? Chyba, że też nic nie wiedział. Niemożliwe. Zerknęłam na Sylwię, która jakby rażona piorunem wstała, odwróciła się i spojrzała na mnie.
- Nigdy w to nie uwierzę! Nie odkopywał by tego - powiedziała - Przecież nie jest idiotą.
- Skąd u Ciebie taka pewność?!?!
- Inaczej by go sprzątnął. Bycie policjantem jest jak plucie pod wiatr i dobrze o tym wiesz - wróciła do swojego profilowania.
Spojrzałam na Mikołaja. Fakt.
- O czym wy mówicie? - zapytał
Odzyskiwałam swój normalny kolor
- O Tobie. Jako jedyny miałeś dostęp do tych wszystkich zeznań i informacji. Sprawie ewidentnie ukręcono łeb! Co mam myśleć?
Miał minę jakby ktoś dał mu w twarz.
- Moje notatki - podał mi teczkę.
- Przepraszam - pierwszy raz w życiu czułam się tak podle, ale nadal coś mi mówiło że dużo racji jest w moim przeświadczeniu o winie kogoś z komendy. Ktoś musiał maczać w tym palce.
- Coś ustaliłaś? - zapytał jakby ostatni kwadrans nigdy nie zaistniał
- Tak. Porównałam nazwiska osób w tej sprawie z nazwiskami osób z tymi od skrzypaczki. Osoby starsze były świadkami, pierwsza ofiara natomiast jest córką jednego ze świadków.
- A chłopak?
- Wśród świadków go nie ma. Pamiętasz może jak nazywał się partner tej skrzypaczki.
- Masz to w notatkach. Jako zaginiony nie wszedł do akt śledztwa, bo po co miałem śmiecić dodatkowymi pierdołami.
Otworzyłam teczkę i podniosłam jedną z kartek. Powąchałam. Lubię zapach takiego starego papieru i farby drukarskiej. Przenosi w przeszłość. Doznałam szoku, bo poczułam lawendę.
- Macie mole w szafach? - spytałam.
- Oryginalne masz dzisiaj pomysły - skrzywił się Pan Władza.
- To czemu ten papier pachnie jak środki uśmiercające ten typ robactwa? - skusiłam go swoim pytaniem, bo podszedł i powąchał.
- Nic nie czuję.
- Zapach jest ledwo wyczuwalny.  I bardzo interesujący - zapisałam sobie ten fakt w zeszycie i rozpoczęłam poszukiwanie nazwiska partnera skrzypaczki.
Przejrzałam papiery sześciokrotnie i nie znalazłam nic. Ani słowa o żadnych chłopakach. Były drzewa genealogiczne rodziny, zapiski na temat rodziców, kartki ze wstępnych ustaleń, a nawet jedna kartka z nutami należąca do ofiary.
- Nie ma - ogłosiłam podnosząc głowę znad  stosu celulozy.
- Musi być. - Miki podszedł do mnie z kubkiem kawy i kanapką w ręku. Widziałam, że to dzieło Magdy. Meg zaczynała od pracy w barze kanapkowym. Była mistrzem w przyrządzaniu tego typu smakołyków. Sama wypiekała bułki, szykowała sosy, układałam i kroiła warzywa, dobierała gatunki sera i mięso lub ryby. Jej sos marinara był tak cudowny, że można było go jeść łyżkami. Uwielbiałam jak robiła mi swoje kanapki na ciepło z grillowanym kurczakiem albo jej wersja falafela z sosem bałkańskim i warzywami. Poczułam że zaczynam się ślinić, więc przestałam myśleć o jedzeniu.
- Sam popatrz! NIE MA!
- Pokaż! - wyrwał mi teczkę, usiadł na krześle przy biurku obok i zaczął przeglądać.
- I co?
- Nie masz tam nic więcej? - wszedł między mnie a biurko unosząc każdą karteczkę jaka na nim leżała.
- Oddałam Ci wszystko!
- Jestem przekonany... - zamilkł i pobladł. Wstał, przeżuł, odłożył kanapkę na talerz i napił się kawy.- Wychodzi na to, że masz rację?
- Ja? - spytałam
- Tak. Niestety tak.
- A czemu?
- To nie ja maczałem w tym palce, ale ktoś z wewnątrz. Nie wiem kto, ale jeśli myśli że mu to ujdzie to się myli. Ja może nie jestem wyjątkowo bystry, ale jestem wyjątkowo dociekliwy.
- Skończyłam profil chłopaka - odwróciła się do nas Syla - czy wobec rewelacji związanych z mordercą pracującym dla policji mam przedstawiać wyniki mojej pracy czy wolicie trwać w milczącym przerażeniu nad ludzką niegodziwością?
- Czytaj - zachęciłam ją do deklamacji zebranych uwag, bo ona nie miała w zwyczaju mówić. Ona deklamowała albo wygłaszała.
"Och! Ach! Wielka, cudowna istoto...oświeć nasze płoche rozumki"

1 komentarz:

  1. ""Musisz wstać, bo ja wstałam, ale Cię
    nie obudzę tylko będę walić
    naczyniami żebyś myślał, że sam
    wstałeś". haaa, znam to bardzo dobrze :D


    Syla i Wacek <3 hihihi

    ahh, ta Reggie, przypadkowo miała w szafie Shannowe 'spodenki' :p


    aaaa! Kto 'zdradził'?!!? Idę poznać odpowiedz w następnym odcinku :)

    OdpowiedzUsuń