środa, 5 grudnia 2012

Radiowo

Jak zwykle, subtelnie, rozpoczęłam trzaskanie garami. Maciej musiał wstać. W starciu z moją orkiestrą pokrywek i szklanek nie miał szans. No i ta Rita Ora w radio.
- Lubię jak sobie rano tak tańczysz i masz gdzieś, że śpię. - odezwał się wchodząc do kuchni
- So put your arms around me baby... - zawyłam razem z Ritą i postawiłam przed nim kawę.
Nie wiem czy to względy mojego wokalu czy pogody panującej za oknem, ale Maciek ubrał się szybko jak nigdy i kazał mi się sprężać.
W życiu się tak szybko nie wyszykowałam. Czekałam tylko aż mój PM da mi plecak, kanapki i bidon z herbatą każąc być miłej dla nauczycieli i pozostałych uczniów.
Zawiodłam się trochę, bo podał mi torebkę i wskazał niemo drzwi.
- Telefon, portfel, bilet, wejściówka? - spytałam
Pokiwał głową.
"No to się dziś rano nagadaliśmy, najdroższy"
Złapałam jeszcze w przelocie kabel do telefonu.
Wsiedliśmy do samochodu, podłączyłam telefon do stacji dokującej, włączyłam odtwarzacz mp3 i puściłam Sullego Ernę. Kocham jego wokal. Od zawsze. Na zawsze. - Język połknąłeś? - zagaiłam
- Denerwuję się - odpowiedział - i są dwa wyjścia...albo będę trajkotał i robił głupoty, albo się zasępię i zamilknę.
- Trajkocz.
- Nie mam ochoty. Bo niby co mam powiedzieć? Że się boję jak ludzie zareagują, że nie wiem jak ty to będziesz znosić, że mamy tematy tylko do końca miesiąca a potem nawet pół gościa nie udało mi się zaprosić...?
- Tak. Dokładnie tak.
- I co? To sprawia, że czujesz się lepiej?
- Nie, ale dzwoniłam do Hadusia.
- A ona nadal z tym perkusistą?
- Będzie ślub.
- No nie wierzę. - spojrzał na mnie z miną mówiącą "też mi rewelacja..."
- Nie zamierzam Cię przekonywać - skrzywiłam się złośliwie - ale umówiłam się z nią na jutro. Mamy do nich jechać. Dominika nie ma, ale Haduś mówiła, że Dom i chłopaki umierają w nadzei na wywiad.
- Chcę ich! - wrzasnął Mój Piękny puszczając kierownicę.
- Trzymaj stery.
- Stoimy na czerwonym.
- Teraz stoimy na zielonym.
- Ups....już ruszam. No Dominika z ekipą bym chciał.
- Poprawka. To oni chcą przyjść. Już się zgodziłam.
- Bez konsultacji ze mną.
- Na to wychodzi.
- Nie zaskoczyłaś mnie.
- Nie miałam zamiaru.
Maciej zaczął wymyślać pytania do zespołu. Kazał mi je notować. Klepałam w klawiaturę telefonu z prędkością światła zupełnie nie zwracając uwagi na to jak i czy w ogóle piszę.
"Polskie znaki są dla frajerów".
Maciejowy monolog był nudnawy, ale lepszy niż milczenie. Zajechaliśmy pod budynek. Wysiadłam i subtelnie trzasnęłam drzwiami. Trzaskaniem bym tego nie nazwała. Raczej pierdolnięciem.
- Czego walisz tymi drzwiczkami - obruszył się Ojciec Moich Dzieci - To nie traktor, do cholery!
- Tak Panie. Mam paść na kolana teraz czy za kwadrans?!
- Co wy znowu wyczyniacie? - usłyszałam za plecami głos Michała.
- Eeeee...Macarena! - wrzasnęłam machając rękami. - A na co Ci to wygląda? Tańczymy!
- Bóg Cię opuścił, kobieto? - zapytał wiercąc palcem w uchu, przez mój wsystęp wokalny, zapewne.
- Nie drąż tak, bo sobie resztki rozumu wydłubiesz.
- W przeciwieństwie do Ciebie mój mózg zainstalowany jest głęboko w czasce...- zaczął
- Szkoda, że w cudzej - odpysknęłam z dziką satysfakcją.
Sam się podkładał.
- Ty po nocach układasz sobie te teksty? - zapytał złośliwie.
- Nie wiem co TY po nocach robisz, ale ja mam wtedy zupełnie inne zajęcia - spojrzałam wymownie na Macieja.
- Bijesz ją po głowie jak obiadu nie ugotuje? - Michał zwrócił się do mojego ukochanego.
- Te, Gwiazdor - zwróciłam uwagę przyjacielowi.
- Nie pozwalaj sobie, kobieto, puchu ty marny! Pytam się Twojej drugiej połówki
- Ty Mickiewicz - pokazałam mu palec wskazujący - uważaj na słowa. Poza tym nie urodziłam się w dwóch częściach. Ludzie rodzą się w jednym kawałku.
- Ja Was nie ogrniam. Nigdy nie ogarnę. - Maciej nie wytrzymał.
- Nie rozumiem? - powiedzieliśmy równocześnie z Michałem.
- Wy sobie tak jedziecie jakbyście swojego widoku nie mogli znieść.
- Jakbyśmy rozmawiali normalnie to było by nudno. - zaczął Gwiazdor.
- I znaczyło by to tyle, że jest źle. - dokończyłam.
- My sobie jeździmy dla żartu i żeby obadać humor. - spojrzałam na Michała i wyszczerzyłam się mało estetycznie. Odpowiedział podobnym uśmiechem.
- Wchodzimy, bo czas ucieka - otworzył mi drzwi Michał.
Pan na recepcji zachowywał zdrowy dystans do pracowników. Z wyjątkiem mnie i naczelnego. Tym razem musiałam się mu tłumaczyć z ciąży i pracy w rozgłośni. Usłyszałam, że szkoda taką cudnowną kobietę zamykać w radio i że powinnam w telewizji pracować.
- Lizus - skwitował Mój Ukochany, kiedy tylko winda ruszyła i portier definitywnie zniknął nam z oczu.
- Uuu...ktoś tu jest zazdrosny - uradował się Michał i szturchnął mnie w bok- ustosunkujesz się do tego jakoś.
- Nie dotykaj mnie, bo Cię pogryzę. Zachowaj bezpieczną odległość. - spojrzałam ciskając wirtualne gromy - Co chcesz żebym powiedziała? Że to konwenanse zwykłe i mam to w dupie?
- Dla mnie bomba - z aprobatą potwierdził Maciek.
Wyszliśmy z windy na korytarz szóstego piętra. Przekroczywszy wszelkie szklane drzwi podeszłam do biurka i zobaczyłam nad nim rzecz genialną...wielką półkę na płyty wypełnioną do połowy tym co najlepsze w muzyce.
- Kto to? - wydukałam.
- Ja - Michał machnął ręką.- Już mi się nie przydadzą.
- Jak to?
- Srak to. Nie będę miał regularnych audycji.
- Czemu? - zbaraniałam.
- Bo Szefu "zrezygnował" z posady i doszli do wniosku, że potrzebują naczelnego.
- Same awanse. - uśmiechnęłam się.
- Nie cieszy mnie to. Nikt tego smrodu nie chciał brać. Widziałaś ilu lepszych niż ja tu pracuje?
- Tak. Jakiś dwóch.
- Ja się większej ilości doliczyłem, ale Ty się nie znasz.
- Może. A czemu Szef odszedł?
- Dostał z tydzień temu propozycję nie do odrzucenia.
- Górze się naraził?
- Nie chciał nikogo zwolnić, więc zwolnili jego.
- I teraz co? Bezrobocie?
- Tak jakby.
- Masz do niego numer?
- A co?
- A bo moje macki i bezczelność sięgają dalej niż się Wam może wydawać. - chciałam im już swój zły plan wyłuszczyć, kiedy nagle w kieszeni zadzwonił mi telefon, wyciągnęłam aparat jakby się paliło i odebrałam nie patrząc kto dzwoni:
- Słucham?
- Mamy kolejnego trupa. O której jesteś wolna? - Miki
- Bądź o szesnastej pod radiem.
- Nigdy nie zgadniesz kto tym razem. - dodał i się rozłączył. I moją koncentrację właśnie szlag trafił.

wtorek, 4 grudnia 2012

Nowa

Wstałam rano z myślą, że muszę zadzwonić na lotnisko. We wczorajszym burdelu udało mi się odnaleźć notatnik z numerami telefonów. Wystukałam numer i po chwili usłyszałam niski, damski głos:
- Witam! Służba Celna Lotniska im. Chopina. W czym mogę pomóc?
- Alleluja - od razu poznałam ten głos - Haduś, to Ty?
- Nie, króliczki Świętego Mikołaja.
- Mikołaj ma elfy, Króliczki są Playboya. Albo jeden wielkanocny.
- No popatrz, popatrz Reggie.
Oczyma wyobraźni zobaczyłam minę celniczki i aż wszystko się we mnie uśmiechnęło.
Znałam Haduś od wieków. Nigdy nie pamiętałam jak miała na imię, ale to ze względu na jej ojca który deklarował, że w zeszłym wcieleniu był beduinem i nazwał córkę w sposób dość egzotyczny. Nikt nie umiał wyjaśnić jak to zrobił, bo podobno w urzędzie ciężko jest zarejestrować dziwne imię. On miał dar. Ten cały jego orientalny dryg ujawnił się w córce. Była szczupła i niewysoka. Za to miała nieskazitelną lekko karmelową cerę, ciemne włosy których zazdrościła mogła jej połowa ludzkości i najczarniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałam. Była absolutnie śliczna. Ale gorzej z gustem. Głównie w kwestii mężczyzn.
- Słowem wstępu - zwróciłam się do niej - jak tam Dominik?
- Usiłujesz mi powiedzieć, że telefonujesz z pytaniem jak miewa się najbrzydszy perkusista uniwersum? Wszelkie członki ma na miejscu i wcale nie chce wyładnieć. Pojechał teraz w trasę, wraca za trzy tygodnie.
Dominik był niesamowity. A raczej nawiedzony. Miał świra na punkcie Hadusia. Od kiedy się poznali świat kobiet w jego opinii kończył się i zaczynał na niej. Co było dziwne, bo mimo niepodważalnego braku urody, rwnie miał nieziemskie.
- Czyli się w domu nudzisz?
- Ja się nigdy nie nudzę, moja miła. A co tam u Was.
- Powiększamy z Maćkiem stadko. To znaczy, że nie znajdziesz czasu na spotkanie?
- Czas znajdę, bo z miesiąc się nie widzieliśmy. I jak Wam idzie zabawa w zwierzątka w rui?
- Skutecznie.
- Będziesz mamą?
- Będę.
- Kurde....czyli ja ciotką?
- Nie ty jedna.
- A jak tam Twojej mamie z myślą o byciu babcią?
- Ona od dekady powtarza, że jest stara więc nie robi mi scen że postanowiłam się rozmnożyć.
- Moja by mi zrobiła.
- Twoja mama to temat na poważne opracowanie naukowe.
- Cudem się w miarę normalna uchowałam. No dobra, rozumiem, że konsultować się chcesz ze mną. Dzisiaj to może nie, ale jutro mam drugą zmianę i rano bym mogła.
- Genialnie, bo ja dzisiaj mam swój debiut radiowy.
- No nie!
- No tak. Z Maćkiem razem.
- Uuuu...to aż posłucham. Nadal w tym samym radio pracuje?
- Tak. Audycja od czternastej.
- Uuuuu...po raz drugi. Moja będzie słuchać.
- Nie wiem czy Ci dziękować czy Ci zabronić.
- Zabronić? Nie rozśmieszaj mnie. Nikt mnie nie powstrzyma.
- Tak, wiem, dowiodłaś tego tym swoim Dominisiem.
- Dom to mój osobity sukces. Złowić sobie światowej klasy muzyka i zmusić go do zamieszkania na zadupiu wszechświata to jest wyczyn!
- Mieszkasz pod Warszawą, a nie na zadupiu.
- Miejże do mnie odrobinę szacunku i nie ściemniaj. Jak on kupił ten teren to moja pierwsza myśl zabrzmiała: o matko, on chce zostać rolnikiem. To ściernisko, które on nazwał "naszą ziemnią" to jakaś masakra.
- Ale zamek Ci postawił ekspresowo! - pomyślałam o chałupie którą wywalili kilka lat temu.
- I rozkochał w sobie wójta czy innego tam sołtysa, bo porobił połowę ulic, latarnie wyremontował i wynegocjował z Warszawą dodatkowe autobusy.
- Legalnie?
- Ten brzydal nie zna pojęcia legalnie i nielegalnie. Niech mu ktoś zabroni! On chce ładnie mieszkać. Conversation's over! Rozmowy nie ma.
- Ale ty to mówisz tonem jakbyś mu po pysku chciała za to dać.
- Bo czasem mam ochotę - przytaknęła Czarnooka
- Ale co? Lubi to - zachichotałam.
- Nawet mnie nie denerwuj. On lubi wszystko co Ja robię. Nie ważne czy gotuję obiad czy pragnę sprawdzić na jego przykładzie jak ciało ludzkie przewodzi prąd.
To jest nawet urocze, bo nikt nigdy tak mocno mnie nie kochał.
- Przerażasz mnie.
- Ciebie wszelkie uczucia przerażają. Ja się zastanawiam jak ty sobie z matczyną miłością poradzisz. Chociaż tego Macieja to chyba trochę kochasz, co?
- Trochę to ja kocham placki. Ja po prostu nie lubię romantyczności. Nie ty pierwsza mnie pytasz czy to nie rozsądek mnie pcha do ślubu.
- Mój książe też ostatnio poruszał ten temat.
- Moich uczuć? - trochę nie wyobrażałam sobie Doma interesującego się moją psyche.
- Ślubu.
- Proponował Ci?
- Nie, sąsiadce spod trójki. Oczywiście, że mi.
- Zaręczyliście się.
- Nom.
- I ty nic nie mówisz?
- A ty się rozpędasz lecieć na Okęcie i mi w godzinach pracy USG płodu pokazywać?
- Haduś, Haduś. Brakowało mi Twojego ostrego jęzorka.
- Miło mi, ale spokojnie, też będę miała do Ciebie prośbę.
- Program o zespole Dominika i wywiad z nim?
- A nie chcesz?
- A on chce?
- On lubi mówić, niech się wyżyje.
- Ale to bardziej nobilitacja niż przysługa.
- Nikt w kraju nie chce z nimi robić wywiadów od czasu jak pojechali tej skretyniałej prezenterce. Po prostu blady strach padł na dziennikarzy.
- Ja się nie boję.
- Bo nie jesteś dziennikarzem i możesz nawalić.
- Dziękuję.
- A co? Skończyłaś w ciągu miesiąca jakieś dziennikarstwo?
- No nie.
- No to naturszczyk dziennikarski jesteś, ale znając Twój poziom intelektualny i muzyczny to się nadajesz lepiej niż siedem ósmych dziennikarzy muzycznych.
- Weź. I tak Ci nie uwierzę.
- Nie przeszkadzaj mi jak się podlizuję.
- Ej, powiedz mi tak z czystej ciekawości...duże są szanse że ktoś jest w stanie pakunek komuś podmienić?
- A ma być strzeżona czy to jakieś zwykłe graty?
- Stradivarius.
- Trzy razy przewoziliśmy z Polski takue cuda. I to jest cała procedura. Człowiek do tego przykuty lata, trzech ochroniarzy, kierownik kontroluje. Jeden od takiej skrzypaczki wlzł nam nawet do rentgena bo się odpiąć nie chciał. Jak pies go wąchał to mało histerii nie dostał, bo Misiu jest bydle o wyglądzie mordercy, ale skrzypce trzymał....więc szanse żadne.
- I o tym przypadku sobie jutro pogadamy.
- A to zgromadź wszystkich, bo dawno razem się nie widzieliśmy.
- Zobaczę co da radę zrobić i odezwę się.
- No dobra, to ja się najwyżej zamienię w robocie.
- Tylko ten dojazd. Podeślesz po nas kogoś.
- Mamy taki większy wóz, do 12 sztuk wejdzie. Jakby trzeba było.
- Pewnie będzie.
- To daj znać. Ja uciekam do pracy.
- Ja do swojej.
- O drugiej?
- Skoro musisz.
- Połamania nóg i piór.
- Vice versa....buziaki.
Sygnał. Jak to Haduś...nie ma w zwyczaju się żegnać, bo przecież i tak się zobaczymy.
Westchnęłam i poszłam robić śniadanie.