poniedziałek, 26 listopada 2012

go on

Mimo ogromnych chęci i największych starań nie udało mi się do kłótni wrócić. Natomiast udało mi sie ojca moich przyszłych dzieci odesłać do łóżka na piętro.
- Robimy tak - powiedziałam do tłumu przy stole - Ty Miki ogarniasz akta, Sylwia ogarniasz Wacka niech pobiegnie i dorwie tę zielarkę, ja ogarnę lotnisko bo mam tam znajomą.
- A ja Was nakarmię - dodała Magda.
- Czyli szykujmy się na podochodzeniową dietę, bo Madzia nas będzie tuczyć. - skwitowałam
- Pieprz się. - odparła z uśmiechem na twarzy, jakby proponowała mi cistko z czekoladą
- A mogę się najpierw posolić?
Moje przyjaciółki zachichotały, a Pan Władza postanowił udać że tych bredni nie słucha.
- Idziemy - oznajmił. Podniósł Magdę w taki sposób, że odnisołam wrażenie że zaraz wyciągnie maczugę, da jej w łeb i zaciągnie za włosy do samochodu.
Syla poczuła chyb podobnie, bo wstała i ubrała sie szybciej niż byłam skłonna przypuszczać, że się da. Koreańczyków by nie pobiła, ale oni mają w ten dziedzinie rekord Guinessa.
Magda zaczęła marudzić i skończyło się na tym, że Mikołaj został przedszkolanką wieczoru i ubrał ją niemalże. Jak tak sprawnie idzie mu rozbieranie to zaczynam rozumieć jej fascynację tym mężczyzną.
Wyszli. Odetchnęłam z ulgą. Zaryglowałam drzwi, zgasiłam wszystkie sprzęty które możnaby uznać za działające lepiej gdy podłączy się je do prądu i wspięłam się na piętro. Maciej nie spał. Dziwne.
- Przyprawisz mnie kiedyś o zawał. - oświadczył stając przede mną w samych, tylko, spodniach od piżamy.
Może nie był Adonisem, ale mój spaczony gust zadowalał w stu procentach.
- Czemu latasz w samych portkach?
- Zalałem się kawą i musiałem zdjąć z siebie górę.
- Na mój gust możesz za każdym razem się zalewać kawą.
- Skarbie, pragnę zauważyć, że nie mam kaloryfera na brzuchu, bardziej boiler.
- Piecyk. - spojrzałam z aprobatą
- Jak zwał, ale nadal czyni to z Ciebie zboczeńca. Takich widoków raczej się unika.
- Bo mnie wnętrze pociąga.
- Teraz mnie przerażasz....znaczy co mam seksowne: wątrobę czy śledzionę?
- Zgłupiałeś?!? Kobiety nie na to lecą! Za to woreczek żółciowy i wielki zwieracz wewnętrzny to co innego.
- Jesteś najdziwniejszym przykładem kobiety z jaką miałem przyjemność.
- Cieszy mnie, że masz ze mną przyjemności.
- Ty masz jakieś brudne myśli.
- Zwalę to na hormony i dodam, że nie brudne tylko seksownie wyuzdane.
- Nie chcę wiedzieć.
- Czyli wolisz z zaskoczenia. Spoko.
- Z każdy dniem coraz bardziej rozumiem czemu jestem z Tobą.
- Dobrze, że ty przynajmniej wiesz, bo ja tego zupełnie nie ogarniam.
- Chodź do łóżka.
- Namówiłeś mnie.
- Spać!
- Fun killer!
- Jutro idziemy do radia nadawać pierwszy raz.
- No to teraz mnie zestresowałeś i na pewno nie zasnę. I będę gadać. Całą noc.
- Nie boję się.
- Czemu?
- Bo tak się denerwuję tym, że sam spać nie mogę.
- To poczekaj aż Ci powiem, że szef mafii zarosił nas na niedzielny obiad.
- Z mafią dam sobie radę, gorzej z okiełznaniem Twojej wyobraźni. Ale w garnitur na ten obiad się nie ubiorę.
- Widzę, że mafia Cię nie rusza.
- Póki mnie nie morduje, a karmi to odczuwam obojętność.
- Przez żołądek do serca?
- Przez łóżko raczej. - spojrzałam nieco zdziwiona na mojego mężczyznę - Znaczy ja wolę spać. I w sumie przez spanie. O Jezu, zaraz się mnie czepniesz. To zawsze tak jest, że moje słowa przeinaczasz i to mnie pogrąża.
- Znaczy wiesz...moim zdaniem jak na razie sam sobie doskonale radzisz.
- Idę spać...
- Ale się nie ubieraj to Cię poprzytulam.
- Żebym ja Cię zaraz nie przytulił.
- Weź mi nie rób smaku.
- Po co ja się w ogóle odzywałem?
- Żeby sprawić mi radość?
- Inne rzeczy w tym celu robię.
- Pogrążasz się.
- Czuję. Panie przodem - wskazał mi ręką drogę do sypialni.
- Poddajesz się?
- Też Ci się na amory zebrało. Jest prawie druga
- Tak późno? Idziemy spać!
- Alleluja.
- Chcesz mi coś przez to powiedzieć coś?
- Smutno by mi bez Ciebie było.
Uśmiechnęłam się do mojego głupka i weszłam do sypialni. Mimo całego stresu o jutrzejszy dzień i wizyty u gangstera padałam na twarz. Poza tym, coś czuję, że niedługo nastąpi przełom w śledztwie. No i jutro zobaczę co tam u Michała. A tego nie mogę doczekać się najbardziej!

wtorek, 20 listopada 2012

Niepoczytalny pozna Wariatkę

Dotarliśmy do mojej willi. Bez ogrodu, basenu i kortu tenisowego, ale za to wyposażonego w najbardziej durnego psa wszechświata.
Kiedy podchodziłam do furtki spomiędzy krat wyłoniła się wielka łapa uzbrojona w pazury
- Ten Twój bydlak zawsze tak musi? - mój towarzysz ie wyglądał na zachwyconego
- Odczep się od psa, zajmij się się tym kto mógł ukraść skrzypce i jak ona to odkryła. Znajdziesz złodzieja, znajdziesz mordercę - odpowiedziałam grzebiąc po kieszeniach za kluczami.
- Ależ to wszystko proste - skrzywił się Miki - Szkoda, że sam na to nie wpadłem.
- Odsuń się Sigma, debilu - powiedziałam czule do psa i pchnęłam furtkę.
- Ja tylko nie rozumiem jednego. Jednego.
"Jakoś mnie to nie dziwi"
- Czego? - zatrzasnęłam wrota do mych włości i poszłam w stronę drzwi wejściowych
- Po co im te skrzypce?
- Do kolekcji. Przecież nie na sprzedaż.
- Nie. Nie łykam. Otwórz okno w głowie. 
"Proszę Pana proszę otworzyć okno - Profesor do studenta - orłów tu nie ma...nikt nie wyleci"
- Sugerujesz, że się starzeję?
- Sugeruję że Ci świeżego powietrza w głowie brak. I świeżych pomysłów
"Po skończonych zajęciach studenci wychodzą z sali. A za nimi Profesor. Nagle ten, który otwierał okno zwraca się do wykładowcy: A to Pan Profesor też drzwiami"
Zachichowałam
- Co Cię tak bawi? - zapytał Mikołaj
- Moje życie wewnętrzne - otworzyłam z klucz drzwi wejściowe i weszłam.
- No?! - zobaczyłam całkiem nieśpiącego Maćka siedzącego w swojej piżamce dla przedszkolaków.
- Co no? - fuknęłam
- Do gangstera w środku nocy? - oburzył się
- A jakbym w środku dnia poszła to mniej by Cię to ruszyło?
- Ręce opadają.
- Masakra, pogrom i napad debilizmu - podpowiadała mu zza pleców Syla scenicznym szeptem.
Szept sceniczny uruchomił nagle moje szare komórki.
- Bazar! - wrzasnęłam
- Nie rozumiem - Mikołaj spojrzał na mnie zdziwiony
- Wariatka! - dorzuciłam i rozczapierzyłam swoje ciało we wszystkich możliwych kierunkach.
- Widzimy - pokazał ręką w moim kierunku mój ukochany.
- Byłam z matulą na bazarze, jakiś już czas temu, i jakaś stara prukiew wrzeszczała na faceta że ona się nie zgadza żeby jej specyfiki stosować w takich celach. Bo to się nie godzi. Facet ją uciszał jak mógł, nawet jej groził.
- No i co? - zapytał tępym głosem policjant
- Jajco! To nie był żaden z tych dwóch naszych morderczych tatuażystów.
- Mało to zbrodniarzy w Warszawie
- I wszyscy jeżdżą na bazar na końcu świata, żeby kupować trujące zielsko?
- Sprawdzę to - zrezygnował z kłótni ze mną Miki.
- Aaaa...i jeszcze sobie pomyślałam, że skoro ktoś jest na tyle odważny żeby te skrzypce kraść to faktycznie musiał mieć powód.
Sylwia spojrzała na mnie ze zrozumieniem i przejęła wątek.
- Nooo....racja, racja! Szukaliście poprzednich właścicieli? Może ktoś uważa, że to skradziono jego przodkom i pragnie to dzieło odzyskać?
- Macie tyle cudownych pomysłów - westchnął Pan Władza - a doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny.
- A tydzień siedem dni. - powiedziałam w zamyśleniu.- Mikołaj, a czy nam się przypadkiem już czas na rozwikłanie zagadki nie skończył?
- Skończył. - przytaknął.
- Kogo zabiją tym razem? - Syla aż podskoczyła z radości.
- Jak znajdziecie tę zielarkę martwą to ja się nie zdziwię.
- Zabiją Mikołaja - skinął w stronę zaskoczonego funkcjonariusza Maciej.
- Mnie? Ale dlaczego? - spytał Miki proszącym o litość tonem
"O Wszechwładny Macieju, Panie życia i śmierci miejże litość"
 Wyobraziłam sobie moją drugą połówkę jako ponurego żniwiarza i zrobiło mi się strasznie wesoło.
- Bo ciągasz cudze narzeczone w ciąży, po nocy, do domów zbrodni.
- Ty...- szturchnęłam swoją światłość życia -...ciesz się lepiej, że nie do domów publicznych.
I bardzo nieopatrznie pomyślałam o domu publicznym świadczącym usługi Paniom. Pierwsze co sobie wyobraziłam to facet w gorsecie tańczący na rurze. Postanowiłam zrezygnować z dalszego działania mózgiem, bo efekty jego pracy zaskakiwały nawet mnie.
- O spójrz na moją rozjaśnioną blaskiem błogiej ulgi twarz - zripostował
Nie mogłam się oprzeć i spojrzałam. Machina ruszyła.
- Zauważalnie bije od Ciebie taki tajemniczy blask.
Maciej zbaraniał. Magda wychyliła się zza Mikołaj celem odnalezienia na twarzy mojego mężczyzny tę promienistość.
- Ty chyba sobie ze mnie żartujesz teraz?
- Kochany mój, ależ skąd! Nawet wyraźnie Ci się cera poprawiła.
"Ze stanu zmacerowanego ogórka konserwowego do stanu ziemistego rżyska "
Maciej wykrzywił twarz tak jak to tylko Muppety umieją.
- Cieszy mnie iż dostrzegasz moje doskonałe samopoczucie oraz zachwyt mój nad czynami Twojej skromnej osoby. - odparł, a brwi najechały mu na nos.
- Czy oni się kłócą? - usłyszałam szept Mikołaja
- Nie przeszkadzaj, oglądam - odparła Magda
- Dajcie pop-corn. - wtrąciła się cichutko Syla.
"Jeśli te jego brwi zjadą, w dół twarzy, choćby o centymetr to grozi mi sypianie z wąsaczem"
- O najdroższy. Jakom żywa, wiesz że uczynię wszystko aby Cię uszczęśliwić. - odparłam
- Dobra. - powiedziała na głos Magda - STOP KLATKA. Muszę siku.
Spojrzałam na nią ze łzami w oczach, potem na Maćka który nadął policzki i zaczął zmieniać kolor na lekko czerwony. Poczułam jak usta rozciągają mi się w niekontrolowany sposób. Zaczęłam się trząść.
Maciuś chichotał zjeżdżając pod stół. Nie wiem co nas tak rozbawiło, ale tylko Magda umiała całkiem lakonicznym stwierdzeniem rozbrajać mnie zupełnie.
- Madzia...Ty to umiesz zabawę popsuć - powiedziała Sylwia i pokazała na nas.
- No, ale kiedy to prawda. Muszę iść nawiązać kontakt z Wisłą.
Ryknęłam na cały głos i zaczęłam bardzo nieelegancko rechotać. Maciej złapał się za brzuch i rechotał równie uroczo jak ja. Chwilę trwało zanim się uspokoiliśmy. Nawet jedna z tych dłuższych chwil.
Mikołaj obserwował nas popijając sok pomidorowy.
- Pasują do siebie - zwrócił się do Syli
- Są jak z kolumny matrymonialnej.
- To znaczy?
- Niepoczytalny pozna Wariatkę.

poniedziałek, 12 listopada 2012

W paszczy Lwa

Dość szybko dotarliśmy do domu Księcia Mroku, jak sobie już w myśli nazwałam naszego mafioso.
Zadzwoniliśmy. Odezwał się domofon i zaświeciła dioda na kamerze przy bramie.
- W czym mogę Państwu służyć? - odezwał się z głośniczka zabójczy, niski głos.
- Dzień Dobry - zaczął Mikołaj.
- Ja będę mówić - przepchnęłam go i wlazłam z kadr - Dobry Wieczór. Przepraszam za kolegę, ale amputowali mi ostatnio pół mózgu.
- SŁUCHAM PANIĄ? - głos zabrzmiał tak jakbym miała trzy sekundy na odpowiedź
"Ta informacja ulegnie samozniszczeniu za trzy, dwa, jeden...."
- Proszę Pana, mam na imię Regina. Mieszkam kilka domów dalej. Piszę powieści kryminalne. A oto mój kolega z policji - wskazałam Mikiego - mamy dość poważną sprawę do Pana Domu.
- Jak Pani godność, raz jeszcze? - dopytywał głos
- Na okładkach każę drukować REGINA MORTEM. Ale wolę nie zdradzać swojego prawdziwego nazwiska.Cenię sobie swoją prywatność.
- Proszę chwilę poczekać. - głos zmienił konsystencję z kamiennej na okolice budyniu.
- Oczywiście, dziękuje - odparłam 
- Co ty robisz - wysyczał do mnie Mikołaj.
- Nie przeszkadzaj mi jak Ci pomagam, dobrze?!?
- Ale on morduje ludzi.
- Zaraz mu ujmę roboty. - pogroziłam palcem Mikiemu.
- Zapraszam Państwa! - odezwał się głos w głośniku, zabrzęczało coś i furtka się sama otworzyła.
- Uła... - powiedziałam z podziwem - Ameryka.
- Weź się ogarniaj - zniesmaczyłam Pana Władzę - Ja nawet broni nie mam.
- A co? Miałeś zamiar tam wpaść i zacząć strzelać. Weź się Rumcajs sam ogarnij.
Dom stał na małym podniesieniu, zaczęliśmy wspinać się schodkami ku górze.
- O matko! - powiedział Mikołaj pokazując palcem na zmierzający w naszą stronę kształt - szczują nas psami.
Zmarszczyłam brwi, żeby przyjrzeć się galopującemu ku nam stworowi.
- Tak, oczywiście - postukałam palcem w czoło - od dzisiaj napuszcza się na ludzi bernardyny...
- Co?!?!
- Cześć Lewciu! - wrzasnęłam do psa i rozłożyłam ręce kucając.
Wielki bernardyn podleciał do mnie i zaczął się łasić jak miniaturowy kot. Duża wersja mojego Ozyrysa.
- Znasz to bydle? - spytał zaskoczony przedstawiciel władzy.
- No. Przecież mamy psa. Sigma uwielbia bawić się z Lwem. Prawda śliczny? - zwróciłam się do psa.
- Znasz właścicieli?
- Nie...oni mają taką kobietkę co im psa wypasa na pobliskiej łączce w lesie.
- O matko!
- Dobry Wieczór - podeszła do nas jakaś kobieta.- Pani zna naszego Lewcia?
- Dobry Wieczór - odpowiedziałam - Oczywiście, że znam. Jest ulubieńcem mojej psicy. Zawsze jak się spotykają świetnie się bawią. Ja trochę mniej.
- A jakiej rasy jest Pani piesek?
- Sigma to suka malamuta.
- Sama słodycz.
- Ale lepiej tej mojej słodkiej dziewczyny nie denerwować. Podobno malamuty mają stu procentową skuteczność w ataku.
- Nie wiedziałam. Zapraszam Państwa do środka. Przyjaciele Lwa są naszymi. - wskazała drzwi, w których stał wielki, łysy facet.
Podeszlismy nieco bliżej.
- Zapraszam. Pan Domu Państwa oczekuje.
"Witaj Large...gdzie rąsia?"
Posłusznie poszliśmy za naszym Mrocznym Przewodnikiem. Wprowadził nas do pokoju, gdzie za biurkiem siedział starszy facet.
- To on? - szepnęłam konspiracyjnie, a Miki pokiwał głową.
- Dobry wieczór - rozpoczął rozmowę miły Pan - cóż Państwa do mnie sprowadza?
- Dobry wieczór - zaczęłam - A jakbym powiedziała, że chęć podpisania Panu wszystkich moich książek to czy to by coś zmieniło?
- To, moja miła Pani, zmienia wszystko - powiedział - Zapraszam. Proszę siadać.
Usiadłam w fotelu stylizowanym na wieku osiemnasty i poczułam się jak na chmurce.
- Może się czegoś Państwo napijecie? Kawa, herbata, a może wino?
- Ja wino chętnie, ale jest nas dwoje - pogłaskałam się po brzuchu - więc może coś czego mój lekarz nie uznałby za niezdrowe.
- Oczywiście, a Pani niemy kompan?
- Mikołaj weźmie herbatę z cytryną i miodem, jeśli byłby Pan tak łaskaw.
- Oczywiście. - Pan pokiwał głową, podszedł do interkomu, wystukał coś, wyszeptał i wrócił.
- Pani Regino, co Panią sprowadza z naszym nowym Władcą Warszawy? - wskazał Mikołaja
- Chcieliśmy sobie trochę ponarzekać.
- Chyba nie rozumiem - uśmiechnął się uroczo Szef.
- Już śpieszę wyjaśniać.
Opowiedziałam całą historię od początku, w dość telegraficznym skrócie. Mikołaj krzywił się przy tym niesamowicie, bo ujawniałam jakieś sekretne sekrety. Formalnie nie istniały, ja bredziłam jak poparzona, a Warszawski Książę Mroku słuchał. Lokaj wniósł napoje. Spojrzałam na swój i oniemiałam z zachwytu.
- Widzę, że wybór Pani przypadł do gustu - powiedział Szef
- Owszem, uwielbiam Mohito Virgin. A to wygląda wyjątkowo. I ta dekoracja z karamboli. Niesamowite!
- Pani kolega pewnie nie będzie chciał pić herbaty, jak mniemam. - spojrzał na mojego kompana
- Paranoik - wzruszyłam ramionami.
- Być może. - zerknął na zawartość stojącego obok mnie fotela - No historia jest fantastyczna, ale co ja mam zrobić Pani zdaniem? Biegać po dzielnicy i łby potencjalnym konkurentom ukręcać?
- Wybaczy Pan, ale od podejrzewania Pana o debilizm, jestem daleka.
- Dziękuję. To mi schlebia.
- Bądźmy realistami. Kretyni, w Pana fachu, kończą szybko i mało efektowanie.
- W większości zawodór kretyni kończą kiepsko. No chyba, że mowa o wysokich stanowiskach Państwowych. - dodał i zaśmialiśmy się oboje
- Trochę śmieszne, trochę straszne.
- Ale dzięki temu mój interes kwitnie.
- Mój też! - uśmiechnęłam się - I  kolegi!
- Wnoszę przewrotny toast za zbrodnię. - wzniósł swój kieliszek, a ja wraz z nim moją szklankę. Mikołaj podejrzliwie łypnął jak herbatę.
- Powiem Panu szczerze..nie spodziewałam się, że niedaleko mnie takie fascynujące osoby jak Pan mieszkają!
- Dziękuję Pani. To szalenie miłe.
- Zwłaszcza, że mam ostatnio straszliwą blokadę pisarską. Wszelkie pomysły na książki i morderstwa to kompletna klapa. - zasępiłam się nieco.
- Ja myślę, że ta z tym tatuażem byłaby świetna do opisania. Trochę Pani doda od siebie, trochę wrzuci prawdy i wyjdzie jak zwykle. Genialnie!
- Pan jest stanowczo zbyt uprzejmy. Rumienię się.
- Ja Pani nawet spotkanie z seryjnym mordercą mogę załatwić. On siedzi. Bo to idiota, ale umiałbym Panią nakierować i wiem, że on by Pani chętnie opowiedział o swojej pracy.
- On taki płatny?
- Tak mówią.
Poczułam się zachwycona i uszło, kompletnie, mojej uwadze że rozmawiam z szefem mafii.
- Ojej... - zerknęłam na Mikiego, którego twarz wyglądała jakby miała za chwilę implodować -....ale kolega?
- Panie Kolego - zwrócił się do policjanta - Chyba nie będzie Pan przyjaciółce robił wyrzutów czy problemów?
Mikołaja w sekundę rozkrochmaliło.
- Jej się nie da nie pomóc. Ona jest tak szalona, że wszelki opór jest bezcelowy - odpowiedział.
- Wychodzi na to, że działa Pani sprawniej niż mafia. - uśmiechnął się do mnie Szef
- Jeszcze mnie Pan na wyprzedaży obuwia nie widział - dodałam - Jestem gorsza niż SS i KGB razem wzięte.
-  Dobrze, wierzę - zaśmiał się na głos - Jest Pani taka urocza, że...niech stracę. Postraszę kogo trzeba i się dowiem o co chodzi. Wici się rozejdą, że się wtrącam to będziecie mieli z miesiąc spokoju. Ale to jednak zadziwiające, że komuś udało się Komendanta straszyć. I trochę bezczelne.
- Nie tylko Pana to dziwi - dodał Miki popijając, już spokojnie, herbatę.
- Drogi kolego, ja jestem człowiekiem biznesu. Mnie walenie maczugą po łbach i ciąganie za włosy nie interesuje. To nie są metody nacisku charakterystyczne grupom przestępczym. To jakaś tragiczna amatorszczyzna. Świadkowie? Jacy świadkowie. Nikt nic by nie widział i nie wiedział.
- A jakby wiedział, to by się dowiedział przed pierwszym kontaktem z władzami, że nic nie wie - westchnął Pan Władza.
- Owszem. Przedstawiciel Władz zna system.
- To każdy wie. Po co komu problemy? - skwitowałam
- Otóż to. Lepiej prowadzić sieć restauracji albo mieć firmę ochroniarską.
- Pan ma firmę? - zapytałam
- Owszem - odparł - Pani posesję monitorujemy bezpłatnie.
- Serio? - zdębiałam.
- Oczywiście! - zapewnił mnie. - My się o sąsiadów troszczymy.
- Ja dziękuję Panu za to. I za pomoc przy sprawie. A teraz proszę o książki...czas się choć troszkę odwdzięczyć. Podeszliśmy do biblioteczki i w każdym swoim wydawnictwie umieściłam autograf oraz dedykację.
Zawsze wyobrażałam sobie szefów mafii jako łysych debili. Albo kogoś w stylu Ala Capone. A tutaj, niespodzianka, zastałam miłego Pana około pięćdziesiątki. I nie zauważyłam, żeby trzymał granaty w kieszeniach marynarki. Poczułam się nawet lekko rozczarowana.
- Miła Pani - zwrócił się do mnie, kiedy skończyłam podwyższać wartość jego biblioteczki - Doszły mnie słuchy, że Pani mama startuje na radną. Czy to prawda?
- A owszem - spojrzałam podejrzliwie - A czemu Pan pyta?
- Bo moim zdaniem trzeba na stanowiskach ludzi, którzy się znają. Takich co wniosą odrobinę rozsądku w to głąbowisko w radzie dzielnicy.
- Uhum - zmarszczyłam brwi.
- Macie Panie moje pełne poparcie! - uśmiechnął się szeroko - Pani mama po jakich studiach?
- Technicznych. Architekt i inżynier-konstruktor.
- I takich ludzi mi trzeba. - spojrzał z uśmiechem - bo widzi Pani, ja startuję na stanowisko burmistrza.
- Acha - pokiwałam głową i rozprasowałam twarz.
- I ja sobie tak myślę, że dobry zespół to podstawa. Ktoś umie utrzymać tych na stołkach w ryzach, a ktoś wie co robić żeby zostać na kolejne kadencje.
- Rozumiem.
- A więc przyjmie Pani moje zaproszenie na sobotni obiad?
- A co na to Pańska małżonka?
- Myślę, że wraz z córkami chętnie do nas dołączą. Zwłaszcza, jeśli przyprowadzi Pani swojego narzeczonego i młodsze rodzeństwo.
- Muszę omówić to z rodziną.
- Oczywiście.
- Jak się zdecyduję to wrzucę Państwu liścik do skrzynki.
- Świetnie! - ucieszył się.
- Na nas już chyba czas - powiedział Mikołaj
- Racja - pokiwałam głową.
- Odprowadzę Was. - podniósł się z fotela i poszedł za nami do drzwi.
Kiedy już stałam w progu do głowy wpadło mi bardzo głupie pytanie.
- Przepraszam, a czy w książce mogłabym nazwać Pana Skipper?
- Niczym szefa Pingwinów z Madagaskaru? - uśmiechnął się szeroko
- Dokładnie tak.
- Haha! - zaśmiał się - Silna osobowość i do tego zawsze we fraku. Będę zachwycony!
Uśmiechnęłam się głupkowato w odpowiedzi na durnawy dowcip. Rzuciłam jakąś pożegnalną formułkę,  Mikołaj dygnął jak pensjonarka i wyszliśmy za bramę.
Przez pół drogi milczał jak zaklęty, aż w końcu nie wytrzymał
- Idziesz na obiad do NIEGO?!?
- A co? - spytałam - Podejrzewasz, że poda mi ludzkie mięso ze swojej ostatniej ofiary czy ziemniaki nadziewane arszenikiem?
- On sobie z mojej obecności nic nie robił.
- A co miał robić, wyjść ze śrutówką i urządzić na Ciebie polowanie?
- A ty z nim tak swobodnie rozmawiałaś. Jak z normalnym facetem!
- A jak miałam z nim rozmawiać. Jak z debilem?
"Uuu...jaki Pan mafioso dzisiaj miły. No, dobry mafioso, dobry. A teraz pójdzie postraszyć konkurencję...no pójdzie. Regina będzie z Niego dumna. No hop-siup. Już!"
- Nie żartuj sobie, dobra?
- Oj Mikołaj, Mikołaj.
- No co?!?
- Dziewica Orleańska była mniej niewinna i naiwna niż ty.

niedziela, 4 listopada 2012

Hegedű

W oczekiwaniu na Mikołaja poszłam się umyć. Śmierdziałam tak intensywnie, że mało oczy nie zaczęły mi łzawić. Zawsze mnie tu u Maćka zastanawiało - on tego nie czuje, stracił powonienie czy jest aż tak kulturalny. Trzecie odpadało na starcie, bo za długo go znam, więc albo zapach miłości poraził jego nos albo w ogóle ten zmysł się u niego nigdy nie uruchomił. Tego typu rozważania zawsze prowadziły mnie do momentu, w którym zastanawiam się co to by było jeśli ludzie mogliby się resetować jak coś w życiu pójdzie im nie tak.Wyszłam z łazienki z mokrą głową. Mój wybawca podał mi odnaleziony, w pościeli na łóżku, szlafrok.
- Ubierz się, bo się przeziębisz. - rozkazał.
Jak zrobi się bardziej troskliwy niż jest obecnie to go zabiję, a zwłoki zamrożę. Mam w piwnicy taką zamrażarkę. Zawsze żartujemy, że można tam, spokojnie, dwa trupy upchnąć. Po poćwiartowaniu - trzy.
- Pójdź włącz szafę grającą, proszę. - rozkazałam w ramach zemsty.
Pan M. pomknął po schodach. Z tym rozwianym żółtym szlafrokiem wyglądał mniej jak mroczny mściciel, a bardziej jak wariat uciekający z zakładu zamkniętego. W tym momencie nawet majtki na legginsy w wykonaniu Supermana wydały mi się mniej idiotyczne. I ta pidżama. Cud, że nie zasuwał za nim miauczący ślimak. Przebrałam się wyobrażając sobie wciąż mojego życiowego partnera jako kwadratową gąbkę. Trochę to śmieszne, a trochę straszne. Zeszłam na dół 
- Podłączyłem szafę, wyciągnąłem precle, znalazłem napoje i wstawiłem ekspres. - oświadczył, kiedy zeszłam. - Poczekam z Tobą jeszcze moment i idę na górę spać. Proszę nie wrzeszczeć i nie rechotać, bo będę spał.
Poczłapał na górę, a ja wybrałam play-listę. Ciężko o play-liście mówić jeśli wybiera się "Avalon" w wykonaniu Sully'ego Erny i ustawia na opcję "powtarzaj album". Wydany w 2010. A wciąż absolutnie genialny. A może to tylko kwestia mojej słabości wobec niskich, męskich głosów. I tatuaży. I okultyzmu. 
Usłyszałam podejrzane dźwięki z piętra. Podejrzane o bycie moimi gośćmi. 
- Przyjechali. Przywieźli Sylę. Zabiję jak mnie pobudzą. Miłej nocy, nie siedź długo.
- Dobrze! Wpuść ich tutaj. - odwrzasnęłam i usłyszałam huk na schodach - Śpij długo i wydajnie.
Pomyślałam, że mogłabym zaprosić kiedyś Michała na taki zjazd lub zapraszać go częściej, ale problem z nim polegał na tym że 90% zaproszeń odrzucał. Albo spierniczał do reszty, albo przestał mnie lubić. Poczułam się już kiedyś tym urażona i od tamtego czasu zaprasza go tylko Maciej.
- Tak jest, Panie Spock - usłyszałam rozbawiony głos Maćka.
Czyżby Miki zabił się na schodach? To rozbawienie można było tylko tak uzasadnić.
- Cześć, mam akta - Mikołaj przywitał mnie kolejny, dzisiaj już, raz.
- Cześć mam jedzenie - to Magda
- Cześć, mam ochotę na kawę - Syla uściskała mnie jakbyśmy ze dwa lata się nie widziały.
- Miki połóż akta na krześle i przysuń je do sofy, Magda utuczysz mnie, Sylwio moja już ci serwuję
- Jest tego jedenaście spraw - Pan Władza kontynuował - Ja nie znalazłem nic. Ty i nasz Mag Wszech-czasów jesteście lepsze.
- No pewnie - prychnęła w odpowiedzi wróżka.
Podałam jej kawę, dosypała cukru i wlała ocean słodzonego mleka. Groziła jej próchnica i otyłość, w najlepszym wypadku, przy takiej diecie. 
- Nie patrz się tak na mnie - powiedziała lejąc biały płyn - od nadmiaru cukru nie dostaje się cukrzycy. To choroba trzustki. 
- Wiem - wciąż patrzyłam z przerażeniem - Ale wiesz, że sypanie ton cukru nie zrobi z Ciebie słodkiej dziewczyny. 
Sylwia się roześmiała. Ja tam nie widziałam  w tym nic szczególnie dowcipnego. Cóż.
"Każdy ma niezbywalne prawo sam sobie zniszczyć życie".
Otworzyłam pierwszą teczkę, Syla drugą i zaczęłyśmy czytać. Głównie notatki służbowe. Ten sam schemat. Odwołanie zeznać, zaprzeczenie wcześniejszym, negacja, ucieczka, odmowa współpracy. Nie pomagały prośby i groźby. Szli w zaparte. Sprawa o kradzież wisiorów z jakiegoś ekskluzywnego butiku. Drugie to jakaś kradzież papierów ścisłego rozrachunku, trzecie to zniknięcie jakiś form odlewniczych, czwarte....
- Chodzi o pieniądze. - podsumował Mikołaj podczas kiedy zagłębiałam się w lekturę.
- Prawie zawsze o to chodzi - odparłam nie odrywając oczu znad rozłożonych akt.
- Każdą sprawę prowadził kto inny. - Sylwia zerknęła na mnie
- Czasem nawet jakieś kompletne żółtodzioby. Ten tutaj to teraz z drogówce robi - pokazał palcem Szef Szefów.
- Ale wszystko w kwadracie czterech dużych ulic - postukałam palcem o akta - Kto tam rządzi?
- Myślisz, że to mafia? - zrobił wielkie oczy Miki.
- Nie, nawet na pewno nie. - odparłam
- To po co Ci te informacje?
- Bo dobrze mafię poinformować, że ktoś im na terenie bruździ. Już oni wykończą konkurencję lub zajmą się nią na chwilkę. Warto zawsze zainteresować najbardziej zainteresowanych. Wiesz z kim się kontaktować?
- Wiem. Facet mieszka kilka domów od Ciebie.
- Wiem który.
- I się nie boisz?
- A ty jesteś pewien, że wiesz kto koło Ciebie mieszka i co robi kiedy nie widzisz?
- Też fakt. 
- Skąd ona miała skrzypce? - spytała nagle Sylwia
- A co? Drogie były? - dopytałam
- A wiesz, że tak nagle mnie olśniło, że to chyba Stradivarius był.
- Mam jej akta - wtrącił się Mikołaj i zaczął sprawdzać - jest...tak, grała na Stradzie ale...- zawiesił głos
- Ale nie znaleźli? - zapytałam
- Tak. Ani w domu, ani przy niej, ani w miejscu pracy. Zniknęły.
- A na których ona grała? - spytałam.
- Jak to na których? To one się nazywają.
- Nazywają. - przytaknęła Sylwia.
- Mam tu jakąś notkę...czekajcie...Polski Król? To ta nazwa? - spojrzał na nasze twarze
- Boże...to ile teraz może być warte? - spytała mnie Widząca Przyszłość.
- A bo ja wiem? - odpowiedziałam - Kilka milionów? 
- HEJ! - pomachał do Nas przedstawiciel ramienia prawa stając na sofie - Czemu Polski Król?
- Bo w 1715 roku bezpośrednio od Stradivariego zamówił je August II. Taki Polski Król - Magda zaskoczyła mnie swoją wiedzą.
- Nieźle - wyszeptał siadając
- Ano nawet bardzo nieźle. Ale jest pewien problem. - powiedziałam - Bo to nie jest rzecz, którą można sprzedać.
- A to czemu? - zapytał Miki.
"Było trzeba pozwolić urąbać mu głowę. Może i głupio by się prezentował, ale..."
- Żartujesz? - nadal nie dowierzałam - A jak to sobie wyobrażasz? Kto Ci to kupi? Albo kolekcjoner psychopata albo psychopata kolekcjoner. Tego się na Allegro nie wystawi. Nawet na ebay'u nie pójdzie. Inne serwisy ogłoszeniowe czy aukcyjne też odpadają.
- Patrzcie co mam? - Syla machała jakimś wycinkiem dołączonym do kolejnych akt
- Co masz? - spytałam. Podała mi papier.
- Czytaj! - zachęcająco krzyknął na mnie Mikołaj.
Tekst głosił: "Sławna skrzypaczka zaproszona przez Stewarta Pollensa!"
Doznałam jednego ze swoich nagłych objawień.
- Patrzcie na datę. - pokazałam dopisek na marginesie wyrwanej strony - Wyleciała na tydzień, zgodnie z tym co tu jest napisane, wróciła i po dwóch tygodniach czapa.
- Dźwignąłbym ciężar tej informacji - policjant popatrzył się na mnie z wyrzutem - Gdybym wiedział kim jest  Stewart Pollens.
- Stewart Pollens to znawca muzyki,  kolekcjoner dzieł sztuki, lutnik i jeden z lepszych renowatorów instrumentów muzycznych. Zajmuje się doradztwem najznamienitszym muzykom, światowym orkiestrom, konserwatoriom, kolekcjonerom oraz inwestorom....i teraz uważaj....w zakresie doboru skrzypiec! Wydał wiele publikacji na temat najwybitniejszych lutników w historii muzyki, prowadził wykłady z zakresu lutnictwa, konserwacji instrumentów smyczkowych, historii lutnictwa na świecie. Jeśli ktoś miałby oglądać Stradivariusy to tylko ON.
- Podróbka, szmelc i bubel? - zapytał Miki
- Pewnie tak. - pokiwałam głową.
- A ktoś się wykosztował. - zmarwtiła się Magda. - A te skrzypeczki to żadnych zaśwaidczeń nie mają, że są oryginalne? No coś jak psi rodowód...?
- Mają - przytaknęłam i doznałam olśnienia tak głębokiego, że aż się zawiesiłam. - Ludzie! Oni jej te skrzypce podmienili. 
- Jak to? - spytał jedyny męski uczestnik dyskusji
- Srak to! Co ukradli? Jakieś chemikalia, metale szlachetne, formy odlewnicze, druki pod zaświadczenie o oryginalności? 
- Masz rację. - przytaknęła mi Syla - Oni zrobili podróbkę skrzypiec. I jej podmienili! Ale kiedy?
- W samolocie! - Karcąca Dłoń Sprawiedliwości uruchomiła swój mózg. - Musiała do Pollensa zabrać papiery i tak dalej. Jak to znawca to pewnie chciał te skrzypce zobaczyć i usłyszeć.Wystarczyło, że na moment je zostawiła. To im starcza, jeśli są wprawni.
- Myślicie, że Pollens ją uświadomił? - Magda nie wytrzymała napięcia.
- Jak jest znawcą to powinien był. - stwierdziłam
- I szantażowali Wielkiego, żeby krył ich. A Piotruś bawił się z likwidatora. - Mikołaj wkręcił się w sprawę.
- Jedziemy do tego szefa mafii.- oznajmił.
- Teraz? - spytałam - I jak to MY?!?
- Muszę go zmusić, żeby od jutra wziął się za tych szantażystów.
- Nadal się pytam...jak to MY?!? 
- A czym oni by Cię mogli szantażować? - spytała zupełnie od czapy Magda.
- Ty to jednak głupia jesteś - powiedziałam - Przecież On Cię kocha. Jakby zagrozili, że Ci coś zrobią to zrobiłby wszystko.
Magda zrobiła oczy jak dwie pięciozłotówki, Miki zarumienił się i uśmiechnął jak siedmiolatka. Brakowało mu tylko małej różowej spódniczki baletnicy do wykończenia tego uroczego efektu.
- Aaaa! - ocknął się nagle. Nie wiem czy to dzięki temu, że szarpałam go za rękaw czy po prostu neurony mu kiepsko przewodziły - Ty pójdziesz ze mną do Szefa naszej Wesołej Ekipy, bo On Cię uwielbia!
- Jest moim fanem? - trochę mnie zatkało.
- Jest. - pokiwał smutną głową Miki.
- Chodźmy więc, jest dość późno, ale czego się dla wielbicieli nie robi!
- Mówisz o mnie? 
- Nie...o Szefie Warszawskiej Mafii! 

piątek, 2 listopada 2012

again and again

Poczułam, że moja druga połówka ma stanowczo dość moich głupich pomysłów, kiedy wracając z kolacji zapytałam jak zechce nazwać swoje dzieci. Zaproponował coś normalnego, a ja ignorując jego racjonalne prośby zgodziłam się sama na swoje propozycje.
- Cyprian i Longin. A córki? - powiedziałam głośno zadowolona ze swojego wyboru.
- Regina, oszalałaś? - zapytał z przerażeniem.
- O matko. Czego się po mnie spodziewasz? Kasi i Basi czy Tomeczka i Mariuszka?!?
- No tak, ale nie Longina?!? Cyprian od biedy ujdzie. Skąd w ogóle ten Cyprian Ci się wziął.
- Od Norwida.
- A innych poetów nie znasz?
- Znam.
- To jakiś inny.
- Baczyński!
- Może być Krzysztof Kamil.
- Krzysztof, imienia Kamil nie lubię.
- Czemu ty mi każesz wybierać dwa imiona, tak w ogóle?
- Bo ja czuję, że to będą bliźniaki.
- Akceptuję, nie rozumiem. To drugi może...Dominik? - zaskoczył mnie to prośbą, ale nie powiem że to nie było pozytywne.
- Dobrze. A córki
- Proponuję Dominikę?
- NIE, Dominika nie...ani Oliwia, ani Wiktoria. Nie lubię. Na Hannę czy Krystynę też nie przystanę.
- Stefania?
- Stefa i Fretka. Za dużo kreskówek, Mój miły.
- Dobij mnie.
- Gajana i Amelia.
- Żadna Amelia...widzę za dużo zielonego i łyżkę.
- I krasnala ogrodowego!
- Dokładnie tak - Maciek nie był zachwycony - Ja nie lubię tego filmu.
- Ja lubię, ale szału nie ma.
- Może Mojra? To znaczy przeznaczenie. A jeśli będzie jak mamusia to będzie zachwycona takim imieniem.
- Zaskakujesz mnie Macieju.
- Do usług moja Pani. - ukłonił mi się.
Weszliśmy do domu. Przywitał nas Ozyrys z miną mordercy.
- Sprawdziłaś się na te kocie pasożyty?
- Mam przeciwciała. Nasze kociątko zostaje. -  pogłaskałam puchate uszy kota i poszłam dosypać mu do miski. Mojemu kotu nie brak zajęć czy towarzystwa, nie bywa jakoś szczególnie zazdrosny. Wystarczy, że ma co jeść i pić a dźwignie najgorszą rzeczywistość.
- Maciek? - zawołałam - A może byśmy jeszcze coś dzisiaj zrobili...
Maciek wkroczył do kuchni w piżamie.
- Coś mówiłaś? - spytał
- Masz magiczną moc.
- Jaką?
- Jesteś anty-supermanem. Po prostu niesamowite jak szybko przebierasz się w piżamę.
- Kwestia wprawy - uśmiechnął się - zrobię herbatki.
- Dla mnie Rooibos ten z miodem i wanilią.
Nawet nie zdążyłam porządnie się przebrać w swój nocny strój, kiedy zadzwonił Mikołaj.
- CZEGO O TEJ PORZE! - mój wewnętrzny socjopata poczuł, że czas pokazać uzębienie.
- Komisariat - powiedział.
- Co z komisariatem?
- Jest mój.
- Kupiłeś go?
- Zostałem szefem szefów na Warszawę. Najmłodszym.
- To się zacznie.
- Wiem.
- Nie możesz się doczekać?
- Jesteś śpiąca?
- Nie bardzo.
- A Maciek?
- Chętnie by Cię udusił.
- To będę za dwadzieścia minut. 
- Wiesz, która jest godzina?
- Za siedem dziesiąta, a co? Zegarek Ci się popsuł.
- Nie. Jestem w ciąży.
- A mnie od jutra będą szantażować i na mnie wymuszać. Daj mi tę noc.
- ...tę jedną noc... - zanuciłam z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Wbijaj, bierz Magdę.
- Ona tam zaśnie.
- A to mało razy spała w moim towarzystwie, a ja w jej?
- Nie wiem. A potem? 
- A potem wy w sali na dole będziecie spać, a ja wrócę na górę.
- A Maciek? - dopytał po raz kolejny.
- Chętnie by Cię udusił.
- Dobrze, że mam broń.
- On ma coś znacznie groźniejszego.
- Co takiego?
- Wkurwioną mnie. Czekam. 
Mojemu ukochanemu się to nie spodoba.
- Maciek....! - wrzasnęłam.
- Słyszałem. - wszedł i podał mi herbatkę - reszty się domyślam. Rób jak chcesz. Ja idę spać. Pojutrze audycja, będziesz jutro po południu ze mną ustalać co robimy, bo naczelny nas zabije.
- Już pojutrze?
- No już, a co?
- To znaczy, że piasek w klepsydrze się skończył i czas na piątą podpowiedź.
- Nie wyglądasz na zachwyconą.
- A Ciebie cieszyłby trup.
- Nie, ale Ciebie z reguły wprawiał w stan bliski euforii.
Zabrzmiało to jakbym była nekrofilem. A ja po prostu uważałam, że to jest pewne pole na którym też miałabym wiele do powiedzenia. Ale nie morduję ludzi, bo to jest karalne. I chyba tylko dlatego.
- Będzie za dwadzieścia minut.
- Z przyjemnością urwałbym mu coś.
- Zacznij od tego czego nie używa - zachichotałam.
- Głupio by bez głowy wyglądał - skwitował Mój Pan i Władca - Poczekam z Tobą aż przyjedzie. 
„Mój ty waleczny, mroczny mścicielu w pidżamie ze Spongebo’bem i żółtym szlafroku frotte…"