niedziela, 4 listopada 2012

Hegedű

W oczekiwaniu na Mikołaja poszłam się umyć. Śmierdziałam tak intensywnie, że mało oczy nie zaczęły mi łzawić. Zawsze mnie tu u Maćka zastanawiało - on tego nie czuje, stracił powonienie czy jest aż tak kulturalny. Trzecie odpadało na starcie, bo za długo go znam, więc albo zapach miłości poraził jego nos albo w ogóle ten zmysł się u niego nigdy nie uruchomił. Tego typu rozważania zawsze prowadziły mnie do momentu, w którym zastanawiam się co to by było jeśli ludzie mogliby się resetować jak coś w życiu pójdzie im nie tak.Wyszłam z łazienki z mokrą głową. Mój wybawca podał mi odnaleziony, w pościeli na łóżku, szlafrok.
- Ubierz się, bo się przeziębisz. - rozkazał.
Jak zrobi się bardziej troskliwy niż jest obecnie to go zabiję, a zwłoki zamrożę. Mam w piwnicy taką zamrażarkę. Zawsze żartujemy, że można tam, spokojnie, dwa trupy upchnąć. Po poćwiartowaniu - trzy.
- Pójdź włącz szafę grającą, proszę. - rozkazałam w ramach zemsty.
Pan M. pomknął po schodach. Z tym rozwianym żółtym szlafrokiem wyglądał mniej jak mroczny mściciel, a bardziej jak wariat uciekający z zakładu zamkniętego. W tym momencie nawet majtki na legginsy w wykonaniu Supermana wydały mi się mniej idiotyczne. I ta pidżama. Cud, że nie zasuwał za nim miauczący ślimak. Przebrałam się wyobrażając sobie wciąż mojego życiowego partnera jako kwadratową gąbkę. Trochę to śmieszne, a trochę straszne. Zeszłam na dół 
- Podłączyłem szafę, wyciągnąłem precle, znalazłem napoje i wstawiłem ekspres. - oświadczył, kiedy zeszłam. - Poczekam z Tobą jeszcze moment i idę na górę spać. Proszę nie wrzeszczeć i nie rechotać, bo będę spał.
Poczłapał na górę, a ja wybrałam play-listę. Ciężko o play-liście mówić jeśli wybiera się "Avalon" w wykonaniu Sully'ego Erny i ustawia na opcję "powtarzaj album". Wydany w 2010. A wciąż absolutnie genialny. A może to tylko kwestia mojej słabości wobec niskich, męskich głosów. I tatuaży. I okultyzmu. 
Usłyszałam podejrzane dźwięki z piętra. Podejrzane o bycie moimi gośćmi. 
- Przyjechali. Przywieźli Sylę. Zabiję jak mnie pobudzą. Miłej nocy, nie siedź długo.
- Dobrze! Wpuść ich tutaj. - odwrzasnęłam i usłyszałam huk na schodach - Śpij długo i wydajnie.
Pomyślałam, że mogłabym zaprosić kiedyś Michała na taki zjazd lub zapraszać go częściej, ale problem z nim polegał na tym że 90% zaproszeń odrzucał. Albo spierniczał do reszty, albo przestał mnie lubić. Poczułam się już kiedyś tym urażona i od tamtego czasu zaprasza go tylko Maciej.
- Tak jest, Panie Spock - usłyszałam rozbawiony głos Maćka.
Czyżby Miki zabił się na schodach? To rozbawienie można było tylko tak uzasadnić.
- Cześć, mam akta - Mikołaj przywitał mnie kolejny, dzisiaj już, raz.
- Cześć mam jedzenie - to Magda
- Cześć, mam ochotę na kawę - Syla uściskała mnie jakbyśmy ze dwa lata się nie widziały.
- Miki połóż akta na krześle i przysuń je do sofy, Magda utuczysz mnie, Sylwio moja już ci serwuję
- Jest tego jedenaście spraw - Pan Władza kontynuował - Ja nie znalazłem nic. Ty i nasz Mag Wszech-czasów jesteście lepsze.
- No pewnie - prychnęła w odpowiedzi wróżka.
Podałam jej kawę, dosypała cukru i wlała ocean słodzonego mleka. Groziła jej próchnica i otyłość, w najlepszym wypadku, przy takiej diecie. 
- Nie patrz się tak na mnie - powiedziała lejąc biały płyn - od nadmiaru cukru nie dostaje się cukrzycy. To choroba trzustki. 
- Wiem - wciąż patrzyłam z przerażeniem - Ale wiesz, że sypanie ton cukru nie zrobi z Ciebie słodkiej dziewczyny. 
Sylwia się roześmiała. Ja tam nie widziałam  w tym nic szczególnie dowcipnego. Cóż.
"Każdy ma niezbywalne prawo sam sobie zniszczyć życie".
Otworzyłam pierwszą teczkę, Syla drugą i zaczęłyśmy czytać. Głównie notatki służbowe. Ten sam schemat. Odwołanie zeznać, zaprzeczenie wcześniejszym, negacja, ucieczka, odmowa współpracy. Nie pomagały prośby i groźby. Szli w zaparte. Sprawa o kradzież wisiorów z jakiegoś ekskluzywnego butiku. Drugie to jakaś kradzież papierów ścisłego rozrachunku, trzecie to zniknięcie jakiś form odlewniczych, czwarte....
- Chodzi o pieniądze. - podsumował Mikołaj podczas kiedy zagłębiałam się w lekturę.
- Prawie zawsze o to chodzi - odparłam nie odrywając oczu znad rozłożonych akt.
- Każdą sprawę prowadził kto inny. - Sylwia zerknęła na mnie
- Czasem nawet jakieś kompletne żółtodzioby. Ten tutaj to teraz z drogówce robi - pokazał palcem Szef Szefów.
- Ale wszystko w kwadracie czterech dużych ulic - postukałam palcem o akta - Kto tam rządzi?
- Myślisz, że to mafia? - zrobił wielkie oczy Miki.
- Nie, nawet na pewno nie. - odparłam
- To po co Ci te informacje?
- Bo dobrze mafię poinformować, że ktoś im na terenie bruździ. Już oni wykończą konkurencję lub zajmą się nią na chwilkę. Warto zawsze zainteresować najbardziej zainteresowanych. Wiesz z kim się kontaktować?
- Wiem. Facet mieszka kilka domów od Ciebie.
- Wiem który.
- I się nie boisz?
- A ty jesteś pewien, że wiesz kto koło Ciebie mieszka i co robi kiedy nie widzisz?
- Też fakt. 
- Skąd ona miała skrzypce? - spytała nagle Sylwia
- A co? Drogie były? - dopytałam
- A wiesz, że tak nagle mnie olśniło, że to chyba Stradivarius był.
- Mam jej akta - wtrącił się Mikołaj i zaczął sprawdzać - jest...tak, grała na Stradzie ale...- zawiesił głos
- Ale nie znaleźli? - zapytałam
- Tak. Ani w domu, ani przy niej, ani w miejscu pracy. Zniknęły.
- A na których ona grała? - spytałam.
- Jak to na których? To one się nazywają.
- Nazywają. - przytaknęła Sylwia.
- Mam tu jakąś notkę...czekajcie...Polski Król? To ta nazwa? - spojrzał na nasze twarze
- Boże...to ile teraz może być warte? - spytała mnie Widząca Przyszłość.
- A bo ja wiem? - odpowiedziałam - Kilka milionów? 
- HEJ! - pomachał do Nas przedstawiciel ramienia prawa stając na sofie - Czemu Polski Król?
- Bo w 1715 roku bezpośrednio od Stradivariego zamówił je August II. Taki Polski Król - Magda zaskoczyła mnie swoją wiedzą.
- Nieźle - wyszeptał siadając
- Ano nawet bardzo nieźle. Ale jest pewien problem. - powiedziałam - Bo to nie jest rzecz, którą można sprzedać.
- A to czemu? - zapytał Miki.
"Było trzeba pozwolić urąbać mu głowę. Może i głupio by się prezentował, ale..."
- Żartujesz? - nadal nie dowierzałam - A jak to sobie wyobrażasz? Kto Ci to kupi? Albo kolekcjoner psychopata albo psychopata kolekcjoner. Tego się na Allegro nie wystawi. Nawet na ebay'u nie pójdzie. Inne serwisy ogłoszeniowe czy aukcyjne też odpadają.
- Patrzcie co mam? - Syla machała jakimś wycinkiem dołączonym do kolejnych akt
- Co masz? - spytałam. Podała mi papier.
- Czytaj! - zachęcająco krzyknął na mnie Mikołaj.
Tekst głosił: "Sławna skrzypaczka zaproszona przez Stewarta Pollensa!"
Doznałam jednego ze swoich nagłych objawień.
- Patrzcie na datę. - pokazałam dopisek na marginesie wyrwanej strony - Wyleciała na tydzień, zgodnie z tym co tu jest napisane, wróciła i po dwóch tygodniach czapa.
- Dźwignąłbym ciężar tej informacji - policjant popatrzył się na mnie z wyrzutem - Gdybym wiedział kim jest  Stewart Pollens.
- Stewart Pollens to znawca muzyki,  kolekcjoner dzieł sztuki, lutnik i jeden z lepszych renowatorów instrumentów muzycznych. Zajmuje się doradztwem najznamienitszym muzykom, światowym orkiestrom, konserwatoriom, kolekcjonerom oraz inwestorom....i teraz uważaj....w zakresie doboru skrzypiec! Wydał wiele publikacji na temat najwybitniejszych lutników w historii muzyki, prowadził wykłady z zakresu lutnictwa, konserwacji instrumentów smyczkowych, historii lutnictwa na świecie. Jeśli ktoś miałby oglądać Stradivariusy to tylko ON.
- Podróbka, szmelc i bubel? - zapytał Miki
- Pewnie tak. - pokiwałam głową.
- A ktoś się wykosztował. - zmarwtiła się Magda. - A te skrzypeczki to żadnych zaśwaidczeń nie mają, że są oryginalne? No coś jak psi rodowód...?
- Mają - przytaknęłam i doznałam olśnienia tak głębokiego, że aż się zawiesiłam. - Ludzie! Oni jej te skrzypce podmienili. 
- Jak to? - spytał jedyny męski uczestnik dyskusji
- Srak to! Co ukradli? Jakieś chemikalia, metale szlachetne, formy odlewnicze, druki pod zaświadczenie o oryginalności? 
- Masz rację. - przytaknęła mi Syla - Oni zrobili podróbkę skrzypiec. I jej podmienili! Ale kiedy?
- W samolocie! - Karcąca Dłoń Sprawiedliwości uruchomiła swój mózg. - Musiała do Pollensa zabrać papiery i tak dalej. Jak to znawca to pewnie chciał te skrzypce zobaczyć i usłyszeć.Wystarczyło, że na moment je zostawiła. To im starcza, jeśli są wprawni.
- Myślicie, że Pollens ją uświadomił? - Magda nie wytrzymała napięcia.
- Jak jest znawcą to powinien był. - stwierdziłam
- I szantażowali Wielkiego, żeby krył ich. A Piotruś bawił się z likwidatora. - Mikołaj wkręcił się w sprawę.
- Jedziemy do tego szefa mafii.- oznajmił.
- Teraz? - spytałam - I jak to MY?!?
- Muszę go zmusić, żeby od jutra wziął się za tych szantażystów.
- Nadal się pytam...jak to MY?!? 
- A czym oni by Cię mogli szantażować? - spytała zupełnie od czapy Magda.
- Ty to jednak głupia jesteś - powiedziałam - Przecież On Cię kocha. Jakby zagrozili, że Ci coś zrobią to zrobiłby wszystko.
Magda zrobiła oczy jak dwie pięciozłotówki, Miki zarumienił się i uśmiechnął jak siedmiolatka. Brakowało mu tylko małej różowej spódniczki baletnicy do wykończenia tego uroczego efektu.
- Aaaa! - ocknął się nagle. Nie wiem czy to dzięki temu, że szarpałam go za rękaw czy po prostu neurony mu kiepsko przewodziły - Ty pójdziesz ze mną do Szefa naszej Wesołej Ekipy, bo On Cię uwielbia!
- Jest moim fanem? - trochę mnie zatkało.
- Jest. - pokiwał smutną głową Miki.
- Chodźmy więc, jest dość późno, ale czego się dla wielbicieli nie robi!
- Mówisz o mnie? 
- Nie...o Szefie Warszawskiej Mafii! 

1 komentarz:

  1. nie wiem czemu, ale wszelkie wstawki ze strojem bohaterów komiksowych kojarzy mi sie z jednym... ;> i przez moment byłam tak ciemna jak Pan władza. Dobrze,z e zawsze dokładnie i cierpliwie wyjaśniasz trudne nazwy, nazwiska i inne;)

    OdpowiedzUsuń