Mikołaj zrobił swoją marsową minę. Zmarszczył czoło. Moim zdaniem złościł się komicznie. Jakby jego brwi poszły na randkę i teraz usiłowały się pocałować.
- Dziś widzimy się na komendzie ostatni raz, bo jak to
czytam co wy tu wypisujecie to mi słabo! – podszedł, wziął telefon i włączył
jakąś aplikację. – Jutro o siódmej widzimy się u Regie.
- Co ty wyczyniasz? – zapytałam zaskoczona – myślisz, że to
Piotruś?
- Bez żartów. To się odbywa wyżej. Ja się zawsze
zastanawiałem czemu został tutaj szefem. Już wiem. Ktoś chciał mieć pewność, że
jest bezpieczny. Moim zdaniem on już coś wcześniej majdrował przy kilku
sprawach, ale nic nie mówiłem. Nie miałem pewności.
- A zeznania tego chłopaka? – zapytała Sylwia.
- Zdążymy. – skinął lekko głową - Ja udam, że
rzucam to w sto diabłów. Odłożę akta do szafy i zacznę ganiać jak głupi za
widmem mordercy-tatuażysty.
- A ja gdzie będę spać? – zapytała Syla.
- U siebie. – odparł zaskoczony Mikołaj
- Sama?!? – wróżka była oburzona.
- Jak patrzę na stan naszego Wacusia, to raczej samotność Ci
nie grozi. Chyba, że ty nie z tych.
- Namówiłeś mnie – wyszczerzyła się
Przerażali mnie oboje, ale przyznam, że perspektywa tajnego
śledztwa mnie kusiła.
- Mamy spreparować efekty pracy? – zapytałam
- Wypadałoby!!! – wyłączył cudo w telefonie - …w związku z
tym proszę, żebyście przepisały to na kartki, które dołączę do swoich notatek
służbowych.
- Dobra – jęknęłyśmy.
Nie będę się chwalić, że w udawanym jęczeniu mam mistrzostwo, bo mi Maciek potem nie daruje, ale umiem pojękiwać mistrzowsko. Siadłam do pracy. Tylu bzdur w życiu nie wymyśliłam, a zmyślam za pieniądze.
Starałam się z całych sił, żeby bzdury były prawdopodobne. Wykręcanie kota
ogonem powinno być konkurencją olimpijską
- Co ty tam tak kaligrafujesz? – zapytałam zerkając na
Sylwię.
- Skoro i tak nic z tego nie będzie to przynajmniej ozdobię akta – i podniosła do góry kartkę. Cała
była wymalowana jakimiś runami i znakami.
- Eeee….- trochę mnie zatkało – śliczne?
- Dziękuję - odparła rozpoczynając pracę nad kolejnym, podobnym dziełem.
Moja własna twórczość wyczerpała mnie doszczętnie, już miałam zrezygnować z czekania na świadka, kiedy nagle zadzwonił telefon. Spojrzałam z nadzieją na podnoszącego słuchawkę Mikołaja. Nie zawiódł mnie. Pomruczał do aparatu i skrzywiony rozłączył się.
- Naszemu niedoszłemu trupowi grożono - oświadczył
- Odmówił zeznań? - spytałam rozczarowana
- Dokładnie odwrotnie! Tak go to wkurwiło, że przyszedł. - Miki znowu włączył zagłuszacz.
Raczej bym ich o podsłuchy elektroniczne nie podejrzewała. Prędzej, że będą ślęczeć ze szklanką przy ścianie. Ale mogłam się mylić.
Wściekły jak osa ofiaro-świadek wszedł, trzasnął drzwiami i stanął jak wryty.
- Nikt mnie nie uprzedził, że Podkomisarz to Pani. - wydukał spoglądając na mnie wystającą znad wielkiego biurka i stosu papierów na nim.
- Może dlatego, że Podkomisarz to on - wskazałam palcem nalewającego sobie kawę Pana Władzę
- To po kiego wała Pani tutaj? - uprzejmość wylewała się z każdego otworu ciała tego człowieka.
- To się zdziwi jak mnie zobaczy - powiedziała wstając znad, schowanego za plecami bezczela, biurka Syla - Kawy się może napije?
Świadek zbaraniał do reszty.
- W co wy gracie? - zaczął pokrzykiwać.
- Osobiście grywam rzadko. Więcej pisuję. - postanowiłam nie dać szansy chamstwu - Koleżanka wróży, a kolega zaraz może Pana za obrazę funkcjonariusza i utrudnianie śledztwa przymknąć.
- Nic mi nie zrobicie - trochę spuścił z tonu niedoszły nieboszczyk
- To na czterdzieści osiem do wyjaśnienia? - Miki był wyraźnie rozbawiony swoim własnym pytaniem
- Co? Dlaczego? Nie chcę! - zaczął tamten
- To niech się Pan uspokoi, usiądzie i powie co wie. - poczułam, że byłabym świetnym sędzią.
- Strasznie Pani policyjna jak na nie-policjanta. Ta kawa nadal aktualna? - zapytał
- Jasne. Regie? - Syla spojrzała na mnie
- Poproszę, jeden cukier na pół z mlekiem. - odpowiedziałam i zwróciłam się do świadka - Proszę Pana, nigdy nie powiedziałam, że nie jestem policjantem. Nie jestem Podkomisarzem.Tyle w tej materii. Zacznijmy może od sprawy sprzed kilku lat.
Opowiedziałam mu o przypuszczeniach policji. Słuchał z otwartymi oczami i ustami, jakby nieco zszokowany. Kiedy skończyłam spojrzał na mnie.
- Bo widzi Pani, ja młody i głupi byłem. Nikt się mnie o nic nie pytał, a ja nikomu nic nie mówiłem. Zresztą zorientowałem się dopiero po czasie. Pomagałem w aptece. Rozklejałem ceny, rozkładałem na półkach i segregowałem. Bardziej takie fizyczne prace. Przynieś, podaj, pozamiataj. Ale już po miesiącu ogarnąłem, że ktoś podprowadza leki. I to nie byle jakie, ale żółte.
- Kolorystycznie? - Mikołaj mnie rozłożył na łopatki tym pytaniem
- Żółte, Panie Podkomisarzu - zwróciłam się do niego - czyli oznaczone na żółto. Psychotropy po prostu. Na niebiesko znaczy się, na przykład, te które mają iść do lodówki.
- Pani kiedyś pracowała w aptece? - ucieszył się świadek.
- Owszem, zdarzyło się - uśmiechnęłam się - I jak, doszedł Pan kto to wyprowadzał?
- Ano pewnie, że tak! Kierownik apteki. Ale wyprowadzał je tak, może pół roku, a potem przestał. Z moich wyliczeń wynikało, że może 6 opakowań tego zabrał. To za mało jak na handel. Myślałem, że on to dla kogoś z rodziny bierze. Wie Pani jak jest. Czasem nie ma recepty, a czegoś brakuje i chory nie może czekać.
- A jak uniknął kontroli? - spytałam - przecież to pod nadzorem jest.
- Wystarczy napisać, że mniej czegoś przywieźli, w końcu w hurtowniach też pracują ludzie. Pomyłki to rzecz normalna. Czasem numery pudeł się nie zgadzają, bywa że numery serii są nie te. No błędów jest mnóstwo. To raz zwracaliśmy nie swoje dostawy? Szkoda gadać. Sama Pani wie - machnął ręką, a ja pokiwałam głową. - Potem dostałem lepszą robotę i się przeniosłem. Nie minęły dwa tygodnie, a w mediach piać o tej dziewczynie zaczęli. Pamiętam to jak dzisiaj, bo pomyślałem, że pewnie nielegalnie kupiła od kogoś takiego jak mój były szef jakieś leki. - wzruszył ramionami.
- Rozumiem, niech Pan kontynuuje. - skinęłam głową.
- Pamiętam też, że pewnego dnia policja dała takie, bo ja wiem, jakby ogłoszenie, że szukają kogoś kto coś o sprawie wie. Podali do wiadomości, że we krwi denatki wykryto benzodiazepiny, a tego się tak łatwo nie kupuje. I pomyślałem, że przy samobójstwie świadków się nie szuka, a jeśli to morderstwo było to ja wiem kto taki środek mógł wprowadzić do obiegu. Ale nie poszedłem, bo myśl wydała mi się absurdalna, a wręcz szalona. W końcu to było tylko sześć sztuk.
- I dlatego nie zgłosił Pan przestępstwa? - mało nie pogryzł go Miki
- Podejrzenia - poprawił go świadek.
Mój policyjny znajomy podszedł do biurka i kliknął coś na telefonie. Skinęłam głową.
- Myśli Pan, że nasz przestępca mógł Pana śledzić od jakiegoś czasu?
Mojego rozmówcę nagła zmiana tematu zupełnie nie wzruszyła.
- Ja w ogóle nie wierzę, że kiedykolwiek komukolwiek coś takiego się może udać wyczuć. Jakbym coś wiedział to przynajmniej kazałbym zmienić sobie miejsce tych wzorków.
- Miejsce też było istotne - zauważyła milcząca dotychczas Sylwia. - A mogę obejrzeć te tatuaże z bliska? Chciałam wcześniej, ale dyszenie komuś do ucha to jedna z tych rozrywek, których staram się unikać.
- Pani jest przedziwna... - zaczął gość.
- Niech się Pan nie podlizuje - przerwałam mu w połowie zdania.
Uśmiechnął się. A jednak potrafi.
- Niech Pani się przygląda. Proszę bardzo. Mam się rozebrać? Mnie nie trzeba długo zachęcać. Ja koszulkę zdejmę nawet bez istotnej przyczyny.
- Można Pana na imprezy okolicznościowe wynajmować? Bo jak tak, to brałabym. - słuchając słów Sylwii zastanawiałam się czy ona jakieś szkolenie z flirtu przeszła czy jej to tak naturalnie przychodzi. Świadek rozpromienił się tak, że blaskiem oświetlić by mógł przynajmniej trzy okoliczne gminy.
- Pani jest tak urocza, że nie wydaje mi się aby musiała Pani kogokolwiek wynajmować. - moja dusza jęknęła nad tym potokiem głupoty, który z siebie wylewali tu obecni. - Pani pstryknie i tłum pędzi. To widać!
Powiedziawszy to ściągnął z siebie koszulę. Moim zdaniem pobił rekord w zdejmowaniu koszuli na czas. Zrozumiałam tą ekshibicjonistyczną chęć jak tylko spojrzałam na jego tors. A było na co popatrzeć. Moim zdaniem te tatuaże dodawały mu uroku.
- Piękne wykonanie! - z uznaniem pokiwałam głową.
- Bez żartów - spojrzał na mnie z wyrzutem Pan Wytatuowany.
- Powinien Pan dostać zakaz chodzenia w koszulce. Widoki cudowne!
- Stanowcza przesada.- zaprotestował
- Ja mam narzeczonego całego w tatuażach. Kobiety to uwielbiają. - skwitowałam
- Szkoda, że mnie nike nie zapytał co ja uwielbiam.
"Touche!"
- Też racja, ale przyzna Pan, że bycie żywym dowodem to ciekawa sprawa. - uśmiechnęłam się - Ale póki koleżanka dyszy nad Panem to mam jeszcze pytanie.
- Niech Pani pyta, kto wie ile pożyjemy.
- Bądźmy realistami. Jeśli by Pan tyle wiedział to pewnie byśmy dziś tu nie rozmawiali. Właściwie czemu zdecydował się Pan zeznawać skoro twierdzi, że Panu grożono?
- Bo ja z natury niepokorny jestem. Poza tym chciałbym być jakoś przydatny, odrzuca mnie na myśl o tym że komuś można zasznurować usta groźbami. Ja czuję, że nie można pozostawać biernym wobec prób zastraszania, a już zwłaszcza, że ten debil, co do mnie telefonował, dzwonił od Was z posterunku.
- Identyfikacja numeru? - spytałam z pełną świadomością, że jeśli nas podsłuchują to wiedzą że zaraz się wyda.
- Owszem. Oddzwoniłem i odebrał ktoś w kancelarii Komisarza.
- Nie wydaje mi się aby to telefonował Pan Piotr - nie wiem czy myliłam tropy Piotrusiowi, ale on sam sobie nigdy jeszcze nie pomógł - wydaje mi się, że ktoś musiał przekierować sygnał.
- Może mieć Pani dużo racji. Pewnie nigdy się nie dowiemy. - wzruszył ramionami - Dobrze, to ja się ubiorę i będę szedł. - naciągnął na siebie koszulę.
- Wszystko co miłe szybko się kończy - uśmiechnęła się do niego szeroko moja przyjaciółka.
- Zostawię do siebie jakiś bezpośredni kontakt może.
- Będzie nam miło - powiedział Mikołaj podając mu coś do pisania.
Chłopak nabazgrał swoje dane na kartce papieru i podał mi ją. Wyszedł mniej teatralnie niż wszedł, ale równie barwnie, bo mało na progu zębów nie stracił tak cudownie się potknął.
- Dobra, dzieciarnia, szykujemy się do wyjścia. Ty - wskazał na mnie - do łazienki! Wypiłaś tyle, że powinno ci uszami ciurkać.
Potruchtałam do toalety ściskając papier w ręku. Usiadłam na desce i odczytałam zawartość kartki.
Napis głosił: "Wiem, że wiecie. Macie dwa tygodnie. To nie może się tak skończyć"
"Jak na mordercę był całkiem sympatyczny"
" -To się zdziwi jak mnie zobaczy - powiedziała wstając znad, schowanego za plecami bezczela, biurka Syla - Kawy się może napije? " Ale ja bym chciała wtedy widzieć mine tego niedoszłego nieboszczyka:D
OdpowiedzUsuń