- W oparciu o moją wiedzę mistyczną, miejsce odnalezienia
zwłok, ofiary płeć, ułożenie ciała oraz tatuaże, wnoszę, co następuje. Ofiara
reprezentować ma zaginionego ukochanego naszej ofiary ze sprawy
sraty-taty-sami-sobie-wpiszecie-numer. Tatuaże prezentują łączące go z kobietą
więzi. Moim zdaniem oboje byli bardzo mocno zaangażowani w związek, układało
się im bardzo dobrze mimo częstych Jego wyjazdów za granicę. Chłopak miał
brata. Nie wiem czy byli rodzeństwie przyrodnim, ale tak wnioskuję. Tamten był
starszy. Z zapisanych wzorów wynika że zmarł krótko przed zaginięciem
młodszego, po jakiejś długiej chorobie. Czy miał dzieci? Nie wiem, ale nie
wykluczam. Warto sprawdzić. Ukochany ofiary ze starej sprawy był osobą zaradną,
światową, inteligentną. Nawet bardzo. Lubił niebezpieczeństwo. Cechowało go
męstwo oraz odwaga, ale nie miał skłonności do przeceniania swoich sił. Miał
ciemne włosy i jasne oczy, regularne rysy twarzy. Jego linia życia urywa się w
wieku lat siedemdziesięciu z czego wnioskuję, że nadal żyje. Między dwudziestym
a trzydziestym rokiem życia widzę straszną tragedię, która przewróciła jego
świat do góry nogami. Po tym momencie tatuaż linii papilarnych zmienia kolor z
czarnego na czerwony. Czerwony jest tajnym odpowiednikiem czarnego. Symbolizuje
to zmianę duchową, jednak nie widzę tutaj skłonności sadystycznych czy potrzeby
wendetty. Podejrzewam raczej chorobę o podłożu psychicznym lub zaburzenia
osobowości. Nasz podróżnik wie bardzo dużo o skrzypaczce i zgodnie z tym co
ofiara miała wytatuowane na ciele może się przydać jako źródło informacji
prowadzących do rozwiązania zagadki.
- I nie mamy jego nazwiska, bo ktoś namieszał w aktach -
spuentowałam.
- I nikogo za to nie pociągnę, bo w aktach wszystko gra i
buczy, a moje notatki to moje notatki. Nie są ani podstawą do czegokolwiek ani
pismem urzędowym. Takie tam karteczki. Równie dobrze ktoś przenosząc je z szafy
do szafy mógł upuścić i coś zgubić. - zajęczał policjant.
- A znalazłeś je w innej szafie niż powinny być? - wtrąciła
się Syla
- Tak. A to istotne.
- Wszystko może być istotne. I co teraz? - nie mogłam się
nadziwić, że powiedziałam to na głos
- Idę po książkę telefoniczną. - powiedział Miki -
Przebiegnę wszystkie nazwiska to może mi się przypomni jak ten człowiek się
nazywał.
- Jest to jakaś metoda - pokiwałam głową - ale ja bym na
Twoim miejscu poczekała na tego chłopaka, bo myślę że on może być kluczem. Na
którą go zaprosiłeś?
- Powiedział, że będzie koło trzeciej. Nie był zadowolony,
że po tym co przeszedł chcemy znów z Nim gadać, ale powiedziałem że wpadliśmy
na nowy trop i mam trochę inne niż ostatnio pytania. Bardzo skłamałem?
- Moim zdaniem powiedziałeś prawdę. - uśmiechnęłam się do
niego.
- Dobra dzieciaki - przerwała ciszę Dyżurna Czarownica -
biorę się na pozostałe ofiary. Mam dziś dobry dzień i szybko mi idzie. Ale za
godzinę chciałabym coś zjeść, najlepiej żeby było bez mięsa i na ciepło. Jak
Was znam to zamówicie to tutaj i Mikołaj od dziś będzie chował dowody w szafie
pancernej, do której zapewne, zmieni dziś kod. Nie dziwię się, też by mi było
dziwnie jakby mnie ktoś z mojej pracy okradał. A ja nie szukam zawodowo
morderców.
- Damy radę. - przytaknął Mikołaj. - A z szafą to dobry plan
jest.
- Spisałam wszystkie osoby, które w mogły być przyszłymi
ofiarami i postanowiłam ustalić czemu raz zbrodniarz zajmuje się osobą która
zeznawała a raz kimś z jej łamane na jego rodziny. Mikołajowi kazałam szukać
kontaktów do tych ludzi, bo ich numery i adresy z notatek też zniknęły. Magia.
Po pół godzinie czytania zeznań i notowania doszłam do wniosku,
że ich treść wpływa na to jak, czym i kto zostanie zamordowany.
Pierwsza nie zeznawała matka zamordowanej Paciorkiewicz, ale
za to ona odmówiła zupełnie zeznań. Jak zanotował Miki, ona wiedziała zapewne
najmniej. Pracowała w filharmonii, gdzie skrzypaczka grywała. Coś słyszała jak
się tamta z kimś kłóciła, ale koniec końców wyparła się tego co mówiła
wcześniej twierdząc, że nic jednak nie słyszała. Notka na marginesie:
"Bała się o dzieci". No to dostała.
Potem ta właścicielka galerii. Nasze cudowne dziecko
skrzypiec miało uszlachetnić jakiś pokaz swoją osobą, ale nie przyszło. Potem
się tłumaczyło i występowało karnie kilkanaście razy za darmo w owej galerii.
Pani z Galerii mówiła, że wie czemu tamta nie przyszła i że ona wszystkie
podejrzenia rozumie, ale nie będzie "tych bredni co jej ta mała
powiedziała powtarzać, prędzej zmieni się w obraz Mondriana....a zresztą i tak
ich dokładnie już nie pamięta". Zaśmiałam się w duchu nad przewrotnością
mordercy z maszynką do tatuażu w ręku i jednocześnie zastanowiłam nad źródłem
jego informacji. Przypomniał mi się film "Vidocq".
Czwarta ofiara czyli taksówkarz zeznał, że słyszał jak Pani
od Skrzypiec straszliwie kogoś przez telefon przepraszała. "Pewnie
właścicielkę Galerii" - dopisane na marginesie w notatkach ręką mojego
ulubionego stróża sprawiedliwości. A potem ktoś do niej zadzwonił i chyba jej
groził, bo zaczęła szeptać do słuchawki i prosić żeby przestał, bo ona się i
tak nie przestraszy. W notatkach znalazłam zapisane zdanie: "Morderca musi
siedzieć na dużym stołku - najpierw taryfiarz mówi że to jakaś gruba ryba
musiała być ten co jej groził, a potem wypiera się tych zeznań wnosząc, że to
były tylko przypuszczenia i do dyktafonu tego nie powie."
- Co za ludzie?!? - pomyślałam na głos
- I weź tu śledztwo prowadź. Pewnie dla tego Piotruś mi to
zlecił. Śmierdzące jajo.
- Możesz mieć rację, zamówmy może coś do jedzenia, bo i ja
się robię głodna.
- Mamy taką wegańską knajpę, skoczę po coś i zaraz wracam.
Skinęłam głową z aprobatą, wstałam i poszłam do automatu z
napojami, żeby kupić sobie Colę. Pijałam tylko tę bez cukru, bo mi lepiej
smakowała i kaloryczność nie miała tu nic do rzeczy, ale i tak zawsze musiałam
się tłumaczyć że nie jestem na diecie.
- Ty znowu się odchudzasz? - usłyszałam, kiedy weszłam z
puszką napoju z powrotem do gabinetu.
- No błagam Cię...zjadłam dziś już z pięćset kilokalorii, to
takie nie-seksowane.
Sylwia spojrzała na mnie i zaczęłyśmy się śmiać.
- Coś tam mądrego wymyśliłaś z tymi ofiarami? - zapytałam
spoglądając na bałagan, który stworzyła na swoim stanowisku pracy.
- Z tą pierwszą to wiele więcej nie mam, ale ten czwarty,
moim zdaniem, jest kluczem.
- Do znalezienia mordercy, jak rozumiem.
- Owszem, ale z małym zastrzeżeniem.- nie przerywała pisać
Syla.
- Z jakim? - stałam siorbiąc zimny napój.
- Bo chodzi o tego kto zamordował tę kobietę trzy lata temu,
a nie o tego kto zabija świadków tamtej sprawy.
- Czyli sprawa jest prosta.
- Uważasz, ze to proste?
- Owszem. Dostajemy podpowiedzi w pewnych odstępach czasu i
albo on wyrżnie wszystkich świadków wieńcząc swoje dzieło tamtym mordercą albo
my go uprzedzimy, uratujemy kilka istnień i zamkniemy tamtego sprzed lat.
- A potem tego obecnego.
- Myślę, że temu obecnemu można z moralnego punktu widzenia
wybaczyć. I liczy na to, że zagłębiając się w sprawę dostrzeżemy tę jego
sprawiedliwe oblicze.
- I zapomnimy o socjopacie, który w nim mieszka. -
dokończyła za mnie wróżka.
Genialna puenta Sylwii kończyła naszą rozmowę bo wszedł
Mikołaj z jedzeniem. Zapachniało czosnkiem. Może to było mało romantyczne albo
przynajmniej wampiry się na nas nie rzucą.
- Mam jakieś wegetariańskie coś. Nie wiem jak się nazywa,
ale właściciel twierdzi że jego klienci to kochają i na pewno my też się
zakochamy – podał mi styropianowe pudełko i widelec.
Jedząc dyskutowaliśmy nad
przebiegiem sprawy:
- Moim zdaniem musimy dotrzeć do kolejnej osoby i dowiedzieć
się co ona wie i czego nie powiedziała. – zaczęłam
- Myślę, a w zasadzie jestem pewna, że mam opis kolejnej ofiary
– odpowiedział mi Mój Osobisty Pomost Duchowości między jednym a drugim kęsem.
- Mnie najbardziej jednak martwi fakt, że to ktoś od nas
może być winny. Nie mogę teraz mówić nic nikomu, bo się może rozejść.
- Będziesz symulował impas w dochodzeniu? – zapytałam
przełykając ryż z warzywami.
- A mam wyjście? Powiem, że wróżka – pokazał widelcem na
Sylę – wyczuwa przełom, ale twierdzi, że wizje są zbyt słabe więc na razie
zająłem się badaniem rodzin i ponownym przejrzeniem tropów.
- Zwal na mnie – odezwała się z pretensją amatorka Wacława
Policjanta.
- Daj żyć – uspokoiłam ją – wątpię, abyśmy dotrwali do
następnego żyjącego świadka. Za późno na to wpadliśmy.
- Jesteś urocza – wypomniał mi Miki.
- Taka prawda. Co ja Ci poradzę, że na moje oko jeszcze ze
dwa trupy nas czekają nim znajdziemy mordercę. Było trzeba zeznawać zgodnie z
prawdą.
- To co mówisz jest okropne – nie odpuszczał
- Temida jest ślepa, a raczej powinna być.
- Przecież oni się wtedy bali o siebie i swoje rodziny –
Mikołaj zaczynał działać mi na nerwy
- To teraz będą mogli umierać w spokoju ducha. – odparłam.
- Ona ma rację – powiedziała Sylwia – Uznali, mylnie, że ich
komfort psychiczny ważniejszy jest od aresztowania mordercy. To nie jest
przechodzenie przez ulicę w niedozwolonym miejscu. Tu chodzi o czyjeś życie.
Jaką mieli pewność zeznając nieprawdę, że nie będzie kolejnych ofiar. Ba! Jaką
my mamy, że nie było?
- Czekajcie – olśniło mnie – a może były?
- Jak to? – czasem Mikołaj mnie zaskakiwał tymi głupimi
pytaniami
- No powiedz. Jeśli dany sposób jest skuteczny do
osiągnięcia celu czy nie będziesz powielał schematu? Po co się pocić nad nową
metodą usuwania niewygodnych osób?
- Skąd wiesz, że niewygodnych? – dobił mnie do reszty.
- Pomyśl. To ktoś z policji. Jakoś te testy przeszedł,
wnioskuję więc że nie jest osobowością psychotyczną, ale ktoś doprowadził go na
skraj wytrzymałości. Jeśli mógł to znaczy, że sprawa była poważna. A jeśli była
poważna to szczerze wątpię aby skrzypaczka była jedyną wtajemniczoną w to
osobą. Ona była płotką.
- Raczej złotą rybką – sprostował – Bo gdyby nie ta sprawa i
ten psychopata od mazania po ludziach to bym do tej starej sprawy nie wrócił.
Ale żeby czekać trzy lata?
- Być może trzy lata zajęło osobie postronnej dotarcie do
faktów. – rzuciła Syla.
- Być może. – przytaknęłam. – Zjadłam. Wtajemniczysz nas w
treść tego co odcyfrowałaś?
- Niech może ja skończę jeść, dobrze?
- Zezwalam łaskawie.- ponownie wyszłam z gabinetu, tym razem
z Mikołajem, w celu nabycia czegoś zimnego do picia. Kupiłam sobie cztery
puszki dietetycznej Coli i herbatę mrożoną dla wróżki. Miki w międzyczasie
zdążył przynieść dzbanek świeżej kawy i skombinował jakieś ciastka.
- Będę się po tych wizytach na komendzie toczyć – spojrzałam
na paterę czekoladowych mini-babeczek.
- To szybko bierz ślub, póki jeszcze widać ci talię.
- Ciocia Dobra Rada – mruknęłam pod nosem.
Weszliśmy do gabinetu. Syla siedziała wgapiona tępo w ścianę
jakby się zawiesiła. Ocknęła się wraz z naszym wejściem.
- Wiecie, że wszedł tu Piotruś i zrobił mi awanturę, że Wam
pomagam? Twierdził, że podważam autorytet śledczych wtykając swój pseudo
magiczny autorytet w sprawy zupełnie
z magią niezwiązane.
- Kiedy wyszedł? – spytał Mikołaj
- Przed sekundą. – odparła – Nie podobał mi się ten jego
ton. Nie wiem co on wie, ale ja dzisiaj sama w domu spać nie zamierzam.
- Myślisz, że to on namieszał a aktach? – zapytałam.
- Nie, nie myślę… – już miałam odetchnąć z ulgą, kiedy
Sylwia wziąwszy głęboki oddech powiedziała cicho – …ja to po prostu wiem.
:o
OdpowiedzUsuńTy weź to wydaj, bez jaj....
Dobrze mamo!
OdpowiedzUsuń