poniedziałek, 10 września 2012

Six Six Six


- Jak większość psychotycznych wariatów. - przyznał mi rację nasz dyżurny Sherlock.
- Ale to po co informacje w mediach? Jemu przecież o to chodziło...żeby ludzie wiedzieli. - nigdy nie zrozumiem logiki Piotrusia, pomyślałam.
- Mnie się pytasz? Ja nigdy nie zrozumiem logiki Piotrusia. - powiedział Miki, a ja zaczęłam się obawiać, że czyta mi w myślach.
- A nie wpadło Wam do głowy, że może to jakiś kod te trucizny. Albo może jakiś psychopatyczny lekarz-morderca leczy rytualnie swoich pseudo-pacjentów?
- Czy ty słyszysz, co ty mówisz?
- Ja, po prostu, proponuję alternatywne rozwiązania.
- Tak się teraz bredzenie nazywa? Maciek ty ją ogarniasz?
- Czasem nawet dwa razy pod rząd - mojego ukochanego bawiły zawsze dowcipy z gatunku o parówach, kontaktach i innych przedmiotach gdzie można było coś potencjalnie wetknąć.
- A wiecie, że Hiszpańska Mucha też może być trująca? -  mój braciszek zawsze wyczuwał takie tematy.
- Potencjalne śmiertelne jest także zjedzenie zbyt dużej ilości orzechów brazylijskich, ze względu na ilość selenu, który jest pierwiastkiem promieniotwórczym. - dodałam - taka choroba popromienna z łakomstwa.
- No litości! - Magda nie wytrzymała.
- A w ogóle to badaliście dokładnie te znalezione ciała, obcego DNA szukaliście? - wróciłam do dręczenia Mikusia.
- Pewnie czekali aż im o tym przypomnisz. - usłyszałam od Maćka.
- Ciała czyste, nawet zombie z kostnicy mówił, że go umyto i zdezynfekowano.
- Nie rozumiem, w takim razie, po co cała ta szopka? - Magda nie odpuszczała.
- Myśli wariatów są niezbadane. - skwitował mój PM.
- Wariatów tak, ale to nie jest człowiek, któremu się wydaje jednego dnia, że umie latać a za dwa dni ogłasza się Napoleonem Królem Świata. W każdym szaleństwie jest pewna, a wręcz boleśnie konsekwentna logika. W przypadku psychopatów jest wzór. To nie jest tak, że on lata po mieście i na chybił-trafił wybiera ofiary. Coś ich łączy!
- Powiedz to Piotrusiowi. - skrzywił się Mikołaj
- Sam mu powiedz. Nie przypominam sobie, żebym się w policji zatrudniała.
- A może powinnaś była....Mam szalony pomysł: zostań moim doradcą! Piotruś dał mi wolną rękę, ty masz staż jakiś w laboratorium kryminalistycznym to da radę Cię jakoś uzasadnić.
- I co? Będę latać za Wami i udawać Dona Johnsona? - wyobraźnia już ruszyła i w moim mózgu ukazał się obraz mnie w białym garniturze ze stanowczo zbyt dużymi poduszkami.
- No chodzić na akcje Ci nie pozwolę, ale mogłabyś raz na jakiś wpaść i rzucić okiem. Takie świeże spojrzenie. Rozumiesz mnie?
Rozumiałam. Spojrzałam na Maćka. Miał minę jakby mu w majtkach jabłko zgniło.
Nie wytrzymałam:
- Misiu, ja mam taką minę jak mi coś śmierdzi...- zaczęłam.
Mój Przyszły Mąż zbrzydł na twarzy jeszcze bardziej. Zaczęłam podejrzewać u niego jakąś ciężką niestrawność.
- Nie pierdol, dobrze?!?! Ja Cię znam! Żebyś za nimi nie biegała będzie trzeba Cię do biurka przykuć. A i to nic pewnego! Ty z tą Twoją determinacją. Razem z głupotą i uporem dostajemy trójcę charakterologiczną, któraw Twoim wykonaniu daje pojęcie o nieskończoności. - warczał na mnie jakbym mu rodzinę harmonią wyrżnęła.
I miał trochę racji. Ale tylko trochę, bo kiedy wyobraziłam sobie siebie przykutą do biurka i biegnącą, z owym przy nodze, za radiowozem....Nie wiem jak on to zrobił, ale ja ciężaru gatunkowego tego porównania nie byłam w stanie dźwignąć.
- Daj spokój, ona jest rozsądna. - zaczął bronić mnie Michał, który nie wiadomo kiedy, przysiadł się do stołu.
Rzadko bywał poważny, a przynajmniej w stosunku do mnie. Uwielbiał się maskować zbyt dużą ilością słów. Zmieniał tematy, jeśli z jakimś pytaniem było mu nie po drodze. Ignorował pytania. Robił przy tym głupie miny i żartował. Miało to swój urok. Pamiętam jak poznałam go ze swoimi znajomymi. Dopiero zaczynał pracę w moim mieście i jego grono znajomych dostępnych "od ręki" było dość mocno okrojone. Przeprowadził się, w końcu, z drugiego końca kraju. Zawsze po cichu go za to podziwiałam. Nie wiem czy miałabym w sobie tyle determinacji i odwagi, żeby rzucić wszystko i wyjechać czując, że wzywają mnie "marzenia do spełnienia". Pewnie nie. Człowiek, sam czy nawet z partnerem, w stosunkowo nowym miejscu jest jak samotna wyspa. Tylko dom-praca-dom-praca. Zwłaszcza jeśli nie pracuje się w młodym zespole i nie ma gdzie zawrzeć jakiś nie-biznesowych znajomości. Wokół ludzie za którymi, niekoniecznie, się przepada. Taka socjalna pół-pustynia. Żadnych imprez w towarzystwie przy którym można się spić i tańczyć w samym tylko ręczniku, na stole... Kiedy o tym tak myślę to mam przed oczami scenę z pierwszego naszego spotkania w Warszawie. Michał już po kilku piwach rozsiada się i zaczyna mówić, że wydziela z siebie strasznie dużo w pracy i dość często wyczerpuje to jego zapas leksykalny na dany na dzień. Po czym dodał: "na przykład teraz już sobie pomyślałem co bym Wam powiedział, ale nie powiem bo mi sięjuż nie chce", wstał i wyszedł. Oni zdębieli, a ja sobie przypomniałam sobie wtedy za co go tak bardzo lubię. Kreatywność w postrzeganiu rzeczywistości i jej interpretacji.
Maciek miał podobnie.
Wychodzi na to, że połowa mojego szczęścia to zasługa Michała. Ech...tak mnie ta rozmowa ze sobą w myślach rozczuliła, że wstałam, podeszłam do Michała i go uścisnęłam. Miewałam takie napady. To chyba była kwestia hormonów, bo przed okresem bardziej mniej łapało.
- Co ty robisz?!? - zaprotestował - puść mnie, jestem mężczyzną....ludzie patrzą....chcesz mnie udusić? - zaczął się, niemalże, wyrywać. Złapałam go jeszcze mocniej.
- Mam napad ambiwalentnej miłości do Ciebie!
- Nie chcę, zostaw...za mało wypiłem żeby się przytulać do obcych bab.
- Obywatelko, proszę puścić kolegę - profesjonalista wkroczył do dzieła.
- Tak jest, Panie Władzo. - rozluźniłam uścisk.
- Nie rób tak więcej, piąteczka wystarczy. - zapewnił mnie Michał otrzepując się.
Nie miałam siły go zapewniać, że nie mam wszy ani łupieżu, a jeśli chce zrzucić z siebie mój zapach to nie da rady, bo mam na sobie perfumy za 350 zł i one dwa dni trzymają się na ubraniach.
- To co? - Mikołaj swoje - zgadzasz się?
- Ja tak, ale Maciek nie jest zachwycony. - i znów ta mina jakbym trepanację czaszki, przez odbyt, mu zaproponowała.
- Jeśli na Cię to uszczęśliwić to się zgadzam. - niechętnie zgodził się Mój Pan i Władca.
- Super....to teraz ja proponuję podzielić się na zespoły, zostawić trupy w kostnicy i polecieć sobie w kulki - powiedziałam.
Magda zachichotała. Nie wiem czemu, ale dzisiaj tylko chichotała. Wolę jak się jej jadaczka nie zamyka. 
Resztę wieczoru spędziliśmy całkiem przyjemnie. Graliśmy w bilard, rzutki i nawet maszyna do karaoke poszła w ruch. Mam nadzieję, że sąsiedzi tych potępieńczych jęków, które dumnie nazwaliśmy śpiewaniem, nie słyszeli. Inaczej będzie mi wstyd, bo ryczałam jak łoś na rykowisku.
O północy moi znajomi postanowili się zmyć. Michał odmówił prowadzenia swojego samochodu, więc zaproponowałam żeby się przespał na kanapie, w salonie. Zadzwonił do Anki i już po kwadransie rozmowy, konsultacji na głośnomówiącym i zapewnieniu że nie zamierzamy dzisiaj brać się na produkcję potomstwa, został. Magda zaproszona przez Mikołaja na "jeszcze jednego drinka i jakiś taniec w miłym miejscu" nie omieszkała rzucić wszystkiego i zgodzić się bez zastanowienia. Że jej nie zastanowiło, że jutro idzie do pracy na rano. Nie wiem. Może po prostu już nie łapię szyfru. Nie jestem Enigmą. Nie muszę.
Adam poszedł na górę twierdząc że lubi piątki ze zbrodnią i że powinniśmy uczynić z tego jakąś świecką tradycję. Przytaknęłam i zapewniłam, że chętnie poszerzymy grono, jeśli by miał ochotę zaprosić Kogoś. Z naciskiem na Kogoś. Ozyrys odmówił współpracy, musiałam odczepiać go siłą od kanapy – pazurek po pazurku. Nie wyglądał na zachwyconego. Ja też, nie byłam.
Kiedy, w końcu uzbroiłam nasz system alarmowy, umyłam się, odtańczyłam tradycyjny taniec p.t. „chcesz ręcznik/szczoteczkę/mydło/kocyk/poduszkę/szklankę z wodą/….” nad Michałem i usłyszałam: „Kocham Cię, ale chcę spać, więc wyjdź bo nie zasnę przy obcych” to doszłam do wniosku, że dopełniłam swoich obowiązków gospodarza i mogę udać się na zasłużony odpoczynek. Poczłapałam do sypialni, doleciałam głową do poduszki i poczułam swój wiek. Kochana – zegar tyka – przypomniał mi się cytat z „Dziennika Bridget Jones”. Padłam jak trup obok Macieja i usłyszałam:
- W sumie miło, że wpadli.
- W sumie tak – odparłam bez większej emocji, za to z nadzieją, że przestanie nadawać. Nie przestał:
- Serio myślisz, że Magda z Mikołajem coś teges-no-tenteges – bogate słownictwo radiowca dało o sobie znać.
- JASNE, ŻE TAK! – wrzask z pokoju obok
- Ultra-słuch się mu załączył – skwitowałam z rozbawieniem.
- WCALE WAS NIE SŁYSZĘ, NIE WIEM O CZYM MÓWISZ! – odparło gumowe ucho zza ściany
- Muahahaha…- Maciek zaintonował szeptem swój zły śmiech – a ja nie wierzyłem – dodał ledwo słyszalnie
- A BYŁO TRZEBA – pijacki ultrasonograf Michała działał coraz lepiej. – ONA RZADKO KŁAMIE, A JAK JUŻ, TO TAK, ŻE SIĘ NIE ZORIENTUJESZ!
Cudowna sprawa z tym jego słuchem! Dla mózgu Michała w stanie upojenia alkoholowego szept w drugim i dźwięk upadającej szpilki z trzech kilometrów to nie były wyzwania. Słyszał wszystko! A najwyraźniej to, czego, nie powinien. Rano nie pamiętał prawie nic. I dość często było to z korzyścią dla obu stron. Włączało mu się to jednak, tylko, po określonej i stanowczo za dużej, ilości spożytych procentów. Ja mu tam nie liczyłam ile tego dzisiaj wypił, ale w dziesięciu półlitrowych piwach to się nie zamknął. Przy takim spożyciu wysikałabym chyba Atlantyk. Jak stwierdził po mojej oceanicznej uwadze sam zainteresowany: „Najwyżej Bałtyk, moja śliczna”. Śliczna?!?
- Śpij – wysyczałam
- UDAM, ŻE TEGO NIE SŁYSZAŁEM! DOBRANOC!!! – wyryczał
- Dobranoc! – powiedzieliśmy równo.
"Kocham spać" to była ostatnia myśl jaką pamiętam.

3 komentarze:

  1. haaaa, chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać skąd Ty bierzesz te wszystkie teksty - mina ze zgniłym jabłkiem w gatkach, wyrżnięcie rodziny harmionią i wysikanie Atlantyku-tudzież Bałtykuu.

    I znowu kolejnych mądrych rzeczy się dowiaduje! :)

    nie mogę się doczekać aż Reggie pójdzie tam węszyć do policji :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Jabłko w gaciach - dzięki Maggie:)
    Cała reszta to moja ułańska fantazja;P

    OdpowiedzUsuń
  3. "Miał minę jakby mu w majtkach jabłko zgniło.
    Nie wytrzymałam:
    - Misiu, ja mam taką minę jak mi coś śmierdzi"

    tak!! jestem taka dumna!! mój tekst! ah, ah! :D
    i R serio będzie takim Loncolnem Rhymem z "Kolekcjonera kości"??:>

    OdpowiedzUsuń