czwartek, 27 września 2012

Dwa Zero

Po chwili oczekiwania na reakcje drzwi otworzyła nam drobna blondynka ubrana na czarno. Zaprosiła do środka i pokazała drogę na piętro. Mikołaj dziwił się coraz bardziej. Duże jasne pomieszczenia, żadnych kociołków z wywarami czy kolekcji ludzkich głów. Weszliśmy po schodach.
- Sylwia, wyłaź - wrzasnęłam.
- Regie! - z pokoju wybiegła konkretnych rozmiarów kobieta. Miała prawie metr osiemdziesiąt wzrostu, burzę rudo-blond loków i niesamowicie zielone oczy. Oczy i włosy były dziełem natury, choć na pierwszy rzut oka nie wyglądały. Ubrana była w skórzane, obcisłe spodnie do których założyła długi sweter z epoletami nabitymi ćwiekami. Miała podwinięte rękawy, więc łatwo było można dostrzec jej ekscentryczne tatuaże związane z kabałą, voodoo czy innego rodzaju praktykami mistycznymi. W uszach miała wielkie, złote kolczyki. Wyglądała jak połączenie cyganki z Aniołem Piekieł. Spojrzałam kątem oka na Mikiego, aż otworzyły mu się usta ze zdziwienia. Rozłożyłam ręce i wpadłyśmy sobie w objęcia. 
- Nie widziałam Cię ze dwa miesiące! Niech no Ci się przyjrzę - cofnęła się o kilka kroków - Widzę, że Maciek robi swoje, bo piękniejesz!
- Przestań, bo się czerwienię. Ty wyglądasz też świetnie. Kocham absolutnie Twój sweter!
- Wiedziałam, że Ci się spodoba! Przywiozłam z Londynu jeden specjalnie dla Ciebie.
- Kocham Cię. ALE. Poznaj Mikołaja - wskazałam dłonią na Pana Władzę, który wyciągnął do niej rękę.
- Mikołaj? TEN MIKOŁAJ? - Sylwia nigdy nie należała do tych subtelnych - Faktycznie cudny.
- Miło mi. Czy Madzia wszystkim o mnie już opowiadała?
- Madzia? - zapiszczałyśmy chórkiem i zaczęłyśmy chichotać jak nastolatki. 
Miki spłynął pąsowym rumieńcem, uśmiechnął się i wykonał bardzo ciekawy ruch głową. Miał, jak mniemam, znaczyć "no co?", ale był bardziej zbliżony do "dostanę ataku epilepsji". Mężczyzna ciężko westchnął i zwrócił się do Sylwii:
- Potrzebujemy Twojej pomocy.
- Tyle wiem - odparła - zaczniemy od herbaty tureckiej, bo to świetnie wprawia w nastrój...nawet już zaparzyłam. Wchodźcie!
Przekroczyliśmy próg pokoju. Ciemne zasłony wiszące w oknach były odsłonięte, na stole nie stała szklana kula, za to leżał piękny, ręcznie zdobiony obrus. Usiedliśmy. Syla nalała herbaty do filiżanek, zabrała od Mikiego dokumenty i zaczęła przeglądać.
- Bogactwo ezoterycznej ornamentyki mnie poraża.- zaczęła swój wywód - każdy tatuaż ma znaczenie. Tu nie ma miejsca na przypadek. Nawet rozmieszczenie jest przemyślane. Do bólu, moim zdaniem. Widzę symbole astrologiczne, domino, liczby, nawet I-Ching jest. Zwróciliście uwagę, że wnętrze dłoni jest wytatuowane?
- Tak, zaznaczone są linie papilarne. - odparł policjant.
- Błąd Panie Władzo - spojrzała na niego Sylwia - one są stworzone na nowo. Ewidentnie jest skrócona linia życia, wydłużona linia serca....hmmm....musiałabym nad tym posiedzieć. Ale widzę to tylko u tej młodej blondynki. Kochany. On Wam opisuje obiekt swojego zainteresowania. Z tego co na niej wytatuował można stworzyć nową osobę. Potrzeba by mi było kilka godzin, ale mogłabym stworzyć obraz tej osoby. Może nie wygląd, ale cechy osobowości na pewno. Mogłabym ustalić ile żyła i jak zmarła.
- Skąd wiesz, że nie żyje? - zdębiał Miki
- Widzę, kochany, widzę. Może nie wszystko co mówię moim klientom jest prawdą, ale na symbolice się znam.
- Zaczynajmy więc!
- Nie będę Wam tłumaczyć skąd biorę informacje bo jak zacznę to nie skończymy do jutra. Macie coś do notowania?
Mieliśmy.
- Uwaga - spojrzała na mnie Sylwia - zaczynamy - kobieta była młodą blondynką, wiek około dwudziestu pięciu lat, plus/minus pięć. Zmarła nagle. Wygląda to na wypadek...chociaż widzę jakieś mroczne wpływy. Sprawa kryminalna. Tak. Tam były podejrzenia o udział osób trzecich. Miała w dzieciństwie problemy zdrowotne. Jakaś ciężka choroba między piątym a ósmym rokiem życia. O...ładnie...wbrew waszym ustaleniom posiadała rodzinę. No może nie tyle rodzinę co kogoś bliskiego. Jej rodzice zmarli wcześnie, wnioskuję że wychowała się w rodzinie zastępczej, bo dom dziecka zostawiłby na liniach traumę.
Była bardzo kochliwa, miała wielu partnerów i wiele związanych z tym problemów. Była bardzo zdolną osobą. Zdaje mi się, że...tak, na pewno, uzdolniona artystycznie. Ale była bardzo nieszczęśliwa. Bezdzietna. Nigdy nie wyszła za mąż. Widzę też nagłe bogactwo. Zazdrość innych. I to chyba tyle. Pozostałe linie to linie ofiary, a rozumiem że te się nie liczą.
- Pamiętacie głośną sprawę tej skrzypaczki. To ze trzy lata temu było! Ona zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Żadnego tropu, ledwo widoczne ślady udziału osób trzecich. Wyglądało jakby sama się otruła. Miała 27 lat, była śliczną blondynką. Wychowała się w rodzinie zastępczej. Jej rodzice zmarli w katastrofie lotniczej kiedy wracali z jakiegoś koncertu. Przygarnęła ją ich gosposia, sama nie mogła mieć dzieci, a tę małą znała. Dziecko było zdolne, a rodzice zostawili spory spadek. Miała chłopaka, ale tamten zaginął gdzieś na wyjeździe w jakieś egzotyczne miejsce. Zajmował się kręceniem programów podróżniczych. Trzy dni później znaleźliśmy ją otrutą. Sprawa przeszła do archiwum jako nierozwiązana. Jak mam gorszy dzień to o niej myślę. To było moje pierwsze, samodzielne dochodzenie po awansie. I od razu porażka - byłam zadziwiona szczerością Mikołaja.
- A ta druga ofiara?
- Drugą ofiarę potraktowałabym jako wróżbę. - Sylwia zerkała na zdjęcia pogryzając ciasteczka - I moim zdaniem ten chłopak, trzecia ofiara,  przeżył z jakiegoś powodu.
- Myślisz, że to on jest symbolem tego mściciela po latach - wtrąciłam swoje trzy grosze.
- Nie wykluczam, a nawet przypuszczam że tak. Chciałabym go zobaczyć na żywo. Czy byłoby to możliwe? - zwróciła się do mojego partnera - Na żywo to jednak co innego.
- Postaram się, wydaje mi się że nie będzie większego problemu, ale wolę nic nie obiecywać. - odparł
- Czwarta ofiara to kolejny znak. Wydaje mi się, że on daje znać o czym będzie teraz mówił. Tak jak w tej wróżbie. Kompletujemy kilka kart i analizujemy je najpierw osobno a potem jako całość. Osobiście uważam, że zbrodniarz jest na Twoim – pokazała na mnie – stopniu wtajemniczenia. Wie dużo, ale nie zajmuje się tym profesjonalnie, więc może pewne rzeczy inaczej interpretować niż wprawiony wróżbita. Może też pewne rzeczy mylić lub nieco modyfikować.
- Tylko czemu morduje niewinnych ludzi? – spytał Miki
- A skąd ty wiesz, że takich niewinnych? – zwróciła mu uwagę Syla – Każdy ma coś na sumieniu. Może nikt ich nie złapał za rękę, ale ten morderca nie jest psychopatą. On żąda sprawiedliwości. A skoro wy nie byliście jej w stanie wyegzekwować to postanowił wziąć los we własne ręce.
- Ale nic na nich nie mamy – starał się odepchnąć jej argumenty podkomisarz.
- Mój ty śliczny jak z obrazka – nie poddawała się wróżka – to, że wy czegoś nie umiecie dowieść nie znaczy że to nie istnieje. Czas zdać sobie sprawę, że prawda może leżeć głębiej niż się Wam wydaje i póki nie dotrzecie do żywej, zamieszanej w to osoby to nic się nie dowiecie.
- Mamy jednego żywego – zwróciłam im uwagę – A ten odratowany?
- Fakt – przytaknęli równo
- Poza tym – moje myśli pędziły dalej – rozkład liczy osiemnaście kart z trzydziestu dwóch. To też musi coś znaczyć. Cztery sztuki z głowy. Wbrew moim wcześniejszym wyliczeniom jeszcze czternaście sztuk do zabicia zostaje. Nie osiem.
- Ja tam bardziej z ciekawości Wam pomogę – westchnęła moja znajoma – Bo widzę w działaniu tego człowieka wiele racji.
- Wierzysz w samosądy? – żachnął się mój kompan
- Nie tyle w samosądy co w dziejową sprawiedliwość. Zwierzęta załatwiają takie sprawy między sobą i ich zbiorowości funkcjonują lepiej niż nasze
- Nie jesteśmy zwierzętami! – Mikołaj był oburzony
- Jesteśmy! – wtrąciłam – to tylko przerost przysadki mózgowej, która nam naciska tu i ówdzie powoduje, że postrzegamy świat w sposób abstrakcyjny.
- W 50% procentach twoje DNA jest takie samo jak banana – postanowiła rozładować atmosferę Sylwia.
- Męskie w 51% - zażartował Miki – Koniec tych dysput, bo czy tak czy tak to chciałbym jednak obie sprawy rozwiązać. Jak najszybciej i przy jak najmniejszym udziale prasy. A im więcej trupów tym więcej dziennikarzy, Określenie sępy świetnie do nich pasuje. Uderzę dziś do Piotrusia z tą teorią i poproszę o stworzenie zespołu specjalnego. Zobaczymy co z tego wyjdzie. I tym razem – wskazał na wróżbitkę – zapłacimy Ci za Twoje usługi.
- Nie stać Was. – oświadczyła z uśmiechem. – Ale jakąś groszową rekompensatą na dojazdy nie pogardzę, bo mnie za darmo wozić i karmić nigdzie nie chcą.
- Stoi. Widzimy się jutro? – spojrzał na nią.
- Będę o jedenastej. – odparła.
Wstaliśmy, spakowaliśmy papiery do nieśmiertelnego nesesera, uściskaliśmy się serdecznie, dostałam mój obiecany sweter i wyszliśmy. I-Ching odprowadził nas do furtki. Zanim zdążyliśmy opuścić posesję przeszukałam kieszenie spodni i wyciągnęłam trzy małe, brązowe kocie smakołyk. Położyłam je przed kotem. Spojrzał na mnie, na nie, powąchał i zjadł. Mruknął zadowolony, uniósł ogon, wskoczył na murek i zasnął zwinąwszy się w kulkę. Wyglądał na zadowolonego.
Wsiedliśmy do auta i po kilku dziwnych ruchach mojego towarzysza związanych z upchnięciem teczki pod siedzenie, ruszyliśmy.
- Ona naprawdę tak dużo bierze – zapytał mnie Mikołaj podczas jazdy
- 250 złotych za godzinę w tygodniu i 300 w weekendy.
- Sporo.
- Jak na jej możliwości to jak darmo
- To ilu ona ma klientów dziennie?
- Pięciu lub sześciu. Średnio.
- To jakim cudem starcza jej na sekretarkę?
- Przelicz to sobie 250 razy pięciu klientów dziennie to daje 1250 złotych. Pomnóż to przez około dwadzieścia pięć dni w miesiącu i dostaniesz 31 500. Minus podatki, ubezpieczenia i tym podobne to i tak ze 20 000 dla niej spokojnie zostanie. Nie ma co narzekać! Stać policję na takiego eksperta?
- No chyba raczej nie.
- Też tak myślę. A do tego ona jeździ na sympozja różne, wydała kilka książek, udziela się w pismach branżowych i pisze horoskopy.
- To ciężko pracuje. A mnie wydawała się taka zrelaksowana.
- To nie jest bar kanapkowy, tutaj obcuje się z klientem bardziej. Ona musi być spokojna, bo inaczej by oszalała. Nigdy nie widziałam jej zdenerwowanej. A znam ją kilka lat.
- Nadal uważam, że masz dziwnych znajomych.
- Winna – podniosłam ręce do góry i się uśmiechnęłam.


2 komentarze:

  1. ja nie wiem czy inni też to czytają z takim napięciem jak ja!

    To jest pierwsze 'amatorskie' (przepraszam za określenie , bo amatorskie to to nie jest, ale chodzi mi o to że to nie kniga z księgarni :p ) 'opowiadanie' (drugi raz przepraszam :) ) , które tak mnie wciągnęło (a nie jest Marsowe - tu ukłon w stronę Monixa) ;)

    szoookkk, skąd Ty bierzesz te pomysły! I ta wiedza o wszystkiem :o

    S
    Z
    A
    C
    U
    N
    !

    OdpowiedzUsuń