Mając w głowie napadającego na pijanych chłopaków zboczeńca
wyszłam z Panem Władzą z komendy.
W nagrodę za tak rychłe przybycie dostałam wielką waniliową latte i jakieś fikuśne ciastko. Różane. Podeszłam do zagadnienia jak kot do martwej myszy. Pobawiłam się, poskubałam i zżarłam. Nawet dobre. Jadałam lepsze.
W nagrodę za tak rychłe przybycie dostałam wielką waniliową latte i jakieś fikuśne ciastko. Różane. Podeszłam do zagadnienia jak kot do martwej myszy. Pobawiłam się, poskubałam i zżarłam. Nawet dobre. Jadałam lepsze.
Miki przez cały czas usiłował mnie uspokoić, ale nie
zrozumiał chyba lekkiego konfliktu interesów. Bo ja nie byłam wcale
zestresowana. Pewnie, że na początku myślałam, że zastanę swojego ukochanego z
jakąś magiczną dziarą w dziwnym miejscu, ale po wysłuchaniu relacji doszłam do
wniosku że Piotruś swoim orędziem do Narodu wywołał więcej szkód niż pożytku.
Teraz każdy świr będzie usiłował się podpiąć pod największego wariata w mieście
czyli "Demonicznego Tatuażystę" jak go ochrzciły gazety. Nie ma co.
- Mikołaj daruj sobie - nie wytrzymałam, kiedy po raz piąty
zapewniał mnie że każe swoim ludziom patrolować nasze okolice intensywniej.
- Ale ja się o Was boję.
- Dotychczas Ci nie wpadło do głowy, że ten psychopata może
dorwać KAŻDEGO. Tylko ten zboczeniec od ciężarówki Cię dopiero oświecił? Zlituj
się nade mną
- No co? - naburmuszył się jak panna na wydaniu.
- Zajmij się czymś pożytecznym, może. Nie wiem. Mandat komuś
wypisz. Nakrzycz na menela. Ale ode mnie proszę won. Jakby mnie ktoś chciał
zabić to dawno by to zrobił. Zbyt wiele pomysłów na śmierć ludziom
przedstawiłam, aby sobie z realnego zagrożenia sprawy nie zdawać. Prędzej w
samochodzie umrę niż z ręki wariata. Statystycznie.
- Niby tak...
- Ludzie to w jakieś psychozy wpadają. Nie dajmy się
zwariować!
- No tak, ale klucza mi brak i to budzi moją niepewność.
- A żadnych cech wspólnych. Rodziny i znajomych o obyczaje
nie pytaliście, o to gdzie bywali? Może coś ich łączyło.
- Oj, bo wywiad środowiskowy to ciężka sprawa.
- No więc?
- No więc wróćmy do mnie, bo ściany mają uszy.
- A podłoga nos - skwitowałam.
Wzięłam resztę kawy i wyszliśmy. Poszliśmy na komendę. Miki
zamachał czymś portierowi. Zrobił to tak malowniczo, że przez sekundę myślałam
że tańczy jakiś taniec godowy. Portier machnął ręką i otworzył nam drzwi.
Weszliśmy do biura. Dostałam w nagrodę lub za karę, do dziś nie wiem, stos
materiałów i rozkaz: "przejrzyj je".
Nudne to było i żmudne i nic z tego nie wynikało. W połowie
czytania zażądałam miejsca gdzie mogę sobie przypiąć wyciągnięte informacje.
Dostałam magnezy na lodówkę i metalową szafę na akta. Dziwnie przyczepia się
kartę z napisem "Ofiary" magnesikiem w kształcie małej marchewki.
"Możliwe motywy" przypięłam cytrynką, a "Cechy wspólne"
jabłuszkiem. Zdjęcia tatuaży przylepiłam taśmą klejącą, bo mnie te kuchenne
rewolucje bawiły tak strasznie, że zamiast zastanawiać się nad zawartością akt
zastanawiałam się nad najdziwniejszym możliwym zestawieniem tytułu kartki ze
spożywczym wzorem. Czy bardziej absurdalne jest "miejsce znalezienia
zwłok" i winogrona czy "użyta trucizna" i żółty serek.
Mikołaj ślęczał nad komputerem i klepał coś zawzięcie.
Spojrzał na mnie i zapytał:
- Jak Ci idzie?
- Te pokarmy mnie dekoncentrują! - oświadczyłam
- Co?
- No magnesy. Zamiast myśleć o zawartości teczek zastanawiam
się nad tym którą kartkę czym przyczepić?
- Co???
- I dochodzę do wniosku, że on też tak myśli!
- CO!?!?
- No pomyśl. Jak tu uzyskać ten sam efekt nie powtarzając
tego samego schematu. Za każdym razem inna osoba.
- Były dwie kobiety!
- W zupełnie różnym wieku, z zupełnie innych środowisk.
Różniło je wszystko.
- Jesteś genialna!
- I był młody chłopak.
- GENIALNA!
- Czwartą ofiarą powinien być ktoś starszy. Nie mam akt do
ostatniej zbrodni.
Mikołaj wpatrywał się we mnie jak w święty obrazek i
milczał.
- Miki?
- No?
- Wyglądasz jakbyś się do mnie modlił.
- Mniej-więcej. Masz jeszcze jakiś pomysł.
Nagle zadzwonił mi w głowie pomysł. Rzuciłam się na stertę
zdjęć wyciągniętych z akt.
- Urżnij mi nogi i nazwij mnie kurduplem - powiedziałam
dzierżąc w ręku trzy fotografie.
- Co?
- W talii kart masz 4 pary i 4 waletów, tak?
- No tak, ale co to ma do rzeczy?
- No to się sprężaj, bo wychodzi na to że zostało Ci 8 osób
do ocalenia.
- Mów do mnie po ludzku.
Rozłożyłam papiery na stole i pokazałam mu zdjęcia tatuaży.
- Na każdej z Twoich ofiar znaleziono jakieś wzorki. Pytałam
czy się im przyjrzeliście. Widzisz to tutaj. Ten mały znaczek.
- Wygląda jak...znak trefla i literka "W"
- Walet trefl geniuszu. Trefl czyli szatyn lub brunet, Walet
czyli młody. Mówi Ci to coś?
- Nie przeszkadzaj mi. Modlę się do Ciebie.
- Ta dziewczyna ma Damę Kier. Była blondynką, prawda? -
spojrzałam na mojego jedynego wiernego i zobaczyłam jak kiwa głową - a kobieta
miała Damę Trefl. Brunetka!
- A czemu nie pik?
- Bo zamożna i starsza. Znasz ty starszeństwo kolorów chyba?
Pik, trefl, karo, kier.
- Proste. Dzwonię do prosektorium. Kocham Cię.
- Zrób mi tę przyjemność i przestań.
- Dzwonić? – zapytał znad słuchawki
- Kochać.
Mikołaj pokiwał głową i rozmawiał dalej przez telefon i patrzył na mnie z przerażeniem
i podziwem w oczach. Jestem wielka, wiem. Mimo, że mam raptem 160 cm wzrostu.
Pomyślałam nad tym, że mnóstwo ludzi siedziało przy tych
aktach, łamali sobie głowy, analizowali, wydziwiali...i nic. Dopiero ja sama
wpadłam. I przypomniało mi się czym jest wielbłąd. "Wielbłąd jest to
szlachetny rumak zaprojektowany przez kolektyw."
Im też z tego śledztwa taki rumak wyszedł. Kolektyw.
tego napewno nigdy wcześniej nie było? nie znam się, nie czytam zbyt dużo kryminałów, dlatego pytam:) długo nad tym karcianym wzorem siedziałaś? podziwiam Cię, naprawdę! strasznie ciekawa jestem, co będzie dalej!
OdpowiedzUsuńA wiesz, że nie wiem czy było. Ja nic takiego nie czytałam, a lubię kryminały:P Powiem Ci, że PISZE SIĘ SAMO. Siadam i sama nie wiem co za chwilę się wydarzy:)
OdpowiedzUsuńaaaaaa, Regina geniusz!! :D
OdpowiedzUsuń