poniedziałek, 17 września 2012

Twelve

Wróciłam do domu z tarczą, a nie niej. Po drodze wysikałam Adriatyk i jak Maciuś się mnie zapytał czy chcę kawę to minę musiałam mieć jak Conan Barbarzyńca, bo zrezygnował z namawiania mnie.
Weszłam do salonu. Kazano przybić mi tradycyjną piąteczkę i spocząć. Usiadłam. Zadzwonił telefon. Ponieważ na nikim nie zrobiło to wrażenia, więc ruszyłam cztery litery. W ostatniej fazie wstawania, nie wiem czemu, Michał złapał mnie za nogę i runęłam na podłogę jak długa. Cudem nie wybiłam sobie zębów.
- Gdzie idziesz!?! Zostań. - zaprotestował mój oprawca
- Odwal się. Maciek, zrób z nim coś.
- Puść ją, niech odbierze ten telefon.
Uwolniona od uścisku Michała pogalopowałam odebrać.
- Halo? - wydyszałam do słuchawki po sprincie do aparatu.
- Eeee? Nie przeszkadzam Ci?
- Magda, no co ty!
- Bo tak podejrzanie prokreacyjnie dyszysz.
- To przez Michała. I nie ma nic wspólnego z potomstwem.
- Czyli nie zostanę ciotką? Spoko. Widziałam się przez Ciebie z Mikołajem.
- Proszę uprzejmie! Jak było?
- Cudnie. Kocham Cię. Jego chyba też?
- Chyba?!?
- Znaczy no...obrywam się na tęczowo. Zaprosiłam go na kolację do siebie.
- To wbijaj się w tę czerwoną kieckę! Ze śniadaniem?!?
- No właśnie po to dzwonię....co?
- Po co?
- Po radę. Ta czerwona czy ta czarna z odkrytymi plecami.
- Czerwona! Dekolt masz w niej super!
Naprawdę! Magda w tej sukience wyglądała zjawiskowo. Jakby mi się oświadczyła to bym jej nie odrzuciła.
- Niech Ci będzie - westchnęła.
- Idź robić się na boginię i daj znać jutro.
- Myślisz, że mogę na to śniadanie liczyć?
- Na stan obecny mojej wiedzy to możesz być tego pewna!
Niemalże usłyszałam jak po drugiej stronie słuchawki skacze ze szczęścia.
- Cudnie - dodała - Paaaa....
- Pa-pa kochana.
Wróciłam do pokoju, obrzuciłam Michała wzrokiem młodego bazyliszka i usiadłam na kanapie.
- Co jest? - zapytałam.
- Chcemy, żebyś najpierw powiedziała TAK. - oświadczył mój przyjaciel.
- Już raz to powiedziałam. Czas na asertywność. Nie!
- Mówiłem Ci, że od strony kanalizacji to ty ją możesz brać, a nie ja. - zwrócił się do Maćka.
- Powiecie mi, chłopaki co się dzieje?
- O udział w programie. - odważył się Przyszły Mąż.
- Jakim programie?
- Raczej audycji. - poprawił go Michał
- Nadal nie rozumiem. W ogóle to proszę wyznaczyć kogoś do rozmowy ze mną, bo ja się z Waszym przerywaniem i przekrzykiwaniem nie zamierzam użerać.
- Nikt nie krzyczy, to może Ja.
- Jeszcze. A co? Boisz się, że jak Maciek będzie mówił to spakuję mu walizkę i wystawię za drzwi?
- Coś w ten deseń. - zaczął pan M. - Chodzi jednak o to, że dostaliśmy program w telewizji. Ja do tego mam trzy audycje w dwóch stacjach radiowych i po prostu nie ogranę tego. Postanowiłam więc w cholerę rzucić jedną audycję i powstał problem. Bo to jest sobota po południu i nikt nie chce tego wziąć....
- Zostawiasz Maćka samego?
- No tak.
- No i co mi do tego?
- Bo naczelny sobie wymyślił, że się nie zgadza. Że mu to psuje zamysł całej ramówki i że ma być duet.
- Nie wierzę. - jęknęłam.
- Uwierz...i szef zaproponował i ty cytuję: "narzeczoną Frankensteina"
- I co ja tam mam, jego zdaniem, robić?
- Proponuję: mówić.
- O czym?
- Eee....no właśnie o tym co my.
- A o czym wy mówicie?
- Nie słuchasz, nas?!?! NO WIESZ!?!?!
- Ja Was na żywo wystarczająco dużo słucham.
Maciek siedział z miną jakby mi w trakcie jakiejś operacji pół mózgu wycięli, Michał ze stoickim spokoje zaspokajał moją ciekawość:
- To jest bardziej męska stacja.
- O piwie i samochodach nie będę rozmawiać. - skrzywiłam się jak na widok brukselki
- Od samochodów mamy jednego dziada. Raczej o muzyce.
- Powiesz mi prawdę?
- Szef sobie wymyślił, że skoro piszesz o trupach to masz pewnie dojechaną wyobraźnię i słuchasz dziwnej muzyki i moglibyście a Młodym nieco ożywić tę trupią godzinę. Bo siedemnasta w sobotę to trupia godzina, uwierz mi - pokiwał głową.
- Dobra. Ale będę potrzebować trochę czasu, żeby ogarnąć co się w studiu gdzie naciska.
- O już ja Cię nauczę.
- Dziękuję...już pamiętam jak ściany niszczyłam jak mnie raz zaprosiłeś.
- Serio? Ja nie pamiętam.
- Ty w ogóle nie masz pamięci do szczegółów...nieważne. Zgadzam się. Z pełną świadomością, że gdyby nie JA to szef by z Tobą umowy o odejściu za porozumieniem stron nie podpisał.
- Mówiłeś jej? - mój osobisty swat zerknął na mojego Przyszłego Męża.
- Uważasz, że żenię się z kretynką? - nie wiem czy to miało być rycerskie, ani czy to komplement był ale poczułam, że dobrze sobie chłopaka wychowałam.
- Touche! - krzyknęłam.
- Szef będzie chciał Cię poznać....po akcji z zaręczynami w ogóle jest Ciebie ciekaw.
- Ooo...oj tam...
- Jesteś jutro wolna?
- Jestem zawsze wolna, o ile nie spotykam się z kimś albo nie wpadnę z cug pisarski.
Co się jakoś nie zdarza, ostatnio… Mogę też kogoś mordować w celu odnalezienia weny, ale póki co – nie planuję.
- Jutro o czternastej? – Michał się uśmiechnął, a ja jakbym słyszała lustra pękające w całym domu.
- Dobrze, niech Ci będzie.
- Myślę, że w ciągu dwóch do trzech tygodni się wdrożysz.
- Myślę, że dam radę. Najwyżej zawieszę system, usiądę i zacznę płakać. Rozwiązanie dobre jak każde inne.
- Taaaa….a jak tam świr od tatuażu.
Opowiedziałam chłopakom o szacownym naukowcu. Oczy robili jak pięciozłotówki, kiedy mówiłam im jak wyglądał i jak się zachowywał. Byli niczym panienki z dobrego domu słuchające opowieści koleżanki o jej inicjacji seksualnej. Czułam się dziwacznie, bo w życiu tyle słów w sposób nieprzerwany nie pozwolono mi z siebie wydobyć. W gębie mi zaschło i doszłam do wniosku, że kolejna porcja wypitej kawy chce się ze mnie wydostać.
Zawsze jak idę do łazienki to mam przed oczami tekst z mojej książki do biologii: „mocz spływa do pęcherza nieprzerwanie, natomiast oddawany jest okresowo”. Organizm ludzki to cudowna machina. Nieco obrzydliwa, ale cudowna.
Michał chciał zostać jeszcze z nami i pograć w bilard, ale doszłam do wniosku że Anka nas przeklnie, więc kazałam mu iść. Nie mam ochoty słuchać, że prócz mojego faceta, demoralizuję też innych. Jedna kobieta wyrzucająca mi że to przeze mnie jej ukochane maleństwo ma te satanistyczne tatuaże stanowczo mi wystarczy.
Około północy zadzwoniła Magda.
- Cześć! Dzwonię z kibla. Mikołaj jest u mnie. Śpi. – ogłosiła szeptem.
- Zmęczyłaś go.
- Sam się zmęczył. Zaczęłam się obawiać, że jeszcze chwila a stanie na głowie i odrapie się za uchem stopą. Wygimnastykowany!
Wolała sobie tego nie wyobrażać.
- Jesteś cudowna! Jutro się spotkamy i Ci opowiem. Wpadnij na obiad.
- Po spotkaniu z naczelnym w radiu u chłopaków.
- A po co ty im tam?
- Chcą żebym prowadziła, a w zasadzie współprowadziła audycję.
- To wpadnij z tym swoim po tym spotkaniu.
- Ten mój ma potem swoją, potem ma Michał, a potem mam w dupie spotkania, bo się dwudziesta pierwsza zrobi. Przyjadę jutro, o bliżej nieustalonej porze i pogadamy
- Wcześniej zadzwonisz?
- Zadzwonisz, zadzwonisz. Ty mi o torsie Mikołaja poopowiadasz, a ja tobie o psychiatrze z którym się dziś widziałam. Podpisałam mu, chyba, całą Bibliotekę Narodową książek.
- Dobra, to ja wracam do łóżka budować więzi międzyludzkie.
- A ja spać.
- Spadaj!
- Ty też...do jutra!!!
Magda potrafiła zaskoczyć i siebie i mnie. Nieśmiała na co dzień przeobrażała się w drapieżnego łowcę w kwestii ukochanych mężczyzn. Mam nadzieję, że temu scen zazdrości nie będzie urządzać, albo że jemu nie będzie to przeszkadzać. Aż się boję we czwartek na posterunek jechać…

2 komentarze:

  1. To o wspaniałosci ludzkiego organizmu bardzo mi się podobało:))
    Oj, oj, ciekawa jestem co ze śledztwem! Czuje się jakbym znów czytała Deaver'a!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. „mocz spływa do pęcherza
    nieprzerwanie, natomiast oddawany
    jest okresowo”. :D hahaha, nie mogieee :p

    fiu fiu, kariera w telewiżyn się szykuje :p

    OdpowiedzUsuń