niedziela, 23 września 2012

Can I ask you not to?


Mając w głowie napadającego na pijanych chłopaków zboczeńca wyszłam z Panem Władzą z komendy.
W nagrodę za tak rychłe przybycie dostałam wielką waniliową latte i jakieś fikuśne ciastko. Różane. Podeszłam do zagadnienia jak kot do martwej myszy. Pobawiłam się, poskubałam i zżarłam. Nawet dobre. Jadałam lepsze.
Miki przez cały czas usiłował mnie uspokoić, ale nie zrozumiał chyba lekkiego konfliktu interesów. Bo ja nie byłam wcale zestresowana. Pewnie, że na początku myślałam, że zastanę swojego ukochanego z jakąś magiczną dziarą w dziwnym miejscu, ale po wysłuchaniu relacji doszłam do wniosku że Piotruś swoim orędziem do Narodu wywołał więcej szkód niż pożytku. Teraz każdy świr będzie usiłował się podpiąć pod największego wariata w mieście czyli "Demonicznego Tatuażystę" jak go ochrzciły gazety. Nie ma co.
- Mikołaj daruj sobie - nie wytrzymałam, kiedy po raz piąty zapewniał mnie że każe swoim ludziom patrolować nasze okolice intensywniej.
- Ale ja się o Was boję.
- Dotychczas Ci nie wpadło do głowy, że ten psychopata może dorwać KAŻDEGO. Tylko ten zboczeniec od ciężarówki Cię dopiero oświecił? Zlituj się nade mną
- No co? - naburmuszył się jak panna na wydaniu.
- Zajmij się czymś pożytecznym, może. Nie wiem. Mandat komuś wypisz. Nakrzycz na menela. Ale ode mnie proszę won. Jakby mnie ktoś chciał zabić to dawno by to zrobił. Zbyt wiele pomysłów na śmierć ludziom przedstawiłam, aby sobie z realnego zagrożenia sprawy nie zdawać. Prędzej w samochodzie umrę niż z ręki wariata. Statystycznie.
- Niby tak...
- Ludzie to w jakieś psychozy wpadają. Nie dajmy się zwariować!
- No tak, ale klucza mi brak i to budzi moją niepewność.
- A żadnych cech wspólnych. Rodziny i znajomych o obyczaje nie pytaliście, o to gdzie bywali? Może coś ich łączyło.
- Oj, bo wywiad środowiskowy to ciężka sprawa. 
- No więc?
- No więc wróćmy do mnie, bo ściany mają uszy.
- A podłoga nos - skwitowałam. 
Wzięłam resztę kawy i wyszliśmy. Poszliśmy na komendę. Miki zamachał czymś portierowi. Zrobił to tak malowniczo, że przez sekundę myślałam że tańczy jakiś taniec godowy. Portier machnął ręką i otworzył nam drzwi. Weszliśmy do biura. Dostałam w nagrodę lub za karę, do dziś nie wiem, stos materiałów i rozkaz: "przejrzyj je". 
Nudne to było i żmudne i nic z tego nie wynikało. W połowie czytania zażądałam miejsca gdzie mogę sobie przypiąć wyciągnięte informacje. Dostałam magnezy na lodówkę i metalową szafę na akta. Dziwnie przyczepia się kartę z napisem "Ofiary" magnesikiem w kształcie małej marchewki. "Możliwe motywy" przypięłam cytrynką, a "Cechy wspólne" jabłuszkiem. Zdjęcia tatuaży przylepiłam taśmą klejącą, bo mnie te kuchenne rewolucje bawiły tak strasznie, że zamiast zastanawiać się nad zawartością akt zastanawiałam się nad najdziwniejszym możliwym zestawieniem tytułu kartki ze spożywczym wzorem. Czy bardziej absurdalne jest "miejsce znalezienia zwłok" i winogrona czy "użyta trucizna" i żółty serek.
Mikołaj ślęczał nad komputerem i klepał coś zawzięcie. Spojrzał na mnie i zapytał:
- Jak Ci idzie?
- Te pokarmy mnie dekoncentrują! - oświadczyłam
- Co?
- No magnesy. Zamiast myśleć o zawartości teczek zastanawiam się nad tym którą kartkę czym przyczepić?
- Co???
- I dochodzę do wniosku, że on też tak myśli!
- CO!?!?
- No pomyśl. Jak tu uzyskać ten sam efekt nie powtarzając tego samego schematu. Za każdym razem inna osoba.
- Były dwie kobiety!
- W zupełnie różnym wieku, z zupełnie innych środowisk. Różniło je wszystko.
- Jesteś genialna!
- I był młody chłopak.
- GENIALNA!
- Czwartą ofiarą powinien być ktoś starszy. Nie mam akt do ostatniej zbrodni.
Mikołaj wpatrywał się we mnie jak w święty obrazek i milczał.
- Miki? 
- No?
- Wyglądasz jakbyś się do mnie modlił. 
- Mniej-więcej. Masz jeszcze jakiś pomysł.
Nagle zadzwonił mi w głowie pomysł. Rzuciłam się na stertę zdjęć wyciągniętych z akt.
- Urżnij mi nogi i nazwij mnie kurduplem - powiedziałam dzierżąc w ręku trzy fotografie.
- Co?
- W talii kart masz 4 pary i 4 waletów, tak?
- No tak, ale co to ma do rzeczy?
- No to się sprężaj, bo wychodzi na to że zostało Ci 8 osób do ocalenia.
- Mów do mnie po ludzku.
Rozłożyłam papiery na stole i pokazałam mu zdjęcia tatuaży.
- Na każdej z Twoich ofiar znaleziono jakieś wzorki. Pytałam czy się im przyjrzeliście. Widzisz to tutaj. Ten mały znaczek.
- Wygląda jak...znak trefla i literka "W"
- Walet trefl geniuszu. Trefl czyli szatyn lub brunet, Walet czyli młody. Mówi Ci to coś?
- Nie przeszkadzaj mi. Modlę się do Ciebie.
- Ta dziewczyna ma Damę Kier. Była blondynką, prawda? - spojrzałam na mojego jedynego wiernego i zobaczyłam jak kiwa głową - a kobieta miała Damę Trefl. Brunetka!
- A czemu nie pik?
- Bo zamożna i starsza. Znasz ty starszeństwo kolorów chyba? Pik, trefl, karo, kier.
- Proste. Dzwonię do prosektorium. Kocham Cię.  
- Zrób mi tę przyjemność i przestań.
- Dzwonić? – zapytał znad słuchawki
- Kochać.
Mikołaj pokiwał głową i rozmawiał dalej  przez telefon i patrzył na mnie z przerażeniem i podziwem w oczach. Jestem wielka, wiem. Mimo, że mam raptem 160 cm wzrostu.
Pomyślałam nad tym, że mnóstwo ludzi siedziało przy tych aktach, łamali sobie głowy, analizowali, wydziwiali...i nic. Dopiero ja sama wpadłam. I przypomniało mi się czym jest wielbłąd. "Wielbłąd jest to szlachetny rumak zaprojektowany przez kolektyw."
Im też z tego śledztwa taki rumak wyszedł. Kolektyw.

3 komentarze:

  1. tego napewno nigdy wcześniej nie było? nie znam się, nie czytam zbyt dużo kryminałów, dlatego pytam:) długo nad tym karcianym wzorem siedziałaś? podziwiam Cię, naprawdę! strasznie ciekawa jestem, co będzie dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. A wiesz, że nie wiem czy było. Ja nic takiego nie czytałam, a lubię kryminały:P Powiem Ci, że PISZE SIĘ SAMO. Siadam i sama nie wiem co za chwilę się wydarzy:)

    OdpowiedzUsuń