czwartek, 6 września 2012

Second Act

Moja mama uwielbiała Maćka. Momentami miałam wrażenie, że bardziej niż ja.
Był miły, inteligentny, pracował.....i był w ogóle. Bo mam wrażenie, że moja rodzicielka momentami wątpiła czy ja kiedykolwiek kogokolwiek sobie znajdę


Poznałam go prawie pięć lat temu na jakiejś imprezie okolicznościowej u mojego przyjaciela Michała. Miałam wpaść na chwilkę, bo byłam padnięta po swoim pierwszym w życiu spotkaniu z wydawcą, jak to zwykle bywa - wpadłam i zostałam na dłużej.
Michał zachęcał mnie do przybycia już na dwa tygodnie przed terminem twierdząc, że znalazł mi idealnego mężczyznę. Kandydata na narzeczonego, podobno. Faceta, którego pokocha każda matka. Na pytania jakim cudem, skąd i gdzie go znalazł skoro ja przez ostatnie 10 lat nie byłam w stanie odpowiadał enigmatycznie, że leżał na ulicy to go podniósł, otrzepał i mi przyniesie, bo na co mu on.
Michał był osobą, która potrafiła dzwonić do mnie w środku nocy z obwieszczeniem, że z basenu olimpijskiego nie wolno wskakiwać do jacuzzi i że trzeba przejść przez wszystkie, pośredniej ciepłoty baseniki mniejsze. Umiał także chichotać się jak gimnastyczka na dźwięk różnych słów, co bawiło mnie tym bardziej, że jego nienachalna uroda predestynowała go raczej do strzelania do bezbronnych ludzi niż pląsania w trykotach. Jakby miał wybierać, to pewnie by pląsał.
Michał był radiowcem, od lat może dwóch lub trzech profesjonalnie, a z zamiłowania znacznie dłużej.
O swoim koledze czyli Panie Idealnym mówił per "Nowy" albo "Obcy". Nigdy do końca nie rozumiałam jego pokrzywionego poczucia humoru, ale je akceptowałam.
Ale w końcu dałam się namówić i po ekwilibrystyce w toalecie pociągowej - w końcu musiałam się przebrać z wersji oficjalnej do wersji normalnej -  przybyłam na imprezę. Jako pierwsza. Oczywiście. Choć spóźniona godzinę. Oczywiście.Michał powitał mnie standardowym: "Piąteczka, koleżanko", przybił piątkę (tak, tego też nie jestem w stanie zrozumieć, ale cóż.) zaprowadził do salonu i zaproponował coś do picia. W pokoju siedziała Marina - jego dziewczyna - oraz ich kot. Koty, ogólnie, wzbudzają moje większe emocje niż jakikolwiek twór człekopodobny, więc po powitaniu z Mariną zaszczebiotałam jak nienormalna do kota. Kot okazał się być przyjacielsko nastawiony, a Królowa Lodu spojrzała wtedy na mnie przychylniejszym okiem. Od kiedy pamiętam Ona zawsze wrzeszczała na Michała jak słyszała, że gdzieś ze mną idzie.
Nie moja wina! Michał lubił tańczyć, ona nie. Michał lubił rowerowe wycieczki, ona nie. Michał uwielbiał spędy towarzystkie, ona nie. Dobrze, że chociaż jego lubiła. Z kim miał więc wykonywać te wszystkie, zdaniem Władczyni Kotów czynności, jak nie ze mną?!?!
- Lubisz koty? - zapytała
- UWIELBIAM. Są synonimem obojętności. Wiedziałaś?
- O. A to ciekawe. - czyżbym widziała uśmiech na twych ustach Panno Marianno...
- Jestem kopalnią ciekawostek nikomu do niczego niepotrzebnych. Miałaś przedsmak.
- Wiem. Michał mówi o Tobie dość sporo.
- Znamy się chyba z 10 lat, więc jakby nie mówił to bym poczuła się dziwie.
- O tych 10 latach nie mówił
- A myślisz czemu? Jak znasz kogoś 10 lat to wiesz, że jesteś stara. Nikt nie chce czuć się staro.
- A ty?
- Mi to nie grozi. Mam mentalność siedmiolatka
- On też. Choć chyba 7 to za dużo - roześmiała się, a ja poczułam się jak Wielki Poskramiacz Nieprzychylnych Narzeczonych.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. To był ten wieczór, kiedy pierwszy raz widziałam Michała jak pląsa do drzwi. Kiedy pląsał z powrotem do kuchni to zamknęłam oczy. Do dziś mi się śnią koszmary z pląsającym Michałem. Pomyślałam o trykotach. Jeszcze gorzej!
Do pokoju wkroczył Michał wersja dwa zero
W sekundę zrozumiałam, czemu to był "facet idealny dla mnie". On i Michał byli podobni do siebie w przerażający sposób. Podobieństwo to dotyczyło nie tyle rysów twarzy, co absolutnie wszystkiego innego. Zaczęłam podejrzewać, że dzielą garderobę. Będąc pomna torby w gwiazdki, którą posiadał Michał i jego wytatuowanych gwiazdek na ręku czekałam tylko, aż okaże się że Nowy łamane na Obcy ma na ręku....SpongeBoba! Doszło do tego, że zaczęłam się obawiać o mojego przyjaciela, bo wyglądało że wyhodował sobie klona. Klon miał na imię Maciek.
Pracował w radio od pół roku. Skończył studia na Politechnice (plus!) w stopniu inżyniera, potem się magistrzył ale w międzyczasie zakochał się w gadaniu do mikrofonu i rzuciwszy technokratyczne podejście do świata w kąt, rozpoczął studia na drugim kierunku. Na prywatnej uczelni, bo jak sam stwierdził: "dziennikarstwo to nie studia, to spacerek po łące w porównaniu z Polibudą..." (drugi plus!).
Michał przyniósł w końcu coś do picia.
- Już myślałam, że tu uschniemy - zarzuciła mu Jej wysokość
- Jakbyś się ruszyła to by szybciej było - Touche!
- Wasza pierwsza w mojej obecności kłótnia. Awwww... - dodałam złośliwie
Ją zatkało, On stał ze szklankami i z durnym wyrazem twarzy, a Maciek zaczął chichotać. Jak gimnastyczka.
Moje przerażenie i sympatia do jego osoby rosły wykładniczo.
-  Jesteś nienormalna - zachichotał - chodź, włączymy jakąś muzykę...Michał mówił, że masz dobry gust. Chcę to sprawdzić. W zasadzie...pożądam tego - złapał mnie za rękę i powlókł do sprzętu muzycznego.
Robił to w tak specyficzny sposób, że wcale bym się nie zdziwiła gdyby się okazało, że Panowie M. są spokrewnieni lub znają się ze szkolenia komandosów.
- Jeśli mówił Ci same dobre rzeczy o mnie....to kłamał.
Uśmiech. Rozbrajający.
- Pokaż mi swą playlistę, kobieto, a powiem Ci czy Cię kocham czy wyrzucę przez okno!
- Jesteśmy na parterze, o Pani i Władco.
- Lepiej dla Ciebie.
Już go lubię - pomyślałam podając mu swój odtwarzacz.
- U...Godsmack, Biffy Clyro....i przystojny Jared z bratem...i, no nie...puszczam to - będziem tańcować!
Poleciała Nicki Minaj. Na imprezę w sam raz. Do słuchania niekoniecznie.
Maciek złapał mnie za rękę i rozpoczął taniec żywcem z serialu "Moje tak zwane życie" wyjęty.
Bawiłam się tak, że nawet nie zauważyłam iż tańczyło nas już spore grono. Michał zatrudnił statystów - pomyślałam i po raz kolejny zdusiłam w sobie tę kretyńską interpretację rzeczywistości.
- Dosyć tego skakania. Wykończysz mnie fizycznie - powiedział w końcu Maciek - a jeszcze nie ma północy.
- Zgłupiałaś do reszty? Od godziny próbujemy Cię namówić, żebyś z nami pogadała i  przedstawiła nam kolegę - skoczyła na mnie Magda, moja przyjaciółka której przybycia nawet nie zauważyłam.
Z Magdą zapewne przybyła na miotłach cała eskadra moich znajomych: Tomek, Justyna, Gabi, Sylwia i dwie Dominiki. Na Cezarego nie liczyłam. Dużo mówił, mało robił.
Z moimi znajomymi problem był ten, że zawsze było mi za nich wstyd jak kogoś miałam z nimi poznawać. Nie wiem ile razy można dorosłym ludziom tłumaczyć, że nie wolno się zachowywać AŻ tak spontanicznie przy pierwszym spotkaniu z obcą osobą!?!
- Chodź...przedstawię się Twoim znajomym - pociągnął mnie Maciek.
Jak mnie będzie dalej tak szarpał to kiedyś wyrwie mi rękę, pójdzie z nią i nawet nie zauważy, że całą resztę zgubił...a ja zostanę na chodniku i się wykrwawię. Albo co gorsza porzuci moje truchło w jakimś pomieszczeniu i ściany oraz meble pochlapię. Koszmar.
- Stój szalony. Jak ty ich imiona zapamiętasz?!?
- Nie zapamiętam. I to będzie piękne. - jakbym słyszała Michała. Może oni sobie scenariusze piszą?
- Hej wszystkim - wrzasnął jak tylko dopadliśmy drzwi tarasu. - Jestem Maciek. Nie przestawiajcie się, bo i tak Was nie spamiętam. Będę mówił do Was: kolego lub koleżanko stosownie do płci.
Moi znajomi wydali w nieskoordynowany sposób wrzask powitalny, każdy użył innego słowa, innej intonacji i powiedział to w innym czasie. Okrzyk "make some noise" na koncertach nie działa tak hałasotwóczo.
Magda przedstawiła mu się z imienia grożąc, że jak zapomni jak ONA się nazywa to urwie mu rączki.
- Spoko, Krystyna, nie zapomnę...jakbym śmiał.- odparł Maciek i pogalopował szukać Michała.
Byłam pewna, że go znajdzie. Nie znalazł. Za krótko go znał.
Wzięłam dwie butelki z lodówki. Wyszłam przed dom w któym mieszkał Michał i poszłam do garażu.
Zastukałam trzy razy we wrota i nie usłyszawszy odpowiedzi bezpardonowo wlazłam. Jeśli by nie żył nie miał by mi tego za złe, a skoro żyje to czego się nie odzywa
- Obraziła się? - zapytałam siedzącego na masce samochodu kumpla i podałam mu butelkę
- Stwierdziła, że ma dość i wraca do rodziców. Chcesz mnie upić?
- Wraca: bo, ponieważ - czemu? Upić...nigdy w życiu!
Upijanie takich jak on kończyło się zawsze zataczaniem się razem z nimi. Mam mocną głowę, ale bez przesady!
- Bo ma dość.
- Nie udawaj.
- A wiesz, że ona mi sceny robiła o nasze spotkania?
- A wiesz, że nie lubię jak unikasz odpowiedzi na pytanie? Wiem.
- Jesteś słodka. Znajdę sobie kolejną dziewczynę.
- Nie jestem. Wiem, że znajdziesz. Fajny z Ciebie facet. A tam na tarasie siedzi 10 osób w tym 8 dziewczyn. Wszystkie pełnoletnie, 6 z nich jest wolnych.
- Poznasz mnie z kimś?
- Z którąś z nich? - zdębiałam, bo znałam wszystkie i moje poczucie sprawiedliwości nie zgadzało się na dręczenie przyjaciół.
- Niekoniecznie...ale tym razem zdam się na cudzy osąd. Jak Maciek?
- Ujmę to tak: skoro ty mi takiego fajnego faceta znalazłeś to ja Tobie wyszukam świetna dziewczynę.
- No to wypijmy za to!

Nagle do teraźniejszości przywołał mnie męski głos:
- HALO?!? Jesteś tam czy wszelki duch to ciało opuścił - mój narzeczony stał nade mną podając mi kubek kawy.
- O. Przepraszam. Miałam retrospekcję.
- Wnioski?
- Powinnam zostać swatką.
- A tak Córka Michała i Anki będzie mieć na imię Regina. Też jakaś nobilitacja. Ciekawe co biedne dziecię powie, jak dorośnie.
- Znam dwunastu Maćków!
- Ale tylko jednego takiego Mnie!
Pomyślałam o Michale - "o tak Maciuś....oryginalny i niepowtarzalny jak swetry z H&M", zrobiłam minę numer siedem komandora Spocka, uniosłam jedną brew i pomaszerowałam z kawą do salonu.
Dojrzewał we mnie, po woli pewien szalony plan.

4 komentarze:

  1. ukłon w stronę zasobu słów. Aż zazdroszczę Powiem Ci:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zasobu słów? serio? nie zauważyłam...ale: dziękuję:)

      Usuń
  2. Bo mam wrażenie, że
    moja rodzicielka momentami wątpiła czy ja kiedykolwiek
    kogokolwiek sobie znajdę - TRU STORY ebaut mi :D & I blame Dżejuś :)

    fiufiu, nawet Jared się 'pojawił' :D

    zgadzam się co do zasobu słów z przedmówczynią,

    OdpowiedzUsuń
  3. heh...to zapewne zasługa pani od polskiego, ale kiedy to było;p

    OdpowiedzUsuń