czwartek, 13 września 2012

...po dziewiąte

Podałam Mikiemu adres i odwiesiłam słuchawkę. Pamiętam jak Maciek mi się oświadczył. Oczywiście przy ludziach, na antenie. Zaprosił mnie do studio. Już wtedy pisałam. Gadał ze mną o morderczych piosenkach, po czym, w pewnym momencie powiedział:
- A teraz chcę mieć świadków na to co się stanie. - powiedział, a ja za szklanymi drzwiami zobaczyłam wszystkich ludzi z wszystkich trzech pięter radiostacji. Mieli miny jakbym im sto złotych za przyjście obiecała.
- Wyjdziesz za mnie Reggie? - zapytał w końcu.
Spojrzałam na tłum za szybą. Michał stojący z samego przodu machał głową jak pies kiwaczek. Odniosłam wrażenie, że to pytanie w tych okolicznościach tylko dla mnie jest zaskoczeniem
- Jestem zaskoczona Twoim pytaniem. - odparłam, a Macieja wryło - Bardzo nie lubię głupich pytań. Powinieneś o tym wiedzieć jako mój Przyszły Mąż.
Szał, który nastąpił potem przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Ja nie wiem co jest tak fantastycznego w tym, że postanowiliśmy podpisać stosowne dokumenty. Jak ludzie są razem to są. Małżeństwo jest tylko pakietem przepisów chroniących współmałżonków i ich potomstwo. Nie bardzo rozumiem tę wszechobecną paranoję na temat.
W chwilę później do studia wszedł Marek, nasz tatuażysta. Mój najdroższy zaproponował, żebyśmy sobie, może, swoje imiona wytatuowali. Tej głupoty było dla mnie za dużo jak na jeden raz.
- Beze mnie. Ja w tym cyrku nie zamierzam brać udziału. Jak gdzieś w sobie znajdziesz faceta, którego kocham to zadzwoń. Marek, wybacz, zapłacę Ci za fatygę.
- Spoko, nie trzeba - wydukał zdziwiony - idę do samochodu, daję Wam pół godziny. Potem wracam do studia.
- Wynocha! - to było do tłumu - Nie....Michale. Ty zostaniesz.
- O co Ci chodzi? - zapytał Maciej
- Zgłupiałeś? To miało być chyba romantyczne. Wiesz że dla mnie było idiotyczne! Przy ludziach? Długo nad tym we dwóch myśleliście?
- Znaczy nie wyjdziesz za mnie?
- Cicho, kretynie, pogrążasz się. - syknął drugi geniusz
- Uwaga, geniusz się odezwał! Ale akurat tu masz rację. Same głupie pytania dzisiaj zadajecie.
- Nie ma głupich pytań. - to mnie już wkurwiło koncertowo.
- Czy jak stanę na torowisku i złapię się trakcji to pojadę jak tramwaj? - nie wytrzymałam.
- Co?
- Czy niebo jest zrobione z budyniu?
- Nie rozumiem.
- No właśnie ja Ciebie dzisiaj też. - wskazałam paluchem na narzeczonego - i Ciebie też - wylecowałam w przyjaciela. 
- Wychodzę. - odparł urażony i trzasnął za sobą drzwiami od newsroomu.
- A ja co mam teraz zrobić? - usłyszałam nad głową.
- Leczyć się.
- A tatuaż?
- Chcę, żebyś miał na szyi ślad moich ust.
Maciejowi zaświeciły się oczy.
-  A ty?
- A ja chcę takie duże słuchawki jakie zakładasz do radia z Twoim odciskiem kciuka. Albo odcisk dłoni na biodrze. Zastanowię się jeszcze.
- Myślałem, przez moment, mnie rzucisz.
- Masz dziś zaćmienie jak rzadko.
Zrobiłam sobie w końcu ten odcisk dłoni. Ale nie do końca na biodrze. Maciek ma odcisk ust. Też nie do końca na szyi.
O Boże, jak ja nienawidzę publicznego okazywania sobie uczuć. Bardziej tylko nie lubię tuneli w uszach.
Wróciłam do rzeczywistości.
Znudziło mnie oglądanie spożywczych trucizn. Przerzuciłam się na środki odurzające i psychoaktywne. Nudne to było jeszcze bardziej niż poprzedni artykuł. Może poza wzmianką o pseudoefedrynie oraz efedrynie i o tym jak z nich otrzymuje się narkotyki. „Skutki uboczne: Lek Gripex może powodować napady euforii”. Chyba sobie to gdzieś zanotuję na wypadek jakbym zły humor miała któregoś dnia. Spodobała mi się nazwa meta amfetaminy. Crystal Method. Jak nazwa zespołu dub-step’owego. A zaraz….jest formacja o takiej nazwie. SKUP SIĘ! Powiedział głos we mnie. Zaczynam słyszeć głosy. Źle, niedobrze.
Zagłębiłam się w leki psychotropowe. Odczułam wielkie niezadowolenie podczas lektury albowiem tutaj to już nudzili śmiertelnie. Jak tu kogoś zabić jak się człowiek przez taki pseudo-naukowy bełkot musi się przebijać. Trzeba naprawdę determinacji. Ja nie czułam się AŻ tak zdeterminowana. Niby mam umowę na książkę, ale co tam…jak mi zaczną grozić procesem to się zabiorę za pisanie albo wykorzystam zebraną dotychczas wiedzę, żeby ich uciszyć. Radosna tą myślą poszłam zrobić sobie kawy. Przypomniało mi się jak kiedyś sąsiad się mnie zapytał co z tym ciężkich workach tak pieczołowicie wynoszę do kontenera. Miałam gruz, ale odparłam że zwłoki. Zaśmiał się, a dwie godziny później przyjechała policja. Wkurwili mnie do tego stopnia rewidowaniem mi garażu, że za karę kazałam im te „zwłoki” wynieść do końca. Przy okazji uprzątnęli mi podwórze z liści, Ozyrys nasikał jednemu do buta. Mój koteczek. Od tamtego czasu jak sąsiad się pyta co wyrzucam to mu z reguły odpowiadam „A co chce Pan napisać książkę czy wezwać policję?”. Z reguły zamyka mu to usta. Raz odfuknął, że chce być tylko miły. To się ode mnie dowiedział, że wystarczy przestać być wścibskim. Dobrze, że nie dodałam że tego pożałuje bo wtedy to skończyłabym chyba na dołku. Ekspres nawrzeszczał na mnie, więc zaczęłam szukać jakiejś substancji słodzącej. Chlup cukier w kawę….i dużo mleka.
Powrót do dzieła techniki. Zdjęcie Ozyrysa z owego dzieła. I „śmiertelny tatuaż” ENTER.
Jedno wspomnienie o akcji z tatuażystą-mordercą, dwa. A potem grzebanie się w stosie zdjęć rąk ozdobionych czaszkami, kościami, nagrobkami….wytatuowanymi oczywiście. Strasznie to głupie. Ja sobie Spongeboba, ani ciastek nie dziaram, więc do czasek, gwiazdek czy misiów mam podobny stosunek. To może „tatuaż rytualny”. Nie. Wszędzie Wikipedia. Ja nie wiem. No to „rytualne zdobienie ciała”. Też nie. Cykl dokumentalny na Discovery Channel.
Poczytałam sobie na temat tego, jak gdzie i kiedy robić sobie najlepiej. Co robić sobie najlepiej, które goją się najlepiej. Pigmenty. I wchłanialność. A gdyby tak przeprowadzić testy jak pewne substancje zmieniają wchłanialność. No ale bez sensu. Zabić kogoś, żeby sprawdzić czy się nie wchłonie? Głupsze niż ustawa przewiduje. Hmmm…a może chodzi o miejsce i wzór, bo podobno miejsce i to co się tatuuje ma znaczenie. W Internecie znalazłam tylko „poznaj znaczenie tatuaży Mai Sablewskiej” Kogo?!? Skoro nie znam to znaczy, że nie warto znać. Zmieniłam wpis i zaczęłam szukać specjalistów w tej dziedzinie. Przekopałam pół Internetu aż znalazłam kogoś interesującego. Wyciągnęłam telefon, wystukałam numer.
Po trzech sygnałach:
- Strychalski, słucham – jaki miły głos, niski. Trochę mnie zdziwiło, że siedzi w niedzielę na Uczelni, bo chciałam mu tylko wiadomość na poczcie głosowej zostawić. Ale skoro rozmawiam z żywym człowiekiem to kujmy żelazo.
- Dzień dobry. Moje nazwisko Dworska, Regina. Czy mam przyjemność z doktorem Stefanem Strychalskim.
„SS” nie mogłam powstrzymać się od wrażenia, że zaraz usłyszę „Ja wohl!”. Powinnam jednak się leczyć. W sumie dobrze się dodzwoniłam.
- Ta Regina?
- Nie wiem, zależy to słowo „TA” oznacza.
- Pisarka?
- Pisarka to duże słowo. Autorka powieści brzmi mniej zobowiązująco. Nie muszę się obawiać, że ktoś zechce zażądać ode mnie zaangażowanej społecznie trylogii.
- Tak sobie Panią wyobrażałem!
Nie miałam wideofonu, więc chyba chodziło mu o charakter.
- W ustach eksperta tej klasy przyjmę to jako komplement
- Jak najbardziej. W czym mogę pomóc?
- Widzi pan, interesuje mnie znaczenie tatuaży. Czytałam, że Pan wypuścił jakieś opracowanie na temat sztuki tatuażu i piercingu w świetle cech osobowościowych i przyznam, że mnie to szalenie interesuje.
- Albowiem?
- Albowiem lubię wiedzieć. Reszta jest milczeniem lub tajemnicą śledztwa.
- Pani współpracuje z policją?
- Tylko na papierze i w stworzonej przeze mnie rzeczywistości. – takie tam, małe kłamstwo.
- Miła Pani, czy jest Pani ze Stolicy?
- Owszem
- To może ja bym Panią zaprosił na kawę i byśmy porozmawiali na ten temat, a w zamian dostałbym jakiś autograf lub też podobny suwenir?
Skąd ten człowiek te słowa bierze. Ile on ma lat? Tysiąc dwieście. Zawahałam się. A co mi tam, najwyżej mnie zamorduje. Cóż mam do stracenia prócz swojego życia. No nic.
- Chętnie. Ja mam elastyczny czas pracy, więc jakby był Pan tak łaskaw i podał jakiś termin?
- Jutro około osiemnastej?
- Doskonale. Jakieś dogodne dla Pana miejsce?
- Ten wybór pozostawiam szacownej Pani, jako że jestem nieco staroświecki.
On ma więcej lat. Pewnie pamięta jeszcze koronację Mieszka!
- Może kawiarnia u zbiegu ulic Emilii Plater i Alej Jerozolimskich. Naprzeciwko hotelu Marriot, w starej kamienicy. Może trochę hałaśliwie, ale za to anonimowo.
- Oczywiście, już notuję.
NOTUJĘ?!?! Odnalazłam pra-człeka! Myślę, że może na opowiedzieć wiele o tym jak dinozaury chodziły jeszcze po Świecie.
- Jak Pana poznam? – spytałam
- Ja poznam Panią. Proszę tylko nie przestraszyć się mojego wieku i uwierzyć w moje zdolności. Zaręczam, że warto.
- Obiecuję. Do widzenia.
- Do zobaczenia! – trzask słuchawki.
To się na koniec wyluzował, nie ma co. Maciek się ucieszy jak mu powiem kto w poniedziałek robi obiad. Jak mi zaserwuje kupne pierogi z mięsem lub krokiety to go zabiję, za naleśniki też. Może lepiej pójdę już teraz, coś sama, na jutro ugotować. I tak nic nie zwojuję.
Wyłączyłam laptop i wieżę.
Poszłam szaleć przy garnkach.

2 komentarze:

  1. oświadczynyyyy awww :3

    haa, ale zaintrygowały mnie te tatuaże - gdzie znajduje się dłoń i usta skoro nie w miejscach pierwotnie planowych, hę?

    Starszy pan się okaze pewnie bardzo pomocny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jak następnym razem będę chora i wezmę Gripex, to przekaże swoim bakteriom, ze ten lek powoduje napady euforii... i w bardzo wesołej atmosferze będe sobie chorować:P
    zaraz pra-człowiek.. bo nie ma kompa?:D bez przesadyzmu:D ja go widze.. jako.. nie wiem czemu, ale mam przed sobą twarz Lenina.. wąs, bródka, no.. samo jakoś tak wyszło:D

    OdpowiedzUsuń