piątek, 21 września 2012

Piętnaście

Absolutnie kocham noce filmowe z Anką. Jedyna osoba, która podziela moje upodobania w kwestii doboru repertuaru w 100%. Nigdy sobie nie przypomnę jakim chorym sposobem wpadłam na to żeby umówić ją z Michałem. Nawet wizualnie nie pasowali do siebie. Ale jak się okazało, parą byli świetną.
Zgodnie z moimi przewidywaniami chłopaki nie przyjechali. Położyłyśmy się w okolicy pierwszej, a w okolicy dziewiątej obudził mnie telefon od Mikołaja. Odebrałam:
- Jutro - powiedziałam
- Dzisiaj - odpowiedział - Natychmiast.
- Podaj jeden powód?
- Nasz morderczy tatuażysta rzucił się na Maćka.
Zatkało mnie jak jeszcze nigdy w życiu.
- Skąd wiesz?
- Od jego zbawcy.
- Czyli?
- Michała.
- A ten skąd wie?
- Z fusów wywróżył, do cholery. Gdzie jesteś? Wyśle po Ciebie radiowóz.
- U Michała i Anki.
- A co ty tam robiłaś?
- Książkę piszesz? Spałam.
- Nie rozumiem.
- Tak, a ja rozumiem jak ktoś dzwoni do mnie i mówi mi, że z narzeczonego chcieli mi bitwę pod Grunwaldem zrobić.
- Racja.
- A czemu w zasadzie tak późno dzwonisz?
- Bo oni dopiero co wytrzeźwieli i mogli się wysłowić.
- Adres znasz?
- Znam, Michał podał. Już jadą o Ciebie. Ubieraj się.
Przyznam, że mało co jest mnie w stanie zaskoczyć, ale tym razem Mikiemu udało się mnie zadziwić.
Obudziłam Ankę. Stwierdziła, że nigdy nie widziała ofiary napadu i też chce jechać. Potem się zreflektowała i wymamrotała skruszona, że jej przykro. Podziękowałam, bo byłam tak zdenerwowana że ciężko było mi zadeklarować z całą stanowczością co czuję.
Ubrałyśmy się, zrobiłyśmy sobie kawę, Anka wyciągnęła gofry. Zjadłyśmy. Zadzwonił domofon.
- Słucham - Anka zaszczebiotała do słuchawki.
- Dzień Dobry, Komenda Stołeczna Policji, Aspirant...
- Dobra, dobra...już schodzimy.
- Dziękuję! Przyjąłem! Czekamy.
Odwiesiła słuchawkę i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Ale będzie jadka - aż podskoczyła z radości, kiedy to mówiła.
Jej świetny nastrój udzielał się i mi. Ale zaczynałam podejrzewać, że to po prostu jakaś choroba psychiczna roznoszona drogą kropelkową. Bo jak wyjaśnić radość na wieść o morderstwie.
Wyszłyśmy z domu. Przed bramą stał nieoznakowany samochód a przy nim facet w mundurze.
- Pani władzo, czy chce mnie Pan skuć? - wyszeptała mi Anka do ucha.
Zachichotałyśmy idąc w stronę auta. Fakt, pan aspirant wyglądał. I to nawet bardzo wyglądał.
- Rozumiem, że ta radość to na nasz widok - powiedział otwierając drzwi.
Przypomniało mi to idiotyczny dowcip z czasów jak policja jeździła polonezami "Policjant: zapraszam do poloneza panie Menelu Menel: dziękuję, nie tańczę"
- A czyjże widok tyle radości oczom mym sprawić może co dwóch dorodnych stróżów prawa - poszłam w absurd.
- Krzysiek! - zawołał aspirant numer jeden do kolegi - jesteśmy dorodni. Jak się z tym czujesz?
- Całe życie marzyłem, żeby kobieta tak do mnie świntuszyła - zaśmiał się drugi - a teraz jazda, bo nam Piotruś nóżki z zawiasów powyrywa.
Wsiadłyśmy. Panowie ruszyli. Podczas jazdy postanowili zabawiać nas konwersacją. Nagadali się o tym jakie to trupy widzieli ostatnio, że trudno awansować, że Michał z Maćkiem to im zafundowali kabaret bo jak tylko ich dowieziono to zaczęli się wygłupiać. Upierali się, że będą gadać tylko z Mikołajem. Początkowo podejrzewano, że chodzi im o świętego Mikołaja, ale w końcu się dogadali. No i efekty znamy. Dojechaliśmy na komendę. Panowie nas zaprowadzili do Mikołaja i się odmeldowali.
- No moje Panie, oto wasze M&M'sy - Miki oddał nam chłopaków. - niech Wam teraz opowiedzą jak było.
- Się działo...- powiedział mój - wielu psychopatów znam, w tym siebie najlepiej, ale tamtem był jakiś nienormalny.
Ja osobiście normalnego psychopaty nie poznałam nigdy, ani nienormalnego ale wyczułam że chłopaki są nabuzowani i rozmowa z nimi to będzie ciężka sprawa.
- Ten psychol myślał chyba, że jestem sam. A ja miałem grupę pościgową - wskazał na Michała - tylko ten mój S.W.A.T postanowił obsikać latarnię i został z tyłu. I nagle BAM: wyskakuje na mnie wielki, wytatuowany facet i mówi, że czas zbeszcześcić moje ciało bazgrołami!
Usłyszałam cichy alarm gdzieś w głębi mojego mózgu.
- Potem mnie złapał i kazał ze sobą iść. I ciągnie mnie do takiego dostawczaka. - kontynuował - i widzę kątem oka jak zza zakrętu wychodzi Michał.
Michał wstał, ukłonił się, dygnął jak prima balerina i usiadł.
- No to zacząłem wrzeszczeć jak głupi i się miotać. Zobaczył to mój książę na białym rumaku i mnie wybawił.
Mój przyjaciel wstał ponownie i wykonał, ten sam co poprzednio, układ choreograficzny.
- I oni mi tak zeznawali - westchnął Miki.
- Znaczy On - wskazałam na mojego ukochanego - zaczął się drzeć, że jest dziewicem i się boi seksu, a facet najpierw zdębiał, potem zauważył Michała, przestraszył się i uciekł?
Moi chłopcy radiowcy pokiwali głowami, a Pan Podkomisarz załamał ręce.
- Zamaskowany był? - zapytała Anka.
- I miał szpadę, którą znak Z malował! - dodał jej uroczy małżonek
- Czy Was to bawi? - zapytał Mikołaj
- A co? Mamy płakać i rwać włosy z głowy? - ta odpowiedź wydobyła się ze mnie mimo mej woli.
- Trochę Cię nie rozumiem.
- Ty mnie? Ja Ciebie! Ciągniesz mnie tutaj tylko po to, żeby mi powiedzieć że jakiś podszywający się zboczeniec chciał mi ukochanego zgwałcić i że nic się nie stało?
- A skąd wiesz czy to nie nasz poszukiwany psychopata? Może popełnił błąd!
- Zgłupiałeś? On ciała podrzuca tak, że nic nikt nie widzi...i nagle będzie wlókł wrzeszczącego wariata do furgonetki? Serio?
- Może go poniosło?
- No wybacz, ale dotychczasowa jego przemyślność zmusza mnie do zawierzenia jego, a nie Twoim zdolnościom.
- Twoje wykształcenie techniczne mnie dobija. Argumentujesz tak logicznie i rzeczowo. Nie sposób Ci racji nie przyznać.
- Panowie, kapelusze z głów - skwitowałam cytując Alberta Camus.
Cała trójka moich przyjaciół wstała i udała, że ściąga kapelusze. Usiedli. Miki spojrzał na nas jak na gniazdo żmij. Albo nietoperzy.
- Dobra. Was - pokazał Ankę i Maćka - odwieziemy do domu. Ty - to było do mnie - zostaniesz u nas na komendzie...a ty - wskazał palcem na Michała - za 40 minut masz audycję, zbieraj się, drogòwka Cię na sygnale odwiezie. Inaczej nie zdążysz.
Wstali i wyszli.
- Daj Ozyrysowi jeść, bo wrota piekieł otworzy! - wrzasnęłam na Maćkiem.
- Okeeeeyyyyy - odwrzasnął i zniknął za drzwiami.
Mikołaj przeszedł naokoło biurka. Usiadł koło mnie i powiedział:
- Idziemy na kawę?
- Jeśli ty stawiasz, to chętnie.
- Niech będzie. Czeka Cię ciężki dzień.
- Każdy jest ciężki jak tak na to spojrzeć.
- Zwłaszcza jak masz wariatów wśród najbliższych. Widziałaś jak Ania patrzyła się na Maćka jak opowiadał? Ją to bawiło! To nie serial kryminalny.
- Właśnie. To jeszcze lepsze niż serial. Bo to dzieje się naprawdę!
Uśmiechnęłam się, a Miki wziósł oczy ku niebu. A co niby miałam mu powiedzieć? Że trup w szafie jest naprawdę zabawny dopiero kiedy jest to trup w Twojej szafie? Lepiej mu takich rewelacji oszczędzę.

5 komentarzy:

  1. "Ja osobiście normalnego psychopaty nie poznałam nigdy, ani nienormalnego..." piękne to!:D odrazu humor mam lepszy:D

    OdpowiedzUsuń
  2. plus.. zebym to ja miała takie logiczne, chłodne i spokojne wytłumaczenie na wszystko jak R to byłabym najszczęśliwaszą kobietą na świecie!

    OdpowiedzUsuń
  3. haahaah, ja natomiast zawyłam cichutko z dowcipu o policjantach w polonezie ;p

    OdpowiedzUsuń