Miki odłożył słuchawkę i patrzył na mnie zdmiony.
- Wybuduję Ci ołtarzyk - oświadczył.
- Fajnie. - skrzywiłam się
- Mam talię kart - zaczął grzebać w szufladzie - może dopasujemy karty do ofiar.
- I co dalej? - zapytałam nie rozumiejąc zupełnie jego ekscytacji - poprosimy kogoś żeby nam powróżył kto będzie następny?
Dotychczas radosny Mikołaj zmarkotniał.
- Też racja. Ale na dobry początek ustalmy target łowcy, okey?
- Dla mnie bomba, ale kolejną kłodę Ci rzucę: która karta będzie następna? I czemu zaczął tak, a nie... - Urwałam nagle. Olśnieniom dziś nie było końca.
- Nie, co? - dopytywał się grzebiący za kartami.
- A jeśli on to mordowanie traktuje jak grę z Wami w karty?
- Jesteś bardziej szalona niż przypuszczałem.
- Naprawdę? No nie wiem. Moim zdaniem daje Wam jakieś znaki. Daj mi plan miasta i kolorowe pinezki. I jeszcze więcej miejsca. Muszę się zastanowić. Bilingi macie?
- Czyje?
- No nie moje, przecież. Ofiar.
- A po co?
- Załatw. Tam może kryć się odpowiedź.
- Jak to?
- Jak ja żałuję, że nie myślisz jak Maciek. Mój pomysł z symboliką kart jako ludzi wziął się z wróżbiarstwa. Tam podczas wróżenia wybiera się kartę, która reprezentuje osobę której wróżysz.
- Wybór zależy od wieku, statusu społecznego i płci, tak?
- Dokładnie! I pomyślałam, że skoro ja to wiem z moich doświadczeń jako wróżki to nasz miejski psychopata sam zapewne, też, na to nie wpadł. A że wyselekcjonował swoje ofiary w taki a nie inny sposób to mniemam, że coś musiało je łączyć. Może telefony do tych ezoTV czy innych telefonicznych magików. Warto sprawdzić.
- Genialne!
- Wcale nie. Po prostu nieszablonowe.
- Jak teoria względności. Czyli genialne! - skwitował i znów gdzieś zatelefonował.
Przesunęłam go od biurka i pogrzebałam chwilę w szufladzie. Momentalnie znalazłam karty. Poprzyczepiałam karty tymi marcheweczkami, jagódkami i innymi cebulkami. Kuriozum.
Jakiś miły Pan w stroju służbowym wszedł i podał mi mapę, gwoździe oraz pudełko pełne kolorowych pinesek.
Kazałam Mikiemu przymocować wszystko do ściany i oznaczyć miejsca odnalezienia zwłok.
- A czwarta lokalizacja?
- Tutaj! - wskazał palcem zupełnie nieznaną mi lokalizację.
Wbiłam kolorowy punkcik w mapę i sposępniałam. Wzór nie mówił mi zupełnie nic a nic. Poczułam się jak doktor House czekający na kolejny symptom. Kompletny impas.
- Znajdź mi książkę "Sztuka Wróżenia" jak najszybciej. - powiedziałam do Mikołaja, a w zasadzie wydałam rozkaz.
- Po co ci to?
- Czy ja Cię zawiodłam dzisiaj?
- Ale powiedz po co ci to.
- Bo tam jest wiedza o wróżenia. Podstawowa bo podstawowa, ale chyba więcej nam nie trzeba.
- Już wysyłam chłopaków. A gdzie to można kupić?
- Nie wiem. W antykwariacie? Sklepie ezoterycznym? Niech się na coś przydadzą.
- Tak mamo, ale na dzisiaj dość. Jest dwudziesta. Jestem umówiony z Magdą.
Zrobił taką minę, że nie miałam pytań. Już mieliśmy wychodzić, kiedy do gabinetu wpadł jakiś policjant, potraktował mnie jak powietrze i zwrócił się do Mikołaja: - Mamy wariata w holu głównym. Wpadł i wrzeszczy, żebyśmy oddali mu narzeczoną. Zamykamy go na czterdzieści osiem?
- To chyba po mnie, Pan go puści - zwróciłam się do nieznanego funkcjonariusza. Spojrzał na mnie z takim zdziwieniem jakbym właśnie się zmaterializaowała w pomieszczeniu. Wyskoczył z pokoju i biegnąc w kierunku holu wrzeszczał, że facet jest normalny i żeby go rozkuć. Spojrzałam na Mikiego i oboje wznieśliśmy oczu ku niebu.
niedziela, 23 września 2012
Kości zostały rzucone
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
jejjj, skąd Ty bierzesz te pomysły.?!?! Szacun!
OdpowiedzUsuńJuż tłumaczyłam Maggie: siadam i pisze się samo. Wierzcie mi lub nie, ale ja siadając do pisania sama nie wiem co się wydarzy:)
OdpowiedzUsuń