środa, 30 stycznia 2013

Whats her name?

Wyszliśmy z budynku we trójkę: ja, Wacek i mój Naczelny. Wciąż miałam szeroko otwarte oczy. Patrzyłam na swojego szefa jak zaczarowana. I to wcale nie dlatego, że się zakochałam. Już się miałam zapytać go jakim cudem w takim sci-fi brał udział i gdzie zgubił swoje wolkańskie uszy, ale zadzwonił mi telefon. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam i warknęłam do słuchawki:
- Halo!
- Yeah.... - westchnięcie po drugiej stronie - nice to hear your sweet voice.
- Dominic? - a ten czemu dzwoni...
- Si senorita. What's up?
- I'm pregnant.
- Woooo...- i chwila ciszy - I think I just died and been reborn. Well...congrats.
- You mad, bitch?
- Dah...! So...if it's a boy you're gonna name him Dominic, right? - usłyszałam uśmiech.
Bo Dominik miał ten dar. Nie wiem na czym to polegało, ale jego uśmiech wyczuwało się wszystkimi pięcioma zmysłami. Skoro Bóg urody mu oszczędził to przynajmniej pięknym uśmiechem obdarzył. Równowaga w przyrodzie musi być.
- Sure will. Wanna talk 'bout this brilliant idea with my future husband?
- Challenge accepted. But, hey, that's not the main reason of this call. You peole are still interested with this interview-thing?
- Sure.
- Your Boss must be delighted...
Sarkazm to najniższa forma inteligencji. Ale tak twierdzą tylko ludzie do niego niezdolni.
- He will be. As soon as he will get to know that.
Śmiech po drugiej stronie słuchawki.
- Okey, babe. Next week will do?
- You want to do it live?
- Yesss - o nie, powinnam uważać na słowa - in front of millions of listeners. That'd be so kinky.
- I'm terrified.
- Oh, girl, you know we adore you. We won't hurt you.
- I'm not affraid of you. - boję się siebie - but it starts at 1 pm CET.
- Will do. Can I get an address?
- Can I get your e-mail?
- Joan will send you, Ok?
Jaka znowu Joan. Aaaa...Haduś. Zawsze zapominam, że ona Aśka jest.
- OK.
- So, babe, I heard that you and the Lady of My Heart are planning a party at our house?
- Something in a way.
- Maybe right after the interview? Oh, right, can we play during the AUDYCJA.
Audycja? Po polsku mi nagle mówił. Coś mu się stało? Idę o zakład, że Haduś mu coś nagadała.
O, no tak, jeszcze mi brakowało, żeby zagrali.
- I need to talk to my boss about that. I mean we would love to hear you live but...we need a special studio. I must ask. I'll see what I can do.
- So, Jay will send you our rider, OK?
- Si senor! - o Boże...rider? Czego oni mogą chcieć?
- See you soon.
- Bye, bye!
 Rozłączyłam się. Szef patrzył na mnie pytającym wzrokiem.
- Oni chcą u nas dać wywiad i zagrać live.
- Rider. - powiedział nie pytając kto i czemu. Już mu Michał pewnie nagadał.
- Jutro.
- Kiedy program?
- Sobota, u mnie i Maćka na audycji.
- Załatwię studio, ogarnij ukochanego.
- Ogarnięty.
- On nigdy nie jest ogarnięty.
- Szefie? Ta historia z tym zabitym?
- Niech zostanie między nami. - powiedział grobowym głosem.
- Szef zdefiniuje "nami".
- Nie mów im. Idę ściemniać, że załatwiłem wywiad z gwiazdą. Mogę?
I weź im nie mów...ale o Syli i Mikołaju nic nie mówił.
- Ma szef moje błogosławieństwo. - odpowiedziałam.
- No to Alleluja. - pomachał ładując się do samochodu.
Ale żeby ukraść komuś połowę życia...
- I do przodu - zasalutowałam
Stałam na ulicy gapiąc się w odjeżdżające auto mojego przełożonego. Poczułam, że w mojej kieszeni wibruje telefon. Znowu. Raka mózgu od tej gadaniny dostanę.
- Halo? - spytałam lekko zniecierpliwiona
- Macie zwłoki? - odezwał się głos w słuchawce.
- Jakie "MY". Osobiście nie dysponuję żadnym truchłem czy jak wy to tam nazywacie. - zupełnie nie zauważyłam, że dzwonił do mnie morderca.
- Ty wiesz z kim rozmawiasz?
- Jakbym wiedziała to byś już pewnie dawno siedział.
Zbrodniarza chyba zatkało.
- A wiesz czemu? - drążył temat.
Debil.
- A skąd ty masz ten numer telefonu? - nagle mnie olśniło. Przecież on jest zastrzeżony. Dostępny tylko u operatora
"Boże, czemu czasem wyłączasz mi mózg?"
- Ty weź zadzwoń za kwadrans, bo muszę do toalety. - dodałam
- Co? - chyba go zaskoczyłam
- Zadzwonisz?
- No dobra. Do usłyszenia! - i rozłączył się.
Pobiegłam do drzwi, wpadłam do holu, dopadłam Mikiego i wyszarpując go ze szponów prokurator powiedziałam coś w stylu: "Dzwonił, BOK, Orange, Szybko". Spojrzałam jak Mikołaj potykając się biegł do Wacka. Wrzeszczał coś o adresie i nalocie.
- Który? - wrzasnął do mnie.
- Główny. On jest na Mokotowie gdzieś.
- Nasyłać - wrzasnął do Wacka - Mokotów. Pomarańczowe Call Center. 5 minut!
- Pani może usiądzie? - odsunęła mi krzesło prokurator.
- Może - usiadłam
- O co chodzi? - zapytała
- Dzwonił do mnie morderca.
- Groził Pani?
- Spróbowałby! Wie Pani - spojrzałam na nią - Ja się nie boję porykiwania na mnie przez telefon.
- Ani grożenia?
- Gadać to sobie mogą.
- A jak postanowią przejść do czynów.
- To lepiej niech uważają.
- A to niby czemu? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Bo atakowanie socjopaty to nie jest najlepszy pomysł.
- Zamordowała Pani kogoś kiedyś?
- Nie...ale nigdy nie wiadomo co wydarzy się jutro.
- Za takie słowa...no cóż...oby była Pani jak Dexter Morgan. Zawsze po dobrej stronie.
- I zawsze nieuchwytna.
- Będę mieć na Panią oko. - spojrzała na mnie podejrzliwie.
Bardzo mi się to nie spodobało.
- Lepiej oba. - powiedziałam - Nie chcemy, żeby nabawiła się Pani zeza.
I chyba zabrzmiałam jak rasowy psychopata.
Telefon w mojej kieszeni zawibrował.
- Morderca? - zapytała prokurator
Spojrzałam na wyświetlacz.
- Nie. Urząd Celny - odparłam i odebrałam - Halo?
- Cześć.
- No cześć Haduś. Dominik dzwonił.
- Słodko. A ja coś wiem o skrzypcach.
- Wal.
- Przez granicę przejechały jako falsyfikat. A raczej replika.
- O matko. Ona tak zadeklarowała?
- Tak.
- Ale wy to sprawdzacie?
- Tak.
- I?
- Replika.
- Ale jak?
- Mamy swoje metody.
- Ale czekaj? Czyli ona wiozła replikę?
- Falsyfikat. Znaczy ten nasz powiedział, że on się jej pyta czy oryginał a ona mu na to, cytuję: "falsyfikat, chyba, znaczy ta....no....replika, chyba"
Potem mu dała papiery, że jakby co to oryginał też ma. Tłumaczył mi, że jego zdaniem to był oryginał, ale dziewczyna papiery miała i wcześniej z tym instrumentem jeździła to ją puścił. Potem jak wracała z wycieczki to trafiła na kogo innego, ale pokazała papiery z ekspertyzy i wynikało z nich że to jednak kopia była...
- A po co ona to pokazywała? Mogła wywieść i wrócić z kopią.
- Mogła, ale jak to celnie ktoś powiedział: to co z tą kasą zrobiła?
- Przelewy?
- No chyba policja to sprawdziła. Nam zadeklarowała, że kopia i była to kopia. Się zgadza. Ma papiery na oryginał, ma. Poza tym żeby takie skrzypce idealnie podrobić to trzeba w nie godzinami się wpatrywać, każdą ryskę znać...
- Też racja. A wy je fotografujecie na granicy.
- Te akurat tak.
- I jak porównanie?
- Na moje oko te same wyjechały i te same wjechały.
- To gdzie jest oryginał?
- Poszukam w domu, może znajdę...
- Haduś, ale ty wiesz co to znaczy?
- Nie wiem czy wiem, a myślisz, że co?
- Że się ogarnęła, że to podróbka i doszła kto ma oryginał. I dlatego musiała zginąć.
- Bez jaj. Przecież tego na czarnym rynku się nie da sprzedać. To jest tak drogie i tak charakterystyczne, że musi być kradzione na zlecenie.
- Albo ktoś ukradł dla siebie.
- A po co mu?
- Właśnie.
- I czy umie o nie dbać?
- Właśnie.
- Na moje oko to jakiś muzyk musiał być. Znam takiego kumpla Dominika co by się posikał na sam widok tych skrzypiec.
- A ten znał skrzypce na wylot.
- Tak?
- Idealna replika? Musiał znać.
- Może konserwator.
- Albo ktoś z filharmoni.
- Uuu...intryga się zagęszcza.
- Dobra, kończę...czekam na telefon od mordercy
- No to pa! - powiedziała posłusznie Haduś.
Ona jest niesamowita. Nic jej nie zdziwi.
Chociaż to ona usidliła najzdolniejszego i najbrzydszego muzyka tego uniwersum.
Po takiej akcji też by mnie chyba nic nie zdziwiło.

1 komentarz:

  1. Ah ten Haduś, no naprawde, zdolniacha taka, ze głowa mała! :) a moze Dom umie mówić po Polsku, tylko jeszcze o tym nie wie (czyt. nie krzywdź nas, swoich czytelników i nie każ nam myśleć nad tłumaczeniami, cooo?:> brzydal nr 1 musi coś po polsku szprechać, no! )
    i tak jak mówiłam. Wielbie Cie za tą Lady of My Heart! :)

    OdpowiedzUsuń