piątek, 4 stycznia 2013

The Last Shadow Puppet

Ku mojemu zdziwieniu audycja szła gładko. Michał krzywił się na każde moje wyjście po coś do picia czy do toalety. Wyszłam dwa razy, w trakcie utworu a potem reklam. Moje wkurwienie osiągnęło apogeum, kiedy po powrocie z toalety usłyszałam od Niego:
- Kobiety to jednak mają pęcherze wielkości orzeszka.
- Lepiej mieć w tym rozmiarze pęcherz, a nie mózg...jak to w Twoim wypadku ma miejsce - odparłam.
- Pamiętaj z kim rozmawiasz? - upomniał mnie nowy naczelnik tego burdelu.
- Pamiętam. Z debilem, któremu się wydaje że jak jest czyimś przełożonym to już może wymazać ze swojego słownika słowo "uprzejmość".
Odpowiedziała mi grobowa cisza. Michał wstał i wyszedł.
- Przegięłaś. - powiedział Maciej.
- Serio? Uważasz, że przegięłam? JA?!?
- No On zostawił Ci ostatnie słowo. Nie odezwał się.
- A to mało razy się do mnie nie odzywał?
- Jak to?
- Póki się nie przeprowadził do stolicy to w ciągu pięciu lat widzieliśmy się może ze trzy razy...
- Mój świat właśnie runął - wtrącił się pan M, ale go zignorowałam i ciągnęłam ten pseudo-monolog dalej.
- ...ten człowiek ma charakter cięższy niż ja, Jared Leto i Lars Ulrich razem wzięci. Jeśli coś nie idzie po jego myśli to odstawia sceny. Zakichana primadonna.
- Damy teraz Godsmack?
- Make Me Believe.
- Poleci. Ale zrozum, że on jest zdenerwowany.
- Ja wiem, rozumiem i pojmuję...ale gówno mnie to interesuje. Ma być grzeczny. Przypominam, że z naszej trójki to ja jestem w ciąży i to ja będę miewać humory.
- Nie wytrzymam nerwowo.
- Za późno.
Do studia wszedł Michał. Chciał się odezwać, ale zanim mu się to udało Maciej pokręcił głową i powiedział:
- Będziesz żałować. Poza tym pamiętaj, że ktoś tu jest w ciąży.
- Ty mnie prosisz o coś? - zapytał Jego Wysokość Naczelny.
- Ja Cię ostrzegam. Ale chyba wiesz, że wojna z moją ukochaną to strzał w kolano.
- Jak się dzisiaj czujesz? - zapytał mnie Michał
- Strofowana.
Drugi raz w życiu zobaczyłam TEN wyraz twarzy u Michała. Kompletna rezygnacja.
"Sygnał S.O.S odebrano, kapitanie... Pomoc nadchodzi"
- Będziesz miły? - zapytałam.
- Postaram się.
- Przytulisz nas?
- Nie przytulam z założenia, ale co to za wujaszek co nie przytula i nie demoralizuje.- uściskał mnie tak, że od razu pożałowałam prośby czyli absolutnie normalnie.
- Wielka rafa ominięta. - odetchnął ojciec moich dzieci
- Nie widziałeś rafy - powiedziałam - co z Anką?
- Co? Co bo co? A co ma być - zaskoczyłam Michała.
- Sama mam do niej zadzwonić czy idziecie dzisiaj na piwo?
- Dobra. Pójdziemy. - zgodził się tonem takim jakbym mu proponowała mu darmowe czyszczenie okrężnicy.
"Niby darmowe, ale jednak to okrężnica..."
- Mikołaj - przypomniał mi Maciej
- Trup. Sam Miki mało mnie interesuje. - odparłam zbierając graty.
- Byłaś świetna - wywalił nagle Michał
- Wiem. Ty byle kogo nie zatrudniasz. - uśmiechnęłam się i wyszłam.
Przetransportowałam siebie i zawartość siebie na parter.
"Uwaga! Wkurwiony inkubator nadciąga!"
- Długo mam czekać? - przywitał mnie uroczo Mikołaj.
- Nie wrzeszcz, miałam mały problem tam na piętrze.
- Płód parł na pęcherz, co?
- Chcesz ze mną o ciąży i hormonach zaczynać. Jesteś pewien?
- Znaczy...tego...
- Powiem Magdzie żeby Ci zajechała patelnią przez łeb, może Ci ta resztka rozumku wróci.
- Oj weź....żartowałem.
- No to strasznie zabawny jesteś ostatnio. Kto umarł?
- Kogo zabili raczej.
- Patelnia....
- Oj, no co. Zabili portiera z szatni w filharmonii.
- Co napisali.
- Że ten jest ostatni.
- Jak to?
- Tak to.
- Czyli więcej nikogo nie zabiją?
- A tak...to nie....że to ostatnie takie ostrzeżenie i że od przyszłego tygodnia począwszy wszyscy zamieszani w tę sprawę powinni częściej się za siebie oglądać.
- No Moriarti z nich żaden, ale i my za Sherlocka nie zrobiliśmy. Napisali to na nim?
- Tak.
- Czyli dowody mamy. To po co go zabijali?
- Też był świadkiem.
- Gdzie go znaleźliście?
- W filharmonii.
- Ciekawe.
- Serio?
- Tak.
- Czemu?
- Bo to znaczy, że filharmonia jest kluczem.
- To znaczy.
- To znaczy, że potrzeba nam Syli.
- Po co?
- Bo nieistotne czy wierzysz czy nie, ale ona może pomóc.
- Niby jak.
- Ona twierdzi, że wyczuwa negatywne emocje.
- Ja twierdzę, że jest mentalistą i nawet sobie z tego nie zdaje sprawy.
- Grunt, że wie - skwitował
- Grunt. Acha...i niech wszyscy pracownicy się stawią.
- Po co?
- Bo raczej w upiora z opery nie wierzę. Tam gdzie jest zbrodnia jest i motyw. A tam gdzie jest motyw musi być morderca
- Brzmisz jak autor kryminałów - złośliwie zauważył Miki.
- Patelnia! - wrzasnęłam.
- ŁADNIE...- za szybą wyrosła twarz Wacka, a ja się zastanowiłam ile stoimy już na tym parkingu bo wychodzi na to, że przejazdu spod radia na miejsce zbrodni zupełnie nie zauważyłam - bawicie się w sado-maso?
- CO?!? - ocknęłam się
- No weź - spojrzał na mnie rozbawiony Wacuś - patelnia to wasze tajne hasło...przestajecie wtedy grać swoje role, co?
- Są dwie opcje - zwróciłam się do Mikołaja - albo Sylwia jest bardziej zboczona niż mogłabym ją o to podejrzewać...
- ...albo Wacek za dużo na stronach z porno siedzi - dokończył za mnie Miki
- Tam siedzi pod razu - prychnął policjant - Zboczona od razu...wy to macie pomysły. Nic więcej nigdy nie powiem....
"To nie Twitter Wacławie. Tu jak gadasz sam do siebie to ludzie biorą Cię za wariata..."Miki wysiadł z samochodu zachęcając mnie do tego dość żarliwie, więc wygrzebałam swoje coraz okazalsze jestestwo z auta i pognałam, co brzmi dość dumnie wobec ruchów jakie wykonałam, za Mikołajem. Weszliśmy do holu budynku, trup jeszcze leżał na podłodze. Z daleka wydał mi się dość okazały. Podeszłam bliżej i pociemniało mi przed oczami. O mało nie usiadłam.
- I to jest ten portier? - zapytałam Mikiego
- No ten. - Pan Władza spojrzał na mnie zdziwiniony - czemu jesteś taka blada?
- Bo....- aż zabrakło mi tchu
- Wody Ci odeszły?
- W tym miesiącu?!?! Zgłupiałeś?!
- To czemu wyglądasz jakbyś zobaczyła...no trupa to kiepskie słowo, ale wiesz o co mi chodzi!
- Bo to mój naczelny.
- Naczelny czego?!?!
- Raczej były Naczelny.
- Radia?
- Ale, żeby jako portier sobie dorabiał to nie słyszałam.
- Nie rozumiem.
- To jest nas dwoje. A jak opowiem to chłopakom to będzie nas jeszcze więcej.
- Może oni go przebrali?
- Tak, bo w każdym sklepie dostaniesz uniform portiera rozmiaru jak na wieloryba! - fuknęłam
- No niby, nie... - dziwnie wywinął twarz Miki
- A masz rysopis tamtego poprzedniego portiera? Albo zdjęcia?
- A nie sprawdzałem.
- Bo jak znam debili to....- nie zdążyłam dokończyć zdania bo zadzwonił mi telefon.
Odsunęłam się kilka kroków o ekipy i miejsca mordu i odebrałam:
- Słucham?
- Siema. Jest dobrze - odezwał się Michał po drugiej stronie
- Znaczy, że Cię zwolnili. - bardziej stweirdziłam niz spytałam.
- Nom. Właśnie Naczelny był i go przywrócą do pracy. Nie wiem co zrobiłaś, ale go przywrócili.
Zrobiło mi sie gorąco.
- Jak to był właśnie?
- Nawet jeszcze jest.
- Daj mi go do telefonu.
- Momento.
Usłyszałam wrzask w przestrzeń w stylu "Szefie wariatka na trójce", muzyczkę w słuchawce i dobrze znany mi głos w słuchawce:
- No Cześć śliczna, jak tam potomstwo?
- Potomstwo dobrze, dzięki Szefie. Cieszę się, że Szefa słyszę. Nawet BARDZO.
- A czemu.
- A Szef ma rodzeństwo?
- A nie mam.
- A może zaginiony brat bliźniak.
- A byłaś ostatnio u specjalisty.
- A może szef przyjechać do filharmonii.
- Warszawskiej?
"Nie, Krakowskiej! Albo jeszcze lepiej Gdańskiej..."
- Taaaak....
- A w jakim celu? - nie odpuszczał Naczelny
- W celu obejrzenia swoich własnych zwłok.
- Nie rozumiem.
- To zapraszam i szef zrozumie.
- Zabiorę Maćka, bo się boję o Twój stan.
- Michała też szef może, niech audycję poprowadzi sprzątaczka...
- Dobra, będę za 10 minut.
- Dzięki Szefie, rządzisz.
- No raczej.
Trzask słuchawki.
Podeszłam bliżej do zwłok i pokazując na nie palcem powiedziałam:
- Nie chowajcie, on żyje.
- Skarbie, jest martwy, uwierz. - odezwał się Miki
- On tak, ale Naczelny nie.
- JAK TO?!?
- Tak to. Właśnie z nim gadałam.
- Że co?!?
- Że to. Będzie za 15 minut.
- Po co?
- A ile razy w życiu masz szansę obejrzeć swoje własne zwłoki.
Stróż Prawa nie mówiąc nic odwrócił się do ekipy:
- Chłopaki nie chowajcie truchła, przyjedzie ktoś na rozpoznanie.
- A nie może do kostnicy? - spytał jeden z techników
- Będzie za 10 minut.
- To my skoczymy na kawę, dobra szefie? - powiedział drugi.
- Dobra. Jakby co to po Was kogoś wyślę.
Odwrócił się znów w moją stronę:
- Lepiej, żeby byli identyczni.- powiedział chłodno. - I w jakiś sposób spokrewnieni.
- Lepiej - powtórzyłam tępo.

1 komentarz: